Artykuły

Choroba bezrobocia

"Samobójca" Erdmana w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Ten świetny spektakl otwiera nam oczy na polską rzeczywistość. Sowiecką sztukę z końca lat 20, przeniesiono w dzisiejszą polską rzeczywistość. Nie trzeba było wiele zmieniać, przemowa polityka udającego obrońcę biednych brzmi, jakby ją nagrano w polskim Sejmie

Wśród tematów, których unika jak ognia nasz wymuskany teatr, czołowe miejsce zajmu­je bezrobocie. Problem braku pracy dotyka­jący przecież co piątego dorosłego Polaka poza sporadycznymi wyjątkami (jak gdań­ski "Happy End" Brechta) nie znalazł odbicia na scenie. Po­wody są oczywiste: do teatrów chodzi bogatsza bardziej wy­kształcona część społeczeństwa której te sprawy nie dotyczą. A bezrobotni siedzą przed telewizorami i oglądają "Kiepskich".

Do kolejki!

Znalazł się jednak reżyser, którego wrażliwość społeczna nie kończy się na drugim progu podatkowym. Nazywa się Marek Fiedor, zasłynął parę sezonów temu inscenizacją "Matki Jo­anny od Aniołów" wg Iwaszkiewicza. Teraz wystawił "Samo­bójcę" Nikołaja Erdmana. Na spektakl w Dramatycznym po­winny ustawiać się kolejki, ponieważ Fiedor pokazuje nam, dokąd doszliśmy jako społeczeństwo. I czyni to bardziej wni­kliwie niż większość naszych polityków.

"Samobójca" to historia niejakiego Podsiekalnikowa, który zdesperowany brakiem pracy chce się zabić. Jego śmierć chcą wykorzystać w swoim interesie przedstawiciele różnych warstw i partii, próbując przekupić niedoszłego samobójcę. Napisana w 1928 roku tragikomedia była oskarżeniem sowieckiego systemu, w którym jednostka nie liczy się, chyba że umiera za tzw. słuszną sprawę. To dlatego utwór był zakazany i za życia autora nie ujrzał sceny.

Demolka rodziny

Fiedor wyjął "Samobójcę" z kontekstu sowieckiego i prze­niósł do dzisiejszej polskiej rzeczywistości. Nie musiał wiele zmieniać, przemowa polityka udającego obrońcę biednych brzmi, jakby ją nagrano w polskim Sejmie. Spektakl precy­zyjnie pokazuje mechanizm dochodzenia do władzy na ple­cach skrzywdzonych. Jest zarazem realistycznym obrazem z ży­cia bezrobotnego: akcja dzieje się w klitce z meblościanką, "wypoczynkiem" i teściową za ścianą. Z tyłu wznosi się blok z szeregami ciemnych okien. Elektrownia odcięła prąd, więc w nocy wszyscy siedzą przy świecach. Fiedor nie pokazuje jednak bezrobotnego jako ofiary: Sła­womir Grzymkowski jako Podsiekalnikow gra nieudacznika i tchórza, który nie ma nawet odwagi się zabić. Jedynym męż­czyzną w tym domu jest jego żona (Gabriela Muskała). To jedna z najciekawszych kobiecych ról w tym sezonie: Muska­ła pokazuje, jak bezrobocie demoluje rodzinę i zabija miłość. Śmiertelnie zmęczona Maria ma jednak siłę, aby wspierać męża w beznadziejnych próbach zdobycia pracy. A kiedy dowia­duje się o jego rzekomej śmierci, jest autentycznie porażona, a my razem z nią.

Za ostrożnie

Jednak największym oskarżeniem pod adresem dzisiejszej rzeczywistości jest scena balu, na którym Podkolesin ma się zabić. Rozegrana w foyer teatru przypomina wesele o czwar­tej nad ranem: pijane w sztok towarzystwo wyje pieśni Oku­dżawy i "Mury" Kaczmarskiego, ktoś obmacuje kelnerkę, po­litycy różnych frakcji to biorą się za łby, to w zgodzie chleją wódę i nikt nie przejmuje się specjalnie losem człowieka, któ­ry zaraz ma oddać życie za ich sprawę.

Jeśli można coś zarzucić tej ważnej i mądrej inscenizacji, to zbytnią ostrożność. Z grupy tych, którzy chcą skorzystać na samobójcy, Fiedor usunął popa, zamiast zastąpić go księdzem. Plejada polityków jest niepełna, brakuje populistów. Ale i bez tego spektakl Fiedora otwiera oczy na Polskę chorą na bezrobocie jak żaden przed nim.

***

Sowiecki Gogol

Nikołaj Erdman to autor scenariuszy najsłynniejszych komedii radzieckich - "Świat się śmieje" i "Wołga, Wołga". Jego sztuki teatralne - "Mandat" (1924) i "Samobójca" (1928) - przedstawiające w krzywym zwierciadle komunistyczną rzeczywistość nie znalazły uznania władz. Pierwsza, mimo sukcesu przedstawienia w reżyserii Wsiewołoda Meyerholda, szybko zeszła z afisza. Zakaz wystawienia drugiej wydał sam Stalin - krążyła w drugim obiegu, ukazała się oficjalnie w 1987 r. W 1933 r. podczas zdjęć do "Świat się śmieje" Erdmana aresztowano. Pretekstem były kuplety polityczne, które pisał z przyjacielem Władimirem Massem. Erdman został zesłany na trzy lata, a jego nazwisko wycięto z czołówki "Świat się śmieje". Po uwolnieniu wrócił do łask, pisał libretta dla elitarnego Zespołu Pieśni i Tańca NKWD, gdzie pracowali inni wybitni twórcy radzieccy - kompozytor Dmitrij Szostakowicz i reżyser Jurij Lubimow. Ponoć dużo pił i przegrywał na wyścigach. Zmarł w 1970 r

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji