Artykuły

Nowaczyński

Wiele musi upłynąć czasu i wiele nastać niesionych przez czas przemian, nim biografia pisarza przestanie oddziaływać na percepcję jego twórczości- Przykłady najłatwiej czerpać z ostatniego półwiecza. Czyż znakomity pisarz Hamsun nie musiał i słusznie -odpokutować za swe grzechy kolaboracji i sławienia faszyzmu - podobnie jak wielki poeta, a pomylony wielbiciel hitleryzmu, Ezra Pound? A najobrzydliwszy w swoich poglądach Louis Ferdinand Céline do dzisiaj budzi uzasadniony wstręt i książki jego nie są wznawiane.

Zobaczyłem Adolfa Nowaczyńskiego po raz pierwszy w Krakowie, i gdy przyjechał z odczytem, wysławiającym młody faszyzm włoski. Część słuchaczy witała takie poglądy z zadowoleniem, studenci niechętnie przyjmowali niewczesnego wielbiciela Mussoliniego. Nowaczyński już się był wówczas przesunął na pozycje zażartego endeka, nacjonalisty, zachwyconego rózgami liktorskimi i olejem rycynowym. Był za młodu burżuazyjnym buntownikiem, który bił we wszystko co w społeczeństwie murszało i gniło. Pisał zjadliwe wiersze i prozę, jego satyryczne pasje nie miały sobie równych w Polsce przed I wojną światową. Z czasem, u schyłku życia, podczas II wojny światowej wrócił pono do ideałów młodości. Już było za późno. Hitleryzm nie zabił go, ale przyspieszył jego śmierć.

Grzechy politycznego myślenia i politycznej publicystyki Nowaczyńskiego były oczywiście innego wymiaru, innej moralnej i życiowej skali, niż grzechy Hamsunów i Céline'ów, nie ocierały się o zbrodnie i zdradę. Ale dostatecznie jasno tłumaczą fakt, czemu twórczość Nowaczyńskiego przez ćwierć wieku była odsunięta na bok. Dopiero od paru lat czas zadziałał na jej korzyść. I dobrze, że zadziałał, bo literatura polska byłaby uboższa o pewne wartości, gdyby Nowaczyńskiego nie stało.

Pisarz ten u progu swej literackiej kariery był celny i zwięzły. Jego facecje, skotopaski, meandry mają cechy epigramatów. Później porwały Nowaczyńskiego stylistyczne łamańce, igraszki językowe, popadł w logoreę, uległ nieznośnej, czyniącej wprost nieczytelnymi jego międzywojenne paszkwile, inwektywy, napaści. Ale nim doszczętnie skalaburzał, był tęgim pisarzem i miał sporo do powiedzenia swoim współczesnym. Pora więc oddać mu sprawiedliwość - niezależnie od uzasadnionego potępienia jego reakcyjnych poglądów i wyskoków.

Powrót sztuk Nowaczyńskiego do repertuaru naszych teatrów wydaje się być trwały. I trzeba powiedzieć: te sztuki - niemożliwie rozgadane, pisane na fali popularności "powieści scenicznych", teatru epickiego - zawierają jednak (większość z nich) tyle materii dramaturgicznej i treści politycznej, że da się z nich wycinać widowiska barwne i mogące także dzisiejszego widza w niejednym zafrapować, pobudzić do myślenia, owocnego nawet gdy sprzeciwia się tezom autora. Tak jest z "Cyganerią warszawską", której wystawieniem przerwał Teatr Wybrzeże okres nieobecności Nowaczyńskiego na naszych scenach. Tak jest obecnie z "Wielkim Fryderykiem", która to sztuka w reżyserii Dejmka zdobyła sobie publiczność w Łodzi, a w reżyserii Grudy publiczność warszawską. Tak, przypuszczam, będzie z paru innymi sztukami Nowaczyńskiego... może da się ocalić nawet jego "Nowe Ateny", odpowiednio zaadaptowane.

Bo każda sztuka Nowaczyńskiego wymaga starannej obróbki i nielitościwych skreśleń tego wszystkiego co dziś zwietrzałe, naiwne i odpychające. Robota to mozolna. Podołał jej przed wojną Schiller, a po wojnie - w znacznej mierze - Hebanowski. Józef Gruda w teatrze Ateneum osiągnął też sukces swoim "Wielkim Fryderykiem", choć bez kreacji Jana Świderskiego w roli tytułowej byłby to sukces połowiczny. Rozwlekle bowiem, natrętnie i banalnie toczą się na scenie przygody panien Gockowskich i ich amantów, i teatr ożywia się naprawdę dopiero wówczas gdy na scenie pojawia się Świderski z całym bogactwem roli Fryderyka jako małego człowieka i wybitnego władcy.

Ma partnerów do swoich wypowiedzi: przeczernionego, ale w trafnym kierunku, biskupa Krasickiego (Jerzy Kamas), rozgarniętego mimo zewnętrznych cech zdziecinnienia, legendarnego generała Zietena (Ignacy Machowski, oklaski), skorego do naśladowania stryja następcę tronu (Leonard Pietraszak)... ale bledną oni, jak i reszta królewskiego otoczenia, przy niezwykłej indywidualności króla. Fryderyk jest pozornie pomniejszony, starczo złośliwy, okrutny; w istocie wielki w swej obsesji tworzenia, utrzymania i pomnożenia potęgi grabieżczego państwa, którym włada. Stary antymachiawel w teorii i kosmopolityczny filozof, gardzący językiem i kulturą niemiecką, a przez swą działalność największy budowniczy niemieckiej ekspansji i zaborów. To wszystko pokazać w postaci Fryderyka: zadanie dla mistrzów sztuki aktorskiej. Podołał mu przed laty, wiedziony niebywałą intuicją, Ludwik Solski - którego grę widziałem i wywarła na mnie niezatarte wrażenie - i podołał podobno Kazimierz Kamiński - którego w tej roli nie widziałem, więc milknę. Obecnie podołał temu zadaniu Swiderski. W stu procentach. Utrwalić by tę rolę w dokumentacji analitycznej i audiowizualnej. Koniecznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji