Artykuły

To był rok! Mamy czym się chwalić

W muzyce, która rozbrzmiewała w tym roku w naszych salach koncertowych i na scenie, nie było może tak emocjonujących momentów jak w roku ubiegłym - głównie za sprawą Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego, jednak nie brakowało wydarzeń doniosłych. Takich jak Mahler Amadeusa, "Czarodziejski flet" w Operze i Szostakowicz w filharmonii - pisze Adam Olaf Gibowski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Pośród wielu koncertów i spektakli operowych chciałbym przedstawić trzy propozycje, które uznaję za wydarzenia najwyższej rangi artystycznej, którymi Poznań może chwalić się nie tylko w kraju, ale także na arenie międzynarodowej. Często zdarza się, że lokalne produkcje artystyczne przechodzą bez większego echa, co jest i niesłuszne, i niesprawiedliwe. Wielkopolanie, a zwłaszcza poznaniacy, uwielbiają spoglądać na siebie przez pryzmat Wrocławia i Berlina. Nie raz i nie dwa słyszałem: "a we Wrocławiu, a w Berlinie...". W większości te porównania okazywały się chybione. Po pierwsze każde z trzech miast posiada odmienną infrastrukturę, co przekłada się chociażby na liczbę wydarzeń, po drugie - wciąż pokutuje przekonanie, że u nas jest biedniej, marniej i szarzej. Okazuje się, że niekoniecznie. Dlatego też, jako stały obserwator życia muzycznego, chciałbym się podzielić swoimi przemyśleniami, dotyczącymi mijającego roku.

Pierwsze wydarzenie, które chciałbym przywołać, miało miejsce 2 kwietnia. Był to koncert Orkiestry Kameralnej Polskiego Radia Amadeus, zatytułowany "Tytan". Podczas tamtego wieczoru poznańscy kameraliści pod batutą Anny Duczmal -Mróz wykonali "I Symfonię D-dur" Gustava Mahlera. Był to koncert ze wszech miar ciekawy i niecodzienny. Po pierwsze, usłyszeć muzykę Mahlera w Polsce można niezwykle rzadko, po drugie utwór zabrzmiał w aranżacji na orkiestrę smyczkową, poszerzoną o niewielki skład perkusji i instrumentów dętych, choć oryginał został napisany na wielką orkiestrę symfoniczną. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się, że uda się uzyskać efekt zadowalający. Okazało się, że mój sceptycyzm był nieuzasadniony. Świetnie brzmiące smyczki, pełne intensywności, tak pod względem wolumenu, jak i barwy, zbudowały masę, jakiej nie powstydziłby się zespół symfoniczny.

Do tego świetnie brzmiące flety, o jasnej barwie, wspierane przez ciepło brzmiący fagot - kapitalnie przejęta imitacja kanonu w trzeciej części od kontrabasu! A ponad wszystko, selektywność gry poszczególnych głosów. Sprawczynią sukcesu była dyrygentka Anna Duczmal-Mróz. Kolejny raz okazało się, że dyrygentka lubi dbać o szczegóły, powodzenie formy makro uzależnia od niuansów. To czuć, szczególnie w tych niełatwych frazach, gdzie gwałtownie zmienia się rytm, artystka jest bardzo czujna, a przy tym potrafi zadbać o właściwe rubato. Ten niełatwy egzamin Anna Duczmal-Mróz zdała z wyróżnieniem. Na tak wysoką ocenę dyrygentka zasłużyła sobie przede wszystkim zbudowaniem właściwej i nieprzegadanej dramaturgii ostatniej części utworu. Można nie mieć większego pomysłu na trzy pierwsze części I Symfonii Mahlera, najwyżej publiczność zacznie się wiercić. Jednak ruch w odwrotną stronę zawsze skończy się fiaskiem.

Ostatnia część symfonii jest szeroko rozbudowanym finałem - pełnym dramatyzmu, zawierającym reminiscencje z części pierwszej. To głęboko rozbudowane ogniwo dąży do podsumowań, sporo w nim zwodniczych kadencji i zaskakujących zwrotów muzycznej dramaturgii. Stąd też wyrazista i konsekwentnie realizowana wizja, którą Anna Duczmal-Mróz zbudowała w oparciu o grę kontrastów, przyniosła bardzo satysfakcjonujące rezultaty. Był to zdecydowanie jeden z najlepszych koncertów, jakie mieliśmy okazję usłyszeć w całym 2017 roku.

Kolejnym wydarzeniem, które swoją wartością artystyczną wybija się na pierwszy plan, była czerwcowa premiera "Czarodziejskiego fletu" [na zdjęciu] Mozarta w poznańskim Teatrze Wielkim. I choć znaczna część publiczności oraz krytyki muzycznej pomstowała na reżysera Sjarona Minailo, który postanowił wraz z dramaturgiem Krystianem Ladą, ingerować w warstwę libretta, mnie ten spektakl uwiódł konsekwentną i spójną wizją. Reżyser zrezygnował z historyzującego dekoratorstwa, co wyszło i jemu, i publiczności na dobre.

"Czarodziejski flet" w ujęciu Minailo obywa się bez wielkiego węża na scenie i jest równie ożywczy, co "Halka" Passiniego, pozbawiona ciupag, parzenic i malowanych gór. Mamy do czynienia z zupełnie nową jakością, która zmusza do refleksji, a nie wyłącznie bawi piękną melodią i urodą baśniowego obrazu. W centrum postawione zostały pytania, dotyczące ludzkiej natury, a więc namiętności, władzy, zazdrości, niezrozumienia, ale i walka o dobro. Mamy wizje społeczeństwa i samodoskonalenia jednostki. Realizatorzy postanowili spojrzeć krytycznym okiem na świat stereotypów. Dlatego do świata Królowej Nocy, czyli świata kobiet, wyrażonego poprzez to, co ciemne, emocjonalne i rozwibrowane, dołącza Król Nocy, który burzy twardy podział na świat dobra i zła, determinowany płcią. Narracja jest w spektaklu przeprowadzona w sposób klarowny dla widza i konsekwentny. Całość, czyli dekoracje, kostiumy, gra aktorska i światło są nieprawdopodobnie ze sobą spójne. Dyskretnie i metaforycznie wpisuje się w tę całość masońska symbolika. Najbardziej w "Czarodziejskim flecie" Sjarona Minailo urzeka mnie prostota środków wyrazu. Czytelne symbole rozpalają wyobraźnię widza.

Ostatnie wydarzenie muzyczne, które wywołało spore poruszenie, odbyło się stosunkowo niedawno, bo 24 listopada Mowa o koncercie Filharmonii Poznańskiej "Klasycy swoich czasów". Znów mieliśmy do czynienia z produkcją najwyższej próby, a to za sprawą wykonanie "XIII Symfonii" Dymitra Szostakowicza. Orkiestrę, chór i solistę poprowadził wybitny dyrygent Andrey Boreyko. Niewyobrażalny tragizm, uformowany z przejmującej poezji Jewtuszenki i genialne muzyki Szostakowicza, przenikał słucha czy do szpiku kości - już od pierwsze części nie można było powstrzymać łez To nie był zwykły koncert, to była wiwisekcja uczuć! Warto dodać, że Andrey Boreyko, w latach 90. XX w. był szefem artystycznym Filharmonii Poznańskiej Po wyjeździe z Poznania przeniósł się do Niemiec, od lat robi oszałamiającą karierę dyrygencką nie tylko w Europie, ale te2 w Stanach Zjednoczonych. Mam nadzieję, że i w przyszłym sezonie spotkamy się ze sztuką tego wyjątkowego artysty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji