Artykuły

Warszawa. Premiera "Peleasa i Melizandy"

Dwóch mężczyzn i jedna kobieta, która skupia uwagę ich obu, krążąc między rzeczywistością i snem. W niedzielę w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej odbędzie się premiera "Peleasa i Melizandy" Claude'a Debussy'ego w inscenizacji wywrotowej brytyjskiej reżyserki Katie Mitchell.

Partytura tej opery, a właściwie poematu scenicznego, zabrzmiała pierwszy raz w 1902 r. w Paryżu i jak to często bywało w tamtych czasach, wzbudziła wiele kontrowersji: oburzyła konserwatywną publiczność, zachwyciła młodych słuchaczy. Claude Debussy, posługujący się z wyjątkową subtelnością językiem harmonicznym, stworzył dzieło, które miało być francuską odpowiedzią na germańskie legendy sceniczne Richarda Wagnera, stąd baśniowo-zagadkowa treść libretta. Miłość między Peleasem i Melizandą nie wybucha z nagłą mocą, jak w Wagnerowskim "Tristanie i Izoldzie", lecz rozwija się niemal niepostrzeżenie, jednak z równą nieuchronnością. W tej historii, opartej na sztuce Maurice'a Maeterlincka, jest jednak więcej niedopowiedzeń. Jest także ten trzeci, rycerz Golaud, silny i zdobywczy, cierpiący jednak z powodu domniemanej zdrady, której tajemnica pozostanie niewyjaśniona.

Jak z "Melancholii" Larsa von Triera

Dramat muzyczny "Peleas i Melizanda" jest ważnym akordem w dziejach muzyki XX wieku, arcydzieło francuskiego impresjonisty muzycznego zabrzmi w pełnym przepychu instrumentacyjnym pod batutą Patricka Fournilliera, w inscenizacji, która jest koprodukcją Opery Narodowej z festiwalem w Aix-en-Provence, gdzie spektakl pokazano w 2016 r. Jej autorką jest Katie Mitchell, uważana za czołową reżyserkę brytyjską. Francuscy krytycy bardzo dobrze przyjęli "Peleasa i Melizandę" w jej ujęciu, a dziennik "Le Monde" przypomniał, że cztery lata wcześniej reżyserka zadebiutowała w Aix "wspaniałą inscenizacją" "Written on Skin", współczesnej opery George'a Benjamina.

Początek "Peleasa..." może kojarzyć się z "Melancholią" Larsa von Triera - Melizandą w sukni ślubnej leży na łóżku i tak odnajduje ją Goliaud (u Debussy'ego spotykają w środku lasu i zabiera do swojego zamku).

- Wszystko rozgrywa się w jej śnie, w spowolnieniu, jakby bohaterowie poruszali się pod wodą. Próbowałam znaleźć sceniczny ekwiwalent tonu, atmosfery i tej niekończącej się fali muzyki, którą skomponował Debussy - mówi Katie Mitchell.

Teatr feministyczny

Katie Mitchell kierowała m.in. zespołem Royal Shakespeare Company, była główną reżyserką National Theatre w Londynie, jest też posiadaczką Orderu Imperium Brytyjskiego. Reżyserowała Eurypidesa, Czechowa i Geneta, pokazała adaptację "Solaris" Lema i "Fale" Virginii Woolf. Nie ma w sobie jednak nic nobliwego, z pełną świadomością robi teatr feministyczny, w którym prezentowany jest kobiecy punkt widzenia. Taka była jej inscenizacja "Łucji z Lammermooru" Gaetano Donizettiego w Royal Opera House w Londynie w 2016 r. Uruchomiła cały arsenał środków reżyserskich, aby widz ani na moment nie gubił z oczu Łucji, bo - jej zdaniem - "wprawdzie tytułową bohaterką jest Łucja, ale męskie postacie są w libretcie lepiej skonstruowane". Mitchell wymyśliła więc akcję równoległą. Podzieliła przestrzeń na dwie części: gdy w jednej części sceny przedstawiano historię podawaną przez libretto, w drugiej odbywało się wszystko to, co w tym samym czasie działo się w życiu Łucji, a zostało dopowiedziane przez reżyserkę, wnikliwą czytelniczkę libretta i partytury.

Operę "Peleas i Melizanda" usłyszymy w międzynarodowej obsadzie. Wystąpią; Bernard Richter (Peleas), Sophie Karthauser (Melizanda), Laurent Alvaro (Golaud), Karolina Sikora (Genevieve), Joanna Kędzior (Yniold).

Premiera w niedzielę, 21 stycznia, godz. 18, Teatr Wielki - Opera Narodowa, następne przedstawienia: 23 i 25 stycznia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji