Artykuły

Magia w małym miasteczku

"Czarownice z Eastwick" Johna Updike'a w reż. Jacka Mikołajczyka w Teatrze Syrena w Warszawie. Pisze Wojciech Giczkowski w Teatrze dla Was.

Warszawski Teatr Syrena określa swoje działania od siedemdziesięciu lat jako przepełnione ciętym humorem doprawionym lekką ironią i ozdobione piękną oprawą wizualną. Te cechy aktywności artystycznej niezmiennie przyciągają publiczność. Jacek Mikołajczyk - nowy dyrektor - chce swoim programem nawiązać do dramatycznej i muzycznej tradycji tej placówki. W wywiadzie dla "Teatru dla Was" powiedział, że pragnie nawiązywać do tradycji Jerzego Jurandota poprzez przeszczepienie do Syreny jego myślenia o teatrze i kabarecie oraz wystawianie na deskach tego teatru współczesnych odpowiedników dzieł mistrza dorównujących jego sztukom.

Właśnie dlatego swoją działalność rozpoczął wystawieniem musicalu "Czarownice z Eastwick". Przedstawienie inspirowane jest słynną powieścią Jamesa Updike'a. Spektakl pierwszy raz wystawiono na West Endzie w 2000 roku. Muzykę skomponował Amerykanin Dan P. Rowe, a słowa napisał John Dempsey. Sztukę wyprodukował Cameron Mackintosh, producent takich musicali jak "Les Miserables", "Upiór w operze", "Miss Sajgon" czy "Koty". Jednak musical, choć grany wcześniej w Czechach, Norwegii, Brazylii i Austrii, nie zrobił wielkiej kariery. Teraz serca polskiej publiczności ma podbić inscenizacja przygotowana przez Jacka Mikołajczyka w warszawskim Teatrze Syrena. I tak się dzieje! Po dwóch przedstawieniach już wiadomo, że spektakl ten to wspaniałe widowisko. Nie jest to zwykła rozrywka oparta na muzyce, tańcu i śpiewie, ale na opowieści z ukrytym przesłaniem, które z rozpalonymi policzkami będzie odbierane i analizowane przez panie w różnym wieku i panów także, bo każdy może się z tego spektaklu czegoś nauczyć. Dla licealistek zaś będzie to przedstawienie o wielkiej miłości młodych ludzi, czyli ich rówieśników - Jennifer i Michaela.

W małym miasteczku Eastwick, w stanie Rhode Island, trzy kobiety rozwijały magiczne zdolności. Główne bohaterki - Alexandra, Jane i Sukie - każdego dnia swojego ospałego życia wypatrują mężczyzny, który byłby ucieleśnieniem ich marzeń. Ich życie stanie się niespokojne i na zawsze odmienione przez przybycie tajemniczego Darryla van Horne'a. Nabył on lokalną rezydencję i rozpoczął zmiany niepokojące lokalną przyrodę. Jest więc także wątek ekologiczny.

Bogaty i ekscentryczny, niezwykle atrakcyjny mężczyzna po kolei uwodzi trzy kobiety i sprowadza je do rezydencji, w której życie upływa pod znakiem rozpasanych erotycznie przyjęć. Tymczasem w miasteczku ma miejsce seria niewyjaśnionych i mrocznych wypadków. Dotyczą one głównie szefowej kółka historycznego - bogatej Felicii. Atrakcyjność tej historii polega na pokazaniu, jak w prowincjonalnym miasteczku z lat 60. ubiegłego wieku kobiety na nowo odkrywają swoją seksualność. Pomaga im w tym pełen satanicznego uroku mężczyzna, pokazany jako niepozbawiony erotycznej atrakcyjności uwodziciel. Nie byłoby tego musicalu - a już na pewno jego diabolicznego charakteru - bez Przemysława Glapińskiego grającego postać mężczyzny charyzmatycznego, ale odrażającego w erotyczny sposób. Czasami bywa też pociągający w drobnych, może wzruszających i sentymentalnych odruchach w stosunku do uwodzonych pań.

W roli rzeźbiarki Alex oglądamy bardzo uwodzicielską Ewę Lorską. Druga główna rola - wiolonczelistki - została fantastycznie zagrana przez Barbarę Melzer, która jako jedyna wystąpiła w obu premierach. Była wzruszająca w swojej tęsknocie za jakąkolwiek miłością. Trzecią czarownicę, poetkę Sukie, gra Magdalena Placek-Boryń, świetnie odnajdującą się w stylistyce kobiety, która pod niewinnym licem ukrywa wielkie namiętności. Publiczność urzeka gra i silny śpiew całej trójki wykonawczyń, które potrafią także znakomicie zatańczyć układy przygotowane przez Jarosława Stańka. Taniec z demonem czy fantastycznie zaaranżowana wokalnie i choreograficznie scena z praniem podrywają do zabawy i oklasków każdego widza.

Z obsady "Czarownic z Eastwick" na szczególną uwagę i uznanie zasługują jeszcze cztery osoby: Jolanta Litwin-Sarzyńska (Felicia) w brawurowej roli lokalnej działaczki i jej mąż Clayde (Michał Konarski). W roli Jennifer wystąpiła prześliczna Katarzyna Domalewska, a jej niewiernego partnera zagrał Maciej Pawlak (Michael). Do spektaklu pozyskano z castingu także cztery dziewczynki, które pełniąc w sztuce funkcję komentatora wydarzeń, czarują publiczność swoją niewinnością. Paulina Gorczyca miała jej w sobie wiele, ale także u niej pojawiały się zaskakująco dwuznaczne momenty, zwłaszcza podczas kontaktów z Derrylem.

Powieść Updike'a została opublikowania w 1984 roku, ale jej akcja jest umieszczona gdzieś "około 1970 roku". Innymi słowy, powstaje ona zaraz po wybuchu kontrkulturowej bańki - po morderstwie Mansona i wydarzeniach podczas Altamont Free Concert. Takie czasowe ustawienie jest widoczne w zrealizowanym w Syrenie przedstawieniu. Czarownice i inne osoby w powieści są ze starszego pokolenia i nie do końca rozumieją młodych ludzi, a także kontrkulturowego nastawienia służącego Derryla, czyli genderowego Fidela. Znakomicie odczytana przez reżysera postać pozyskała niezwykłego wykonawcę. Fidel zagrany przez Krzysztofa Brodę-Żurawskiego to zapowiedź innych czasów, które nadejdą za trzydzieści lat. Widz o tym wie i dlatego z przymrużeniem oka przyjmuje rewelacyjną kreację stworzoną przez młodego aktora. Brawa dla niego za odwagę i bezkompromisowość.

Jacek Mikołajczyk - reżyser i dyrektor teatru - chce, aby podstawowym filarem repertuaru Syreny były światowe musicale. Obecnie już pracuje nad zdobyciem praw do dwóch dużych broadwayowsko-westendowych tytułów. Tymczasem musi pogodzić się z tym, że w zapomnienie pójdzie stary repertuar, bo publiczność chce Syreny takiej, jaką była kiedyś. Z muzyką, girlsami, zabawą i momentami do pomyślenia. Jak powiedział mi zastępca dyrektora Marcin Zawada - wystarczył odkurzacz i po siedmiu latach odświeżony orkiestron znów wypełnił się znakomitą orkiestrą. Jej szef Tomasz Filipczak jeszcze przed przedstawieniem został przywitany gromkimi, radosnymi oklaskami, a orkiestra, która pojawiła się podczas ukłonów na scenie, otrzymała ich całą burzę. Pamiętajmy, że właśnie w tym orkiestronie zaczynały karierę wielkie tuzy polskiej muzyki rozrywkowej. Monika Walecka, kierownik produkcji w Syrenie, nie boi się żadnych wyzwań. Zapewne nowy zespół twórców tego teatru zaskoczy polską publiczność jeszcze nieraz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji