Artykuły

Wrocław. Dewiacje w Capitolu

Poseł LPR Janusz Dobrosz twierdzi, że za dyrekcji Wojciecha Kościelniaka w teatrze Capitol nie powstała wielka sztuka. Ale nie był w tym czasie na żadnym spektaklu. Z posłem Januszem Dobroszem i Konradem Imielą, kandydatem na dyrektora Capitolu, rozmawia Tomasz Wysocki z Gazety Wyborczej - Wrocław.

Od ministra kultury i dziedzictwa narodowego Kazimierza Michała Ujazdowskiego Dobrosz domaga się interwencji i sugeruje zablokowanie nominacji Konrada Imieli, wskazanego przez miasto następcy Kościelniaka. Ale już wiadomo, że minister posła nie posłucha, bo wsparł kandydaturę znanego wrocławskiego aktora. Z interpelacji posła Dobrosza: Klasyczny repertuar operetkowy [w Teatrze Muzycznym Capitol - przyp. red.] wyparty został przez pseudoartystyczny stek wulgaryzmów i dziwactw, gloryfikacji narkotyków, erotyzmu i dewiacji, nazywanych eksperymentem (...). Wizja Teatru przedstawiana przez pana Konrada Imielę godzi w dobre miano instytucji kulturalnej będącej na utrzymaniu podatników, którzy chcą kultury polskiej, osadzonej w wartościach naszej cywilizacji. Następca Pana Kościelniaka "pomazany" przez władze Wrocławia doprowadzi do upadku tej prestiżowej jednostki i zniszczy tradycję wrocławskiej operetki.

***

Rozmowa z posłem Januszem Dobroszem

Miałem jakieś sygnały

Tomasz Wysocki: W interpelacji do ministra kultury, opisując sytuację w Teatrze Muzycznym "Capitol", użył Pan bardzo ostrych słów. Na jakiej podstawie zbudował Pan zatrważający stan wrocławskiego teatru muzycznego?

Janusz Dobrosz, poseł LPR: Na podstawie własnych doświadczeń i opinii osób ze środowiska artystycznego. Dawniej często bywałem w teatrze muzycznym, o Operetce Wrocławskiej mówiło się w całej Polsce. Jednak w ciągu ostatnich kilku lat klasyczna operetka została wyparta przez artystyczne eksperymenty, które jednak nie budują renomy tej sceny w skali kraju. Nie powstaje tam wielka sztuka. Nie jestem ortodoksyjnym zwolennikiem klasyki, nie jest moją intencją, by ścigać dyrektorów teatrów za artystyczne eksperymenty. Chodzi mi przede wszystkim o zachowanie odpowiednich proporcji między tradycyjnym teatrem muzycznym a nowymi formami. Ważne, żeby obok autorskich projektów pojawiły się operetki Lehara.

Wspomniał Pan, że w przedstawieniach Capitolu gloryfikowane są narkotyki, erotyzm i dewiacje. Miał Pan jakieś konkretne przedstawienie na myśli?

- Trudno mi wymieniać tytuły. Miałem takie sygnały ze środowiska artystycznego. Czasem trzeba użyć ostrych sformułowań, żeby zwrócić uwagę adresata na problem.

A widział Pan któreś z przedstawień powstałych za dyrekcji Wojciecha Kościelniaka?

- Za dyrekcji Kościelniaka nie byłem w teatrze muzycznym. Moim zdaniem nie powstała tam wielka sztuka, która dawałaby rękojmię sukcesu. A to jest możliwe, dobrym tego przykładem są działania Ewy Michnik, dyrektor Opery Wrocławskiej.

Minister kultury zgodził się już na pominięcie konkursu i nominację Konrada Imieli na nowego szefa Capitolu, przed czym Pan przestrzegał. To jest jakaś forma odpowiedzi na Pana wystąpienie?

- Tak to wygląda.

***

Rozmowa z Konradem Imielą

Nie pamiętam dewiacji ani narkotyków

Tomasz Wysocki: Wiedział Pan, że występując w spektaklach Capitolu, promuje "wulgarność, dziwactwa, gloryfikuje narkotyki, erotyzm i dewiacje, a wszystko pod pozorem pseudoartystycznych eksperymentów"?

Konrad Imiela, kandydat na dyrektora Teatru Muzycznego "Capitol": Nie wiem, o co tu chodzi. Trochę wulgaryzmów pada w "West Side Story", ale przecież bohaterami tego przedstawienia są członkowie ulicznych gangów. Natomiast nie przypominam sobie narkotyków ani dewiacji. Gdyby poszukać, to przecież bohaterowie klasycznych operetek, o które upomina się poseł, z założenia nie są wzorami moralności. Na ogół ich fabuła opiera się na zdradzie i romansach.

Zaskoczył Pana list posła Janusza Dobrosza do ministra kultury?

- Znałem z prasy wcześniejsze posunięcia Ligi Polskich Rodzin i pamiętałem wystąpienia posła Antoniego Stryjewskiego, kiedy dyrekcję obejmował Wojciech Kościelniak. Dlatego mogłem w pewnym momencie spodziewać się takich wystąpień.

Poseł Dobrosz twierdzi, że występuje w imieniu zaniepokojonych upadkiem teatru związków zawodowych.

- Mam za sobą spotkanie ze związkowcami z "Solidarności" i przebiegło ono w bardzo dobrej atmosferze. Prosili mnie, żebym nie unikał kontaktu z zespołem i ze związkowcami, żebym był otwarty na dyskusję. Co do tego nie miałem żadnych wątpliwości, bo uważam, że intencje dyrektora powinny być czytelne dla wszystkich. Ustaliliśmy również zgodnie, że związki nie powinny mieć wpływu na sprawy artystyczne.

Minister kultury, niejako w odpowiedzi na pismo posła LPR, zgodził się na Pańską nominacją bez konieczności organizowania konkursu. To znaczy, że ma Pan jego poparcie?

- Tak to odbieram. Zresztą nie podejrzewałem, żeby list posła, oparty na tak wątpliwych argumentach, spowodował jakieś zamieszanie.

Na zdjęciu: plakat do przedsatwienia "Scat" w reż. Wojciecha Kościelniaka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji