Artykuły

Wrocław. Znani aktorzy czytają wrocławskie legendy

Adam Ferency dla jednych jest młody, dla drugich siwy jak gołąb. Małgorzata Kożuchowska ma wyskubane brwi i maluje usta na czerwono, natomiast Marian Opania to mężczyzna szczupły i wysoki. Tak aktorów opisali niewidomi uczniowie, z którymi nagrali "wrocławskie zasłyszajki".

"Zasłyszajki" to dźwiękowe adaptacje legend związanych z Wrocławiem i jego okolicami. Powstały w Centrum Technologii Audiowizualnych i są całkowicie społecznym projektem. Niezwykłym, bo łączącym sławnych aktorów z amatorami. Wymyślonym nie tylko po to, żeby pomóc w integracji osób niepełnosprawnych i w przełamywaniu barier, ale także żeby spopularyzować miejscowe legendy, które budują klimat i popularność miasta, a często bywają nawet komentarzem historycznym.

Już od poniedziałku w Studiu im. Zbyszka Cybulskiego multimedialne słuchowiska będą prezentowane szkołom i grupom zorganizowanym, a w przyszły weekend CeTa otwiera drzwi dla wszystkich chętnych. - Przetestowaliśmy te słuchowiska na różnych grupach wiekowych i uznaliśmy, że idealny odbiorca ma 10-12 lat, ale oczywiście zapraszamy wszystkich - mówi Monika Łuszpak-Skiba, koordynator projektów edukacyjnych.

Tym bardziej że wrocławskie legendy wciąż przegrywają rywalizację z poznańskimi, krakowskimi czy warszawskimi, które trafiły do szkolnych podręczników. Niestety, poznańskie koziołki, Lajkonik czy Złota Kaczka wygrywają z Mostkiem Czarownic i Bramą Kluskową. Nie dlatego, że są atrakcyjniejsze, ale dlatego, że autorzy podręczników nie są z Wrocławia.

- Sama tych legend długo nie znałam - przyznaje Agnieszka Szubert, nauczycielka w Dolnośląskim Specjalnym Ośrodku dla Niewidomych i Słabowidzących oraz autorka scenariuszy słuchowisk. - Gdy jednak kilkanaście lat temu miałam w piątej klasie omawiać na lekcjach języka polskiego baśnie i legendy, uznałam, że trzeba sięgnąć do opowieści budujących lokalną tożsamość. Akurat wyszła znakomita książka Mariusza Urbanka "Mostek czarownic", będąca literackim opracowaniem legend i tak się zaczęła moja znajomość z mistrzem Wildem, który odlał Dzwon Grzesznika, z wdowcem śniących o kluskach robionych przez żonę i z podpalaczem wrocławskiej katedry.

Agnieszka Szubert skończyła na PWST podyplomowe studia reżyserii teatru dzieci i młodzieży, więc zaczęła przygotowywać z uczniami przedstawienia na podstawie legend. - Nagraliśmy je nawet na płytę, ale to oczywiście nie było tak ekscytujące jak "zasłyszajki" z udziałem znakomitych aktorów.

Nie tylko Opani, Ferencego i Kożuchowskiej, ale także Bogusława Lindy, Magdaleny Zawadzkiej i Renaty Dancewicz. Ale na razie poznamy tylko trzy pierwsze, na zachętę i zaostrzenie apetytu. Bo legendy bywają bardzo smakowite.

Kożuchowska gotuje kluski

Małgorzata Kożuchowska wcieliła się w postać żony idealnej, wybitnej kucharki z legendy o Bramie Kluskowej na Ostrowie Tumskim.

Gdy umarła, nieutulony w żalu opłakiwał utratę towarzyszki życia i ulubionych klusek śląskich, których nikt nie umiał przyrządzić tak jak nieboszczka. Pewnego razu wybrał się na targ do miasta, a w drodze powrotnej przysnął na kamieniu przy kościółku św. Idziego. We śnie ujrzał niebo i rozradowane anioły oraz żoniną duszyczkę,która oznajmiła mężowi, że jego smutek nie pozwala jej zaznać szczęścia w niebie. Strwożony chłop obudził się i ujrzał przed sobą koszyczek z kluskami oraz pieczoną szynką z duszonymi owocami (Schlesische Himmelreich), znaną na Górnym Śląsku pod nazwą "śląskie niebo w gębie". Zabrał się do jedzenia, ale jedną kluskę postanowił zostawić na pamiątkę cudownego zdarzenia. Łakomstwo jednak zwyciężyło i ostatnia kluska też trafiła na łyżkę. Już, już miał ją połknąć, gdy kluska uniosła się, przywarła do łuku bramki i zmieniła się w kamień. Tkwi tam do dziś.

- W rolę wdowca wcielił się Wojtek Ławnikowicz, nasz dawny absolwent - mówi Agnieszka Szubert. I poradził sobie znakomicie. - Grałem do tej pory, ale na gitarze, skończyłem Akademię Muzyczną. Debiut aktorski bardzo mi się jednak podobał - żartuje Wojciech Ławnikowicz. - Niestety, nie poznałem pani Kożuchowskiej. Sama nagrywała swoją kwestię, a potem ja ją odsłuchiwałem i włączałem się ze swoim tekstem.

Nikt z aktorów amatorów nie nagrywał z gwiazdą. - To było niemożliwe. Projekt jest całkowicie społeczny, aktorzy wystąpili za darmo. Prosiliśmy ich o udział, gdy nas odwiedzali. Wszyscy się od razu zgodzili - opowiada Monika Łuszpak-Skiba. - Ale oczywiście musieliśmy to zrobić w momencie, gdy odwiedzali CeTa. Żeby im jakoś podziękować, organizatorzy wymyślili, że podarują im portrety.

Aktorzy amatorzy słuchali głosu gwiazdy, a potem opowiadali Kasi Walentynowicz, graficzce i ilustratorce, jak wyobrażają sobie tego człowieka. Dlatego Małgorzata Kożuchowska ma twarz w piegach i ciemne włosy.

Paulina: - Z głosu fajna, sympatyczna. Wysoka, troszkę pękatka. Na pewno długie włoski. Ciemne. Kręcone, wiązane w kiteczkę. Ile ma lat? Wygląda mi na czterdzieści. Czy ma młodą twarz? Nie bardzo. Dużo zmarszczek. Wąskie, małe usta. I dużo pieprzyków. Ciemne, zrośnięte brwi. Spodnie i bluzka, zero biżuterii, to do niej nie pasuje. Role? Urocza hipopotamica Gloria w "Madagaskarze" i fajna mamuśka z "Rodzinki.pl". Za kogo by się przebrała na bal karnawałowy? Za zombi.

Wojtek: - Między 35 a 45, młoda. Jakie ma włosy? To zależy od pomysłu, kobiety zmieniają się u fryzjera. Ale na pewno ma wyskubane brwi. To aktorka, maluje się często i makijaż musi być idealny. Usta normalne, jest młoda, więc nie ma zmarszczek, nie musi używać tych wszystkich wypełniaczy i botoksów. Dużo mówi. Jaki kostium włożyłaby na bal przebierańców? Hmm... nie mogłaby być czarownicą, bo jej głos jest zbyt łagodny. Może zostałaby aniołem? Kojarzy mi się z "Rodzinką.pl". Albo z reklamami kosmetycznymi. Można ją sportretować w domu, z rodziną. Ale nie przy garnkach!

Ola: - Ma szerokie usta, pomalowane czerwoną szminką. Dlaczego czerwoną? Bo to mój ulubiony kolor. Zmarszczek nie ma, używa kremów.

Michał: - Na pewno chce grać silne, pewne siebie kobiety.

Opania odlewa dzwon i zabija

Michał za to zagrał samowolnego czeladnika, który wyprowadza z równowagi Mariana Opanię, czyli ludwisarza Michaela Wildego. Mistrz był pyszny i porywczy. Gdy zamówiono u niego dzwon dla kościoła św. Marii Magdaleny, postanowił, że wydobędzie z metalu taki ton, jakiego wrocławianie jeszcze nie słyszeli. Sporządził formę, przygotował stop metalu i wyszedł na chwilę z odlewni, pozostawiając na straży czeladnika. Ten niebacznie wlał metal do formy. Rozwścieczony Wilde wbił mu za to nóż w pierś. Gdy potem szedł za to na ścięcie, poprosił o możliwość posłuchania głosu dzwonu. "Wszak praw to nie narusza - trybunał zgodę dał, by w drodze na stracenie mistrzowi dzwon ów grał".

Ale słuchający jego głosu uznali, że porywczość Opani jest wyłącznie grą, bo w życiu to człowiek dusza, spokojny, opanowany. Wszyscy też odjęli mu kilkanaście lat.

Michał: - Kojarzy mi się z telewizją, tam robi karierę. Raczej realista niż marzyciel. Jakim zwierzęciem mógłby być? Orłem, bo lubi latać wysoko. Szczupły i wysoki, okrągła twarz. Nie nosi okularów, ma małe oczy. Duży wąski nos, gładko wygolony. Typ mieszczucha, ale lubi wypady za miasto. Raczej w góry. Elegancki, z tych, co to noszą krawat.

Paulina: - Niski, brwi ciemne, twarz okolona zarostem. Wiek... no może sześć dych, jeszcze nie ma zmarszczek, dobrze się trzyma. Religijny, na pewno ma książeczkę do nabożeństwa. Mógłby zagrać czarny charakter.W legendzie zabija, więc wyobrażam go sobie z siekierą. Jakim mógłby być zwierzęciem? Rybką, taką z temperamentem, która mówi: - Spadaj, to moja rafa koralowa.

Ola: - Energiczny. Ma ciemne oczy, nosi okulary. Twarz gładka, okrągła, młoda, z piegami. Duża łysa czaszka, a po bokach kępki jasnych włosów. Wydaje mi się, że jest grubszy i niski. Kojarzy mi się z czarno-białym kotem dachowcem, bo kot jest nieprzewidywalny, ale przyjacielski. Ubiera się w garnitury. Spokojny, zdecydowany, empatyczny. Na bal przebierańców przyszedłby w kostiumie podróżnika albo bibliofila.

Ferency ma diabelski charakter

Adam Ferency powinien za to, zdaniem Oli, wybrać kostium leniwca, bo jest na pewno bardzo spokojny, wręcz flegmatyczny. I miły, kojarzy się ze słońcem. Pasują do niego role opanowanych ludzi, mógłby zagrać adwokata. Ale wybrał rolę diabła w legendzie o powstaniu Ślęzy. To piekielnie mroczna legenda.

Podobno w okolicach dzisiejszej Sobótki znajdowała się brama piekła, a diabły, które przez nią przełaziły, piekliły się okropnie, że ludziom na Śląsku zbyt dobrze się powodzi.

Postanowiły więc, że zasypią całą krainę kamieniami. Ciosały głazy, ustawiały w stosy, aż wyrosły Sudety. Praca miała się zakończyć w noc świętojańską, ale czarty opadły z sił. Na dodatek z nieba spłynęły hufce anielskie i diabły musiały bronić się przed wojskami Michała Archanioła, miotając w nie bloki skalne. Gdy w końcu anioły uniosły się do nieba, okazało się, że w trakcie walki wejście do piekła zostało zasypane. W miejscu bramy stała wielka góra. Lucyfer ze złości zaczął miotać głazy. Tak powstały wzgórza Stolna i Wieżyca. Potem tupnął kopytem, ziemia się przesunęła i powstała przełęcz Tąpadła. Lecz wejścia do piekła nie odsłonił. I dlatego do dziś diabły nasyłają na Ślężę burze i pioruny, mając nadzieję, że kiedyś góra ustąpi.

Michał: - Diabeł? Zły? Nie, to obiektywny obserwator rzeczywistości. Realista, analizujący na chłodno. W średnim wieku, zaraz po pięćdziesiątce. Dobrze zbudowany, niski. Twarz okrągła, cienkie, ciemne brwi, duże oczy, bez okularów. Włosy jeszcze ma. Ciemne, krótkie, proste. Wyraz twarzy: naburmuszony. Ubranie? Dżinsy i jakaś bluza, krawat raczej nie. Lubi podróżować i oglądać świat.

Ola: - Ciemne włosy, duże, niebieskie oczy, krzaczaste brwi, koło pięćdziesiątki. Niski, grubszy. Raczej spokojny, lubi zwierzęta. Może koty? Jego kot byłby leniwy, czarny pers. Powinien mieszkać na wsi, albo na przedmieściu, wśród zieleni. Kolor zielony to spokój. Co lubić jeść? Sałaty i egzotyczne owoce.

Paulina: - Całkiem łysy. Ale ma zarost, bo się nie goli. Siwiutki. I z laską chodzi. Wysoki, gruby, brwi krzaczaste, sztuczna szczęka. Nie lubi zwierząt. Osadziłabym go w roli mordercy, dobrze wyglądałby z nożem albo z pistoletem.

Wojtek: - Około 40, młodo brzmi. Rocznik 1951? Niemożliwe. Rola dla niego? Sommelier. Mógłbym słuchać, jak opisuje zalety win.

Oto bajka zasłyszajka

Słuchowiska z legendami to pomysł Szymona Straburzyńskiego, specjalisty ds. udźwiękowienia. Zaczynał od słuchowisk radiowych ("ciągnie wilka do lasu", żartuje), następnie realizował dźwięk do filmów dokumentalnych i fabularnych, m.in. pracował przy produkcji filmu "Mała Moskwa" oraz przy serialach "Fala zbrodni", "Tancerze" i "Galeria".

- Zajmuję się również audiodeskrypcją. Dla osób niewidzących dźwięk tworzy obraz. Czasem opisuje, czasem przenosi, jest przestrzenny, plastyczny, porusza wyobraźnię. Ale dla ludzi, którzy widzą, słuchowisko może być równie atrakcyjne - tłumaczy Straburzyński. Tym bardziej w studiu CeTA, gdzie jest odpowiednia akustyka.

- To coś innego niż słuchanie płyty w domu. Poza tym dodatkowym elementem słuchowisk będą efekty świetlne, docierające także do osób słabo widzących - mówi Szymon Straburzyński. Jeśli się spodobają, usłyszymy jeszcze Bogusława Lindę jako herszta bandy, w legendzie o kamiennej głowie i podpalaczu, Magdalenę Zawadzką w roli smoka Strachoty i Renatę Dancewicz wcielającą się w postać narzeczonej. Wybrała tę złą postać, bo ciekawsza.

Pokazy "Wrocławskich zasłyszajek" dla szkół i grup zorganizowanych odbędą się w dniach 5-9 lutego w Studiu im. Zbyszka Cybulskiego w CeTA przy ul. Wystawowej. Chętni powinni się zgłaszać pod adresem edukacja@filmstudioceta.pl. Z kolei w weekend 10-11 lutego 2018 r. na "Zasłyszajki wrocławskie" może przyjść każdy. Wcześniej trzeba wysłać zgłoszenie poprzez formularz na stronie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji