Artykuły

Kantor i współcześni niepokorni

Na wystawie w Zachęcie są słynni polscy artyści średniego pokolenia plus Kantor. Czy w prowokacyjnym wykorzystaniu wątków religijnych przez Kantora jest początek sztuki współczesnych niepokornych? - pyta Dorota Jarecka w Gazecie Wyborczej.

Są na tej wystawie dwa hity. Jeden to "Lekcja śpiewu II" Artura Żmijewskiego - koncert Bacha odegrany w kościele w Lipsku w 2003 r., w którym jako śpiewacy występuje grupa niesłyszącej młodzieży. To film przejmujący. Film, w którym muzyka, krzywo i niedoskonale wykonywana, brzmi pięknie. Jak cała sztuka Żmijewskiego nie mówi jednak o litości. Dotyczy problemu, który cywilizacja rozważa od czasów Platona: czy każdy przedmiot ma swój idealny wzór gdzieś poza zmysłowo dostępną rzeczywistością, czy też żadnej takiej idealnej sfery nie ma, a granice języka są po prostu granicami świata?

Kiedy słyszę niesłyszących - już samo to wydaje się pytaniem o naturę poznania - myślę o tym, czym dla nich jest dźwięk. Jak go sobie wyobrażają i co właściwie naśladują, śpiewając. I to prowadzi do wątpliwości: może idealnego dźwięku w ogóle usłyszeć ani wykonać nie można i każde, nawet uznawane za wspaniałe wykonanie, jest fałszywe? Bo wykonane jest za pomocą narzędzi niedoskonałych - ludzkiego gardła i ucha. Może idealny dźwięk to ten, który jest zapisany w nucie i niewykonany nigdy?

Ten film ma wymiar metafizyczny. Ale pokazuje też pewien ważny aspekt ludzkiego życia. Słucham dziwnego niepokojąco-kojącego brzmienia, patrzę w twarze młodych ludzi i widzę ich wielki wysiłek, by osiągnąć pełnię. Ale pełnia nie jest dostępna. Dostępne jest tylko dążenie. O tym też jest ten film.

Drugi hit tej wystawy to znakomita filmowa groteska Katarzyny Kozyry. Kozyra jest kompletnie inną artystką niż Żmijewski, mimo że oboje prawie w tym samym czasie zostali odlani i wykuci w warszawskiej Kowalni, czyli pracowni prof. Grzegorza Kowalskiego na ASP.

Film nagrano niedawno w Wiedniu. Artystka [na zdjęciu] ubrana w suknię o secesyjnej linii prowadzi na smyczy dwa psy (aktorzy w kostiumach) o twarzach Nietzschego i Rilkego. Kozyra wcieliła się tu w postać kochanki i muzy obu pisarzy końca XIX wieku Lou Salome. Ten spacer we trójkę z elementami tresury jest żartobliwy i nawet perwersyjny, ale w pewnych, przyjętych w towarzystwie granicach. Bardziej pieprzny niż szokujący, co jest zamierzone. To jednocześnie kolejny rozdział opowieści Kozyry o tym, co zwierzęce w człowieku.

Trzeba koniecznie przyjść do Zachęty zobaczyć te prace. Pytanie jest jednak następujące: jak sztuka polskich artystów urodzonych w latach 60. i 70. (są tu także Paweł Althamer i Robert Kuśmirowski) ma się do Kantora, jeśli w ogóle się ma.

Otóż na pewno można odpowiedzieć, że się ma, bo każde działanie, jeśli jest wykonywane przez artystę i pokazane publiczne, ma coś wspólnego z performance, a przez to z Kantorem - pionierem tego gatunku sztuki w Polsce.

Jednak co szczególnego zawdzięczają ci artyści Kantorowi? Z wystawy się tego nie dowiedziałam. Ale podsunęła mi pewien trop.

Są tu filmowe fragmenty dwóch spektakli Kantora - "Umarłej klasy" i "Niech sczezną artyści". Równie dobrze mógłby się tu znaleźć fragment "Wielopola, Wielopola" z niesamowitą konstrukcją obrotowego łóżka, na którym z jednej strony leżał żywy ksiądz, a z drugiej ubrany w giezło manekin. Łóżko się z terkotem obracało. Kantor nazwał ten sprzęt "maszyną śmierci".

Może tu, niekoniecznie w samej idei performance, ale w prowokacyjnym wykorzystaniu wątków religijnych przez Kantora, jest początek sztuki współczesnych niepokornych? Zarówno woskowych figur Althamera, jak i "Piramidy zwierząt" Kozyry? A przede wszystkim - tej prywatnej pasji, jaką Zbigniew Libera przedstawił w filmie "Obrzędy intymne" z 1984 r. ukazującym chorobę i pielęgnację starszej kobiety. Znaczenie słowa "obrzęd" w tytule tej pracy nie zostało chyba dostatecznie wydobyte i do dziś jest raczej ignorowane. Podobnie można zapytać, czy dobrze zrozumieliśmy "Piramidę zwierząt". Czy to była tylko krytyka społeczeństwa konsumpcyjnego, czy także ofiara? A czy wiadomo, dlaczego "Lekcja śpiewu" Żmijewskiego musiała odbywać się w kościele? Takie pytania wywołuje towarzystwo Tadeusza Kantora.

Performatywność w tytule wystawy to słowo bardzo modne, już prawie tak jak w latach 90. była modna w interpretowaniu sztuki "cielesność", choć nikt nie umiał jej dobrze wytłumaczyć. Performatywność to słowo klucz. Być może pasuje, ale na razie wisi sobie grzecznie na sznurku. Kiedy otworzymy te drzwi, może się ukazać zupełnie niespodziewana przestrzeń.

"Teatr Niemożliwy. Performatywność w sztuce Pawła Althamera, Tadeusza Kantora, Katarzyny Kozyry, Roberta Kuśmirowskiego, Artura Żmijewskiego", Zachęta, Warszawa, kuratorzy: Hanna Wróblewska, Sabine Folie. Do 2 lipca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji