Artykuły

Bartosz Szydłowski: Artyści mówią mocnym głosem

- Chciałbym, abyśmy na festiwalu przekroczyli zaklęty krąg poczucia krzywdy i rozpaczy. Rozmowa z Bartoszem Szydłowskim, dyrektorem artystycznym Boskiej Komedii.

Marta Gruszecka: Hasło jubileuszowej, 10. Boskiej Komedii to "Teatr w ruinie". Po ubiegłorocznym "Jeszcze Polska nie zginęła, póki teatr żyje" to dość pesymistyczne przesłanie

Bartosz Szydłowski:Raczej ironiczne, bo ani Polska nie była w ruinie, ani polski teatr w ruinę nie popadł... Jest wręcz przeciwnie, artyści mówią bardzo mocnym głosem. To hasło odzwierciedla nastroje panujące na większości polskich scen i odsyła do opowieści o ruinie, w którą popada świat humanistycznych wartości, tolerancji, zaufania społecznego i wzajemnego szacunku. To również opowieść o bezradności wobec pogardy i nienawiści. W gruncie rzeczy te tematy towarzyszą polskiemu teatrowi od lat, tyle tylko, że w ostatnim sezonie wielu artystów opowiada o własnym, osobistym doświadczeniu. W ruinę popadły też punkty orientacyjne, kierunkowskazy. Artyści miotają się pomiędzy wściekłością a stanem depresyjnym. Powiedziałbym, że program tego festiwalu jest bardziej świadectwem odreagowywania niezrozumiałych przewartościowań, a nie diagnozy.

Nowy polski teatr chce rządu dusz! - nawołujecie jako organizatorzy. Kogo chcecie uwieść, skoro Polska jest podzielona? Jedni stoją murem za tym, co się dzieje na polskiej scenie, inni krzyczą: "Hańba!".

- O rząd dusz upominają się polscy artyści od połowy XIX w. To nie jest megalomania, ale specyfika Polski, gdzie narracje symboliczne są tak bardzo spięte z rzeczywistością. Wydaje mi się, że to jest wielka siła naszego teatru, który ma aspiracje i ambicje bycia axis społecznego życia. Nie ma znaczenia, czy jest rzeczywiście, wystarczy, że poczucie misji budzenia z letargu, potrząsania widzem napędza energię przedstawień. W sztuce ważniejsza jest wiara w jej sens niż obiektywizowanie tego sensu. Podział społeczny jest bolesnym faktem, a duszami rządzi demagogia. Powstaje mapa łatwo przewidywalnych zachowań, a to ułatwia panowanie nad społecznymi energiami. Rola współczesnego artysty jest marginalizowana. Głównie dlatego, że on zawsze sprawia kłopot swoją niesubordynacją, nieprzewidywalnością. Nikt już nie kocha tego twórczego bałaganu, niepozbierania i chaosu, które podając w wątpliwość porządek systemowy, są warunkiem istnienia zdrowego społeczeństwa.

Podczas Boskiej Komedii swoje spektakle pokażą najwięksi polscy twórcy, m.in. Krystian Lupa, którego sztukę wyrzucono z Teatru Polskiego we Wrocławiu, i Jan Klata, którego samego wyrzucono ze Starego Teatru w Krakowie. Zobaczymy też "Fuck... Sceny buntu" Marcina Libera z aktorami zwolnionymi z wrocławskiego teatru. Czy to przykry dowód na to, że ostatnim bastionem wolnego, niezależnego teatru są festiwale, tj. Boska, a nie macierzyste sceny?

- Sytuacje w wymienionych teatrach są dramatyczne, ale okoliczności, które ten dramat spowodowały, są bardziej skomplikowane. Na pewno chciałbym, abyśmy na festiwalu przekroczyli zaklęty krąg poczucia krzywdy i rozpaczy. Może w tym środowiskowym tyglu łatwiej będzie porozmawiać poza medialnie rozpisywanymi rolami. Przecież ważniejsze jest teraz poczucie sensu pomimo trudności, złapanie perspektywy, która artystów wzmocni. Niezależność to również - a może przede wszystkim - sprawa mentalności, odwagi osobistej, a nie takiego czy innego układu struktur. Nadchodzi czas, abyśmy podnieśli poprzeczkę, rozmawiając o sytuacji naszego środowiska i wyzwaniach, jakie przed nim stoją. Nie akceptuję wielu zmian, sam wspierałem artystów we Wrocławiu, decyzje administracyjne obcinania dotacji uważam za skandal, ale gorzkie powtarzanie tego przy każdym wywiadzie nie jest moją mantrą, bo to tylko zatruwa i odbiera energię. A my musimy mieć jej więcej, a nie mniej.

Historycznym wydarzeniem 10. edycji będzie pokaz "Procesu" Krystiana Lupy. To, rzecz jasna, nie pierwszy raz, kiedy spektakle reżysera goszczą na Boskiej, ale ten tytuł w obliczu tego, co się dzieje, można chyba potraktować jako gest szczególny

- Ten gest jest szczególny i tylko Lupę na niego stać. "Proces" bowiem nie jest wytykaniem światu niesprawiedliwości i ohydy. Wielkością tego spektaklu jest gorycz samooskarżenia. Małostkowość, chamstwo, zwierzęcość instynktów to są immanentne elementy świata. Lupa analizuje proces ich aktywowania i naszą bezradność wobec nich. Nie ma odpowiedzi, jest bezgraniczny ból, bo wszystko, co nieoznaczone, nadwrażliwe, po prostu inne, staje się zbędne i godne jedynie wysypiska. Lupa stworzył przejmujący portret umierającej duszy artysty, wyssanej przez małość, brak zrozumienia i zawiść. To epitafium, to pogrążający w beznadziei spektakl, a równocześnie proces wytoczony naszej niegotowości na skuteczny opór.

W ubiegłym roku laur Boskiej Komedii zdobył spektakl "Wszystko o mojej matce" Łaźni Nowej. Teraz w Inferno rywalizuje pięć krakowskich spektakli. Kraków ma szansę na ponowny triumf (woli)?

- Kraków ma mocną reprezentację, ale z innych miast przyjeżdżają znakomite spektakle. Wszystkim artystom życzę twórczego lotu. Sama nagroda ma drugorzędne znaczenie. Ale dobrze byłoby, gdyby statuetka Boskiego Komedianta zawędrowała tam, gdzie może przyczynić się do pozytywnej zmiany, dać impuls do rozwoju, zwrócić uwagę decydentom na artystów, których trzeba wspierać i umożliwiać im rozwój.

Sekcja Paradiso to tradycyjnie sztuki młodych twórców. Młodzi są świadkami histerycznych sytuacji na narodowych scenach, wiedzą, że teatr traci niezależność, mimo to wciąż chce im się go robić?

- W przygodę teatralną się wpada i staje się ona przeznaczeniem. Dla tych, którzy zbyt wiele kalkulują, nie ma tu miejsca. Najważniejsze jest to, jakimi wartościami zostaną naznaczeni w szkole, jaki azymut i priorytety wybiorą. Jest w Polsce wiele miejsc, gdzie można się rozwijać i realizować. Moim zdaniem praca artysty teatru to praca nad sobą, bez względu na okoliczności. Paradoksalnie powiedziałbym, że łatwiej jest uchronić swoją artystyczną niezależność wobec polityczno-ideologicznych presji niż wobec presji ekonomicznej, która rozpuszcza artystę zupełnie nieoczekiwanie i tak, że nawet nie zauważa on, kiedy staje po stronie chałtury.

Gdzie widzisz Boską w przyszłym roku? Będzie co pokazywać? Niezależny teatr przetrwa?

- Niezależność to naprawdę bardzo względne pojęcie. Dla wielu twórców okoliczności się zmieniają, wielu musi się liczyć z dyskredytowaniem, utrudnieniami, a w najlepszym przypadku obojętnością. To może zabijać, ale może też wzmocnić. Bardzo wiele zależy od samych artystów. Ja jestem wściekły na tę idiotyczną dialektykę wojennego okładania się pałami. Mamy inteligencję, mamy wyobraźnię, to może uda się nam w końcu uciec ze scenariusza pisanego przez kogoś innego? Może w ten sposób polski pasożyt nienawiści straci swojego żywiciela i sam zdechnie? Z jednej strony wierzę w ciągłość Boskiej Komedii. Z drugiej nie mogę się pozbyć niepokoju. Dotychczas nasi festiwalowi goście z całego świata wyjeżdżali z Krakowa w euforycznym uniesieniu i niedowierzaniu, że taki sceniczny entuzjazm jeszcze gdzieś istnieje. Ale przecież pamiętam, że ja również entuzjastycznie jeździłem na węgierskie przeglądy teatralne. Parę lat temu to było wydarzenie, na którym spotykałem przyjaciół z całego świata. W zeszłym roku, gdy podjechałem do Budapesztu, zauważyłem oprócz doskonałej organizacji i dużej ilości spektakli smutek w zagubionych spojrzeniach kuratorów. W festiwalowych spektaklach zabrakło napędu, radości tworzenia, a jedyny spektakl, który mnie autentycznie zachwycił, okazał się projektem nieeksportowym - miał zakaz podróżowania, bo zbyt ironicznie chłostał węgierską rzeczywistość. Dobrze, że była palinka

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji