Śmiech przez łzy
"Rewizor" Mikołaja Gogola w reż. Krzysztofa Jasińskiego w TeatrzeSTU w Krakowie. Pisze Agnieszka Gałczyńska w Teatrze dla Was.
"Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie." Mikołaj Gogol
"Rewizor" to wciąż aktualna sztuka o społeczeństwie pełnym korupcji. Przeniesienie jej na arenę cyrku potęguje groteskowy wymiar. Śmiejemy się raz po raz, dopóki nie uświadamiamy sobie, że żyjemy w takim samym świecie, jak ten z teatralnej sceny.
Zaczyna się dość niepozornie. Do małego miasteczka ma przybyć rewizor. Piastujących wysokie stanowiska paraliżuje strach. Chcą wypaść jak najlepiej, ale każdy z nich ma coś na sumieniu. Wszyscy starają się jak najszybciej wytropić urzędnika, żeby wiedzieć, jak z nim postępować. Niestety, za rewizora biorą zwykłego człowieka - Chlestakowa. To on staje się ich dygnitarzem, co zresztą sprytnie wykorzystuje. Przez chwilę żyje jak prawdziwy król - je do syta, pije najrozmaitsze trunki, pożycza pieniądze, a w przypływie emocji nawet oświadcza się córce naczelnika miasta. Mieszkańcy są tym faktem zachwyceni, dopóki prawda nie wychodzi na jaw.
Nie bez znaczenia są nazwiska głównych bohaterów. Łapski-Capski to największy łapówkarz w mieście. Ciąg-Dmuchanowski jest wszędzie tam, gdzie coś się dzieje, a już szczególnie jeśli może na tym skorzystać. Duet Bobczyński-Dobczyński do złudzenia przypomina braci bliźniaków, szczególnie z wymalowanymi na twarzy kolorami polskiej flagi.
Spektakl na Scenie STU ma swój rytm, choć pierwsza odsłona jest zdecydowanie lepsza niż druga. Na największe brawa zasługują Martyna Krzysztofik (Maria) i Beata Rybotycka (Anna). Pierwsza doskonale oddaje zahukaną i naiwną córkę tatusia, druga z kolei ośmiesza małomiasteczkowość i pragnienia "bycia kimś". Krzysztof Piątkowski (Jan Maria Chlestakow) uwodzi arogancją, luzem i pewnością siebie. Na uznanie zasługują także aktorzy starszego pokolenia: Marek Litewka (Amos Łapski-Czapski), Andrzej Róg (Anatol Poziomka), Wiesław Smełka (January Boczek) oraz Franciszek Muła (Piotr Bobczyński) i Włodzimierz Jasiński (Piot Dobczyński).
Aktorzy jeżdżą na wrotkach, tańczą jak w balecie i serwują kolejne magiczne sztuczki. Latające stoliki, wyczarowane bukiety, czy głowa zawieszona w powietrzu zaskakują widzów. Towarzyszące im błazeńskie kostiumy, gra świateł i skoczna muzyka sprawiają, że można poczuć się jak w cyrku. Spektakl w takiej formie zaskakuje stałych bywalców, ale nie tych najbardziej oddanych. Oni pamiętają jak Teatr STU grywał w cyrkowym namiocie, kiedy nie miał swojej siedziby. Po latach Krzysztof Jasiński wraca do świata sztukmistrzów. Co prawda teatralny cyrk jest mało widowiskowy - obrotowa scena, czerwona kurtyna, dwie zjeżdżalnie i napis "cyrk" (cyrylica) - ale swoją rolę spełnia, nadaje charakter.
Głównym bohaterem komedii Mikołaja Gogola jest strach przed kompromitacją, utratą stanowiska i prawdą. Poczucie przerażenia zwiększa się z liczbą grzeszków na sumieniu i dolarów na koncie. Absurdalne sytuacje "z życia wzięte" mają podstawy w wadliwym systemie państwowym. Dlatego wydźwięk dramatu wciąż jest aktualny. Kiedy docierają do nas słowa jednego z bohaterów: "Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie", przestaje nam być wesoło.
Agnieszka Gałczyńska - dziennikarz, copywriter, PR-owiec. Optymista będący z kulturą w tę i we w tę.