Artykuły

Prawda jest naga

"Bella figura" Yasminy Rezy w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Katarzyna Fryc w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Świat w fazie rozkładu wartości, w beznadziei oczekiwania na ostateczny krach relacji portretuje francuska dramatopisarka Yasmina Reza w sztuce "Bella figura". Jej polska prapremiera w Teatrze Wybrzeże - choć mocno kontrowersyjna - warta jest uwagi.

Z twórczością Yasminy Rezy spotkał się każdy, kto oglądał film "Rzeź" w reżyserii Romana Polańskiego z 2012 roku, nakręcony w oparciu o jej komediodramat "Bóg mordu". Inscenizację tej sztuki w reżyserii Tomasza Mana - całkiem udaną - od kilku lat ma w swoim repertuarze także Teatr Miejski im. Gombrowicza w Gdyni.

Od 1 marca twórczość Yasminy Rezy gości także na afiszu gdańskiego Teatru Wybrzeże, który wygrał wyścig o prawa do polskiej prapremiery "Belli figury", najnowszej sztuki francuskiej dramatopisarki.

Mniejszy ciężar gatunkowy

Ale "Bella figura", choć skomponowana podobnie jak "Bóg mordu" (kilka osób na krótki czas zamkniętych w jednej przestrzeni dokonuje wiwisekcji wzajemnych relacji, w brutalny sposób konfrontując się ze sobą), jest tekstem o mniejszym ciężarze gatunkowym, który aktorom nie daje tak znakomitego pola do popisu. Jest jednak ważnym głosem na temat współczesnego świata będącego w fazie rozkładu wartości, który zastygł w beznadziei oczekiwania na ostateczny krach relacji między ludźmi.

Filarem tej historii jest Andrea (ciekawa, psychologicznie złożona kreacja Agaty Bykowskiej, po raz pierwszy obsadzonej w Wybrzeżu w pierwszoplanowej roli), młoda kobieta głodna uczuć i męskiej uwagi. Na co dzień pracuje jako technik w aptece i samotnie wychowuje kilkuletnią córkę. Od kilku lat uwikłana jest w romans z żonatym przedsiębiorcą Borisem (Michał Jaros), który spotkania z nią traktuje jako odskocznię od problemów z upadającą firmą.

Poznajemy ich, gdy w samochodzie na parkingu przed restauracją zastanawiają się, jak spędzić ten wieczór. On przyznaje, że ten lokal poleciła mu żona. Ona rewanżuje się informacją o seksie z kolegą z apteki.

Sytuacja dodatkowo komplikuje się, gdy cofając auto Boris niechcący potrąca Ivonne (interesująca, zbudowana na konfrontacji z jej aktorskim dorobkiem rola Katarzyny Figury). Ivonne, wciąż żyjąca wspomnieniem swojej witalności i młodości, to matka Erica (Jakub Nosiadek), związanego z Francoise (wycofana rola Katarzyny Dałek, oddającej pola pozostałym dwóm aktorkom). A ta z kolei jest przyjaciółką żony Borisa. I - przyjmując na początku rolę moralizatora - zapowiada, że o spotkaniu z Borisem i jego kochanką zamierza ją poinformować.

Nagość i seks

Nie to jest jednak najważniejsze, czy żona Borisa dowie się o jego zdradzie. Ważne, co zdarzy się tego wieczora między piątką bohaterów, którzy trafią do restauracji, by po niefortunnym potrąceniu wypić drinka na zgodę. Zwłaszcza że Ivonne ma właśnie urodziny i zapowiada się miły wieczór. Ale miło nie będzie. W ciągu najbliższej godziny wypełzną na wierzch tajemnice, skrywane żale, rozczarowania, problemy z uzależnieniem, natręctwa. I pretensje, dużo pretensji. Atmosfera zgęstnieje, zrobi się perwersyjnie. Będzie nagość i seks.

Z tym ostatnim akurat mam wrażenie, że reżyser Grzegorz Wiśniewski trochę przesadził, każąc widzom oglądać sceny zbliżeń i gołe pośladki. Każąc - chyba niepotrzebnie - paradować po scenie półnagiej aktorce przez dużą część spektaklu.

Nagość jako wyraz buntu i rozpaczy upokorzonej Andrei, której rozsypuje się świat, to przekaz dość czytelny, ale można go było sformułować inaczej.

Ciekawy z kolei okazał się pomysł, by Andreę i Yvonne połączyć rodzajem klamry i upodobnić do siebie fizycznie. To kobiety z tej samej gliny. Młodsza o pokolenie Andrea to jak wspomnienie Yvonne sprzed lat. Dla Andrei obraz rozpaczliwie niegodzącej się z upływem czasu Yvonne, kompulsywnie wspominającej swoją młodość, urodę i w podobny sposób topiącej bezradność i upokorzenie w używkach (przy okazji w poruszający sposób wykonując na scenie utwór "I Put a Spell On You Live"), jest wizualizacją jej samej dwie dekady później. Na koniec Yvonne wchodzi w jej buty. Dosłownie.

Dla mnie relacja Andrea - Yvonne, a nie Andrea - Boris jest największą wartością tego spektaklu. Z pewnością kontrowersyjnego, niedoskonałego, momentami przerysowanego. Ale ważnego, ciekawie zilustrowanego muzycznie przez Filipa Kaneckiego i rozgrywającego się w przestrzeni niebanalnie zakomponowanej przez scenografa Mirka Kaczmarka. Warto o niego się spierać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji