Artykuły

Paweł Demirski o optymistycznym nihilizmie i spektaklu "Ciemności"

- Chyba strasznie trudno uwierzyć, że rzeczywistość jest jak konstrukcja cepa, oparta na sile, władzy i pieniądzu - mówi Paweł Demirski przed warszawską premierą spektaklu "Ciemności". Przedstawienie w reżyserii Moniki Strzępki będzie można oglądać w Teatrze IMKA od 3 lutego.

Izabela Szymańska: W "Ciemnościach" jest dwóch Kurtzów i dwóch Marlowów. Czemu ma to służyć?

Paweł Demirski: To zabieg, który pozwala rozgrywać napięcie i konflikt, ale też różnice i analogie pomiędzy końcem XIX wieku, rzeczywistością Conradowską z "Jądra ciemności" a człowiekiem współczesnym. Jest to rodzaj historycznych bliźniaków.

Conrad opisuje kolonizację świata. Dlaczego dzisiaj, mimo że znamy złe skutki, jakie przyniosła, cały czas w niej tkwimy? Jak na to patrzycie w spektaklu?

- Już po premierze w Kielcach trafiłem na Facebooku na takie na zdjęcie: Aborygeni siedzą skuci łańcuchami, a nad nimi stoi facet w garniturze. To była czarno-biała fotografia. Byłem przekonany, że jest z połowy XIX wieku, a okazało się, że to zdjęcie z 1960 r. Po doświadczeniu Holocaustu, po masakrze Konga. W naszym przedstawieniu jest duch rozczarowania tym, że doświadczenie ludzkie się nie sumuje, wiedza o kolonizacji nas nie wyzwala.

Kolonizacja rozgrywa się na wielu poziomach, od sprzętów, jakimi się otaczamy, zobacz, jaki masz telefon, pokaż metkę, skąd masz bluzę?

Innym pytaniem jest, przez kogo jesteśmy kolonizowani i kogo kolonizujemy? To się zaczyna od początku socjalizacji człowieka. Rodzi się dziecko i każdy z nas, rodziców, na swoją miarę, układa mu świat w głowie.

To, co też w Conradzie było dla mnie interesujące, i nieco w filmie "Czas Apokalipsy" Coppoli, to taka uporczywość niemocy bohatera. Widzi zło, które się wydarzyło, ale niewiele może zmienić. Zazwyczaj zakładamy, że jeśli dodamy A + B to będzie C, a tymczasem okazuje się, że nie ma tego C, nasze zamierzenia idą w inną stronę.

Czyli kupując tę bluzę lokalnie, nie zmienię świata na lepszy?

- Wydaje mi się, że nie. Tu zgasisz pożar, a zaraz kolejny pojawia się w oddali, to taka panorama wybuchających ogni.

Przygnębiająca wizja.

- Moim zdaniem taka perspektywa jest uczciwa, z tego trzeba zdać sobie sprawę. Bardzo szanuję wegan i wegetarian, ale to, co mnie denerwuje, to to, że w tej filozofii jest poczucie życia bez grzechu. Jest taki kucharz-publicysta Anthony Bourdain, który pisze, w kucharskiej książce w pewnym sensie, o niemożliwości niewinnego życia. A jest w ludziach chęć, by powiedzieć: Ja w tym nie biorę udziału. Tylko jeżeli się przyjrzeć historii świata, temu, skąd jesteśmy i co się wydarzyło, to powinniśmy sobie palnąć w łeb, bo świat jest zbudowany na przemocy i krwi.

Napisałem parę tekstów o cynizmie przywódców, cynizmie ludzi silnych.

W "K", wystawionym w Teatrze Polskim w Poznaniu, jest to bardzo widoczne.

- Spotykałem się z opiniami, że takich ludzi nie ma, zawsze jest jakiś rewers. Ciągle mówimy: jest zły, "ale" - to "ale" nam daje rodzaj ulgi, że nie jest aż tak źle. Chyba strasznie trudno uwierzyć, że rzeczywistość jest jak konstrukcja cepa, oparta na sile, władzy i pieniądzu. Wiem, że mówię jak 16-latek, ale taka myśl do mnie wraca, w ten sposób to widzę po latach. I to budzi optymistyczny nihilizm, tak jest i już.

Oglądając wasze pierwsze spektakle, miałam poczucie, że są one zrobione na silnej niezgodzie na świat, bardzo dobitnie wyrażanej na scenie. Jaka emocja jest dziś podstawą waszej pracy?

- Myślę, że to idzie okresami. W okolicach "Courtney Love" z Teatru Polskiego we Wrocławiu weszliśmy w inne przestrzenie. Teraz opowiadamy o niemocy, depresyjności; w "Ciemnościach" jest też trochę o rozczarowaniu - jakkolwiek to zabrzmi - odbiorem. Pisząc sztuki, prujesz się, żeby coś opowiedzieć, a odbiór ogranicza się do przepisania tego, co powiesz przed premierą. Strasznie trudno jest oderwać się od pewnych wyobrażeń, przyjść z czystą głową i poszyć sensy. O Szekspirze wiemy bardzo dużo, już się nauczyliśmy, na ile sposobów można go czytać, a w przypadku sztuk współczesnych, pokolenia nowych piszących, nie ma tych interpretacji, trzeba je dopiero stworzyć. I powstają rzadko, co mnie wysoce rozczarowuje.

Tak więc mieliśmy moment nihilizmu i rozpaczy, ale teraz będziemy wystawiać adaptację "Króla" Szczepana Twardocha w Teatrze Polskim w Warszawie i tu już mamy inną amunicję. To chyba się wiąże z tym, że założyliśmy zespół Czerwone Świnie, z którym zaczynamy grać koncerty. Dał nam nową energię i z nią wejdziemy w kolejny okres.

O czym śpiewacie?

- To punkowe piosenki o rzeczywistości, brutalny ironizm, solidny nerwowy przekaz. Słowa są w większości moje, mamy jeden wiersz Broniewskiego i fragment poematu Brunona Jasieńskiego "Słowo o Jakubie Szeli". Muzykę robi Bolek, czyli Tomek Sierajewski, gitarzysta od lat związany ze sceną niezależną. Perkusista Tomik Grewiński w latach 90. zagrał pewnie jakieś 300 koncertów, więc mamy dwóch weteranów, a do tego ja i Monika jako świeżaki. Ustala się koncertowa marszruta. I to jest bardzo satysfakcjonujące.

***

TEATR IMKA "CIEMNOŚCI"

reżyseria: Monika Strzępka, tekst: Paweł Demirski, scenografia, kostiumy: Arek Ślesiński, muzyka: Tomasz Sierajewski, ruch sceniczny: Jarosław Staniek, światło: Bartosz Nalazek. Występują: Magda Grąziowska, Joanna Kasperek, Anna Kłos-Kleszczewska, Andrzej Konopka, Jacek Mąka, Tomasz Schimscheiner.

Premiera w Teatrze IMKA 3 lutego, godz. 19. Kolejne spektakle: 4 lutego, godz. 18. Bilety: 80 zł, 100 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji