Artykuły

Hit: Dirk Dobbrow "Alina na Zachód", Teatr dramatyczny, Warszawa - kit: William Szekspir "Makbet", reż. Henryk Baranowski, Teatr Śląski, Katowice

Monika Powalisz, dramaturg, związana z grupą G8, reżyser

Hit: Podziwiam walkę Katarzyny Figury [na zdjęciu] ze stereotypem, w jaki wtłoczyły ją głupkowate, choć popularne filmy ostatnich dwóch dekad - pustej, seksownej blondyny z wielkim biustem, która występuje u boku polskich twardzieli. Nie ma już tamtej Figury. Od momentu "Żurku" jesteśmy świadkami wielkiej przemiany, którą krok po kroku możemy obserwować. Wystarczy zobaczyć "Alinę na Zachód", żeby się przekonać, jakie możliwości, jaka dojrzałość i jaki poziom gry aktorskiej osiągnęła ostatnio Figura. I nie mówię tu bynajmniej o odwadze potrzebnej do zgolenia włosów na potrzeby spektaklu. To żadna kontrowersja, chociaż za taką na naszym zatęchłym terenie może uchodzić. Mnie urzekła wybitna forma aktorki i poczucie, że jedynie Władysław Kowalski (Nikodem) i Krzysztof Dracz (Eggert) są w stanie partnerować jej na scenie. Postać Gerdy, którą zagrała, przyciąga i magnetyzuje. Tej postaci się słucha. Wnosi na scenę świeżość i energię, której nie potrafią z siebie wykrzesać młodsi aktorzy. Niespieszny dramat rozgrywający się gdzieś na opuszczonych i zapomnianych przedmieściach wielkiego miasta to dramat samej Figury - starzejącej się, samotnej matki, która walczy o każdy skrawek zakurzonej trawy i stara się ułożyć sobie życie od nowa. Na taką zmianę - i w życiu, i na scenie - nigdy nie jest za późno.

Kit: Makbetomania trwa. Po kolejnych inscenizacjach szał mordowania ogarnął tym razem Katowice. Przyznam szczerze, że podziwiam rozmach inscenizacyjny tego spektaklu, podziwiam sprawny montaż scen, podziwiam ekstrawaganckie kostiumy Georgiego Lapiashvilego. Wreszcie podziwiam tytułowego Makbeta, w którego na premierze wcielił się Peter Tate (język oryginału zawsze brzmi lepiej niż język przekładu) i ani razu się nie pomylił, ani razu nie wszedł w słowo partnerującym mu polskim aktorom. Jednak całość sprawia dość ponure, przytłaczające i schizofreniczne wrażenie - wszystkiego w tym "Makbecie" jest za dużo: za dużo jest projekcji wideo (filmy plus animacje komputerowe, które w ogóle do siebie nie pasują), za dużo jest nieznośnej i pretensjonalnej muzyki, za dużo jest pomysłów na to, jaki ten Makbet ma być. W końcu sam widz gubi się w przeładowanej i kapiącej od scenicznych ozdób inscenizacji - dziecko z papużką na głowie i zjeżdżający na scenę fortepian z sopranistką przyodzianą w białą szatę na pewno zapadną niejednej osobie w pamięć albo powrócą w sennym koszmarze. Ale idea tego wielkiego dramatu przepadła z kretesem gdzieś pomiędzy aktami. Wielka szkoda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji