Artykuły

Teatr Polski

To mój pierwszy teatr, do którego zostałam zaangażowana po studiach w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. W 1955 r. wśród pięciu absolwentów PWST zostałam zaangażowana do Polskiego przez jego ówczesnego dyrektora i twórcę - Arnolda Szyfmana - pisze Katarzyna Łaniewska w tygodniku wSieci.

Pan Szyfman to wielka instytucja teatralna, człowiek, który w 1913 r. stworzył teatr. Zbudował go i wyposażył w najnowocześniejszą jak na współczesne czasy technikę. Teatr mieszczący się w pięknym budynku zachwyca swoim wnętrzem, foyer, lożami i balkonem. Przede wszystkim zachwyca jednak wspaniale technicznie wyposażoną sceną i tajemniczą czerwoną kurtyną.

W czasie wojny i powstania warszawskiego teatr nie został całkowicie zburzony. Szyfman odbudował go po tzw. wyzwoleniu. Aktorzy, którzy grali w teatrze, byli profesorami w szkole teatralnej. Pełnili funkcje rektorów, dziekanów, wykładowców. Być ich kolegami w zawodzie to było wielkie i nieprawdopodobne wyróżnienie. Pan Szyfman był nowoczesnym człowiekiem teatru. Nie bał się powierzać młodym głównych ról. Teraz, z perspektywy lat, widzę, jakie miałam szczęście. Kiedy stawiałam pierwsze kroki wśród byłych profesorów, ich opieka trwała. Poznawałam wspaniałych reżyserów i grałam w różnorodnym repertuarze.

Dlaczego tym się dzielę z moimi czytelnikami? Od czasu do czasu dostaję zaproszenia do Polskiego na przedpremierowe przedstawienia. Wtedy zawsze wracają wspomnienia, co tu robiłam, co grałam. Jakie miałam szczęście być spełniona w swoim zawodzie. Wtedy teatr był najważniejszą i jedyną możliwością jego wykonywania.

Zawsze się cieszyłam na spotkania z Teatrem Polskim. Zmieniali się w nim aktorzy, dyrektorzy i repertuar. Czasami zaskakiwał mnie nie najlepszymi przedstawieniami. Została na szczęście ta sama lub taka sama kurtyna. I tutaj ostatnio się zawiodłam, kiedy zasiadłam na widowni. Nie ma aksamitnej kurtyny ze złotymi podświetlanymi frędzlami, która podnosząc się, uchyla rąbka tajemnicy spektaklu. Była kurtyna żelazna, ta, którą spuszczano po przedstawieniu, która zapobiegała pożarom. Żelazna kurtyna przypomniała mi zupełnie inne czasy. Zastanowiłam się, gdzie jestem. Na szczęście w tej żelaznej kurtynie była furtka.

PS. O rozstaniu dyrektora Szyfmana z Teatrem Polskim opowiem w innym felietonie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji