Artykuły

Nowaczyński po latach

Brak interesujących sztuk współczesnych skłania coraz częściej reżyserów do niemal antykwarycznych poszukiwań wśród tzw. drugorzędnego repertuaru teatralnego epok minionych. Często zresztą owe drugorzędne sztuki tak są oceniane z dzisiejszej perspektywy - w swoim czasie święciły triumfy, przyciągały tłumy publiczności, a potem - jak to często bywa - czas okazał się dla nich niełaskawy. Upływające lata spowodowały też, że zapomniano niekiedy o utworach niezłych, które - zwłaszcza odpowiednio zaadaptowane - mogą stać się współcześnie materiałem dla dobrych czy nawet wybitnych przedstawień. Zwłaszcza jeśli dostaną się na warsztat znającego swój fach reżysera.

Warto wymienić kilka przykładów takich teatralnych "wykopalisk" ostatnich paru lat. "Wacława dzieje" w Teatrze Narodowym w reżyserii Adama Hanuszkiewicza - odkrycie, które zainteresowało nawet uczonych w piśmie - badaczy historii literatury, którzy także trochę zapomnieli o dramacie Garczyńskiego skrytym w cieniu dzieł romantycznych wieszczów. "Sen" Felicji Kruszewskiej - międzywojenna sztuka wsławiona wówczas awangardową inscenizacją Edmunda Wiercińskiego - niedawno przypomniana, przez gdański. Teatr Wybrzeże. Utwory Stanisławy Przybyszewskiej, niedocenione w latach, kiedy powstawały, teraz triumfalnie wędrujące przez sceny krajowe. I wreszcie "Wielki Fryderyk", dramat Adolfa Nowaczyńskiego, znakomitego krytyka, felietonisty, satyryka, dramatopisarza okresu przełomu wieków i epoki późniejszej. Sztuka powstała w 1910 roku i dzięki roli Ludwika Solskiego zyskała sobie ogromny rozgłos. Później odłożono ją do lamusa, aż wreszcie odkrył rzecz niedawno Kazimierz Dejmek, Obecna, warszawska premiera w Teatrze Ateneum, w reżyserii Józefa Grudy, jest więc drugą inscenizacją powojenną.

"Wielki Fryderyk" to dramat na pewno godny uwagi. Ciekawie napisany, z partiami wręcz świetnymi, zdradzający ogromną intuicję teatralną czy po prostu znajomość praw sceny, a równocześnie poruszający problematykę do dziś ważką. W swoim czasie uznano, że dramat w sposób kontrowersyjny stawia wiele tematów historycznych; twierdzono wręcz, że jest głosem w dyskusji na temat przyczyn upadku Rzeczypospolitej.

Dzisiaj dostrzega się we "Fryderyku" dwie podstawowe kwestie. Jedna z nich - wysuwająca się na czoło w pierwszej części przedstawienia w Ateneum - to pytanie, w jakim stopniu sami Polacy zawinili czy też przyczynili się do upadku Rzeczypospolitej Szlacheckiej. Bohaterem jest tutaj książę biskup warmijski i książę poetów tej epoki - Ignacy Krasicki, którego włości znalazły się po rozbiorze w 1773 roku pod władzą króla pruskiego. Biskup i poeta niezwykle szybko pogodził się z tą sytuacją. Jak byśmy nie oceniali jego postawę, czy wedle kryterium wierności feudalnej choć przecież Krasicki był jednym z najwybitniejszych propagatorów nowożytnego Oświecenia), czy wedle dzisiejszego pojmowania patriotyzmu - zawsze biskup Krasicki okazuje się zdrajcą. Albo zdrajcą króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, któremu zresztą zawdzięczał wyniesienie na tron biskupi, albo zdrajcą ojczyzny.

Oczywiście postawiony tu problem można odebrać ogólniej. W każdej epoce wielcy pisarze i twórcy mogą znaleźć się w podobnej sytuacji - niekiedy też dokonują fałszywych wyborów. Są przecież tylko ludźmi -choć zostawiają dzieła genialne.

W drugiej części spektaklu wyeksponowana została postać Fryderyka i problem jego metod rządzenia opartych na słynnej pruskiej racji stanu i wojskowej dyscyplinie.

Jest w przedstawieniu kilka doskonałych kreacji aktorskich. Jan Świderski w tytułowej roli stworzył wyrazistą postać satrapy, niechlujnego starca, który mimo oznak biologicznego zmęczenia potrafi skutecznie realizować swoje zamiary. Chytrość i przebiegłość, znajomość ludzkich charakterów, obojętność wobec emocji innych ludzi, w których Fryderyk dostrzega wyłącznie zależnych od jego woli poddanych - to cechy władcy, który położył podwaliny pod potęgę późniejszych Niemiec. Wspaniałą postać starego generała huzarów von Zietena stworzył Ignacy Machowski. Uwypuklając zniedołężnienie starca, przerysowując niektóre cechy generała - dał jednak kreację, którą długo się będzie pamiętać. Kłótnia między Fryderykiem a von Zietenem, świetnie zresztą napisana, została zagrana na najwyższym poziomie.

Arcyważnym punktem przedstawienia jest scenografia Mariana Kołodzieja. Jak zwykle u tego artysty barokowej rozrzutności pomysłów towarzyszy wspaniałe wyczucie atmosfery epoki, plastycznego wystroju dworu Sans-Souci króla Fryderyka.

Reżyseria Józefa Grudy, chociaż tradycyjna, doskonale wydobywa istotne walory utworu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji