Artykuły

Publicystyka i nieporozumienia

Obserwując program telewizyjny, można by sądzić, że istnieje poważne nieporozumienie co do sensu słowa "publicystyka". W taką szufladkę "wkłada się" zazwyczaj wszelkie audycje, które nie są audycjami artystycznymi, filmami lub reportażami. Tymczasem sens "publicystyki" tkwi nie tyle przecież w formie ile w tym, czy autorzy stawiają w audycji jakiś konkretny problem społeczno-gospodarczo-polityczno - kulturalny, czy próbują go naświetlić z różnych punktów widzenia a nawet - czy są w stanie zaproponować pewne zmiany i "drogi wyjścia".

Dla przykładu - nie była chyba "publicystyką" audycja z poprzedniego tygodnia zatytułowana "Życzenia uniwersalne", a traktująca o naszym eksporcie. Ograniczyła się bowiem do pewnych (źle zresztą podawanych) informacji, do stwierdzeń stanu istniejącego bez próby wyciągnięcia własnych, istotnych wniosków. Podobnie program z ubiegłej soboty "Na wielkim ekranie" prowadzony przez K. T. Toeplitza, a traktujący o westernie amerykańskim. Przede wszystkim, była to trochę audycja "ni przypiął ni przyłatał" w sobotnie, późne popołudnie. Raczej kontynuowała cykl Wszechnicy Telewizyjnej "Jak patrzeć na film". Jako program samodzielny nie miała wielkiego sensu, ponieważ jej część informacyjna miała charakter historyczny, nie problemowy. Gdyby autorzy pokusili się o analizę przyczyn popularności westernu - może udałoby się zainaugurować cykl programów publicystyczno-filmowych. Ale, przy pomocy takich audycji jak "Na wielkim ekranie" nie "załatwi się" przecież leżących odłogiem w TV spraw życia filmowego.

Proszę o dokładne zrozumienie zarzutów - audycja "sama w sobie" była na pewno ciekawa i ilustrowana bogatym, materiałem filmowym. Chodzi tylko o to, że w sytuacji, w której miejsca dla siebie domaga się problematyka aktualna i kiedy sprawy filmu polskiego są zbywane banalnymi reportażykami w "Klopsie" - program traktujący o genezie westernu wydaje się być jednak nieporozumieniem.

Nieporozumieniem jest również cykl "publicystyczny" zainaugurowany w poprzednim tygodniu informacjami o życiu kulturalnym Poznania. Apele o włączenie spraw pozastołecznych w program telewizyjny nie mogą dać w efekcie jedynie stosu informacji nie popartych próbą syntezy i dyskusji. Pozawarszawska problematyka kulturalna nadal nie znajduje dla siebie miejsca w audycjach telewizyjnych.

Skoro jesteśmy przy pretensjach - nadal audycje transmitowane przez Interwizję pozostawione są "własnym losom". Przypomnijmy koncert z NRD (w rocznicę powstania), polski komentator nie stanął na wysokości zadania i już wówczas o tym sygnalizowaliśmy. Podobnie było z ostatnim Konkursem Tańca Towarzyskiego transmitowanym z Pragi. Nasz sprawozdawca nie zna chyba czeskiego, a ponadto nie ma pojęcia o regułach podobnych turniejów. Z rzadka cedził słówko, "opowiadając" to, co na ogół sami widzieliśmy - np., że sędziowie punktują albo że pary tańczą. Nie wiedział natomiast jakie pary, co tańczą, po co, i jaki jest przebieg imprezy. Równie dobrze można było obejść się bez tych "informacji".

Z Łodzi nadawano we wtorek kolejny recital piosenkarski - tym razem artystki z Holandii. Był to program słabszy niż poprzednie ("Śpiewa Kalina Jędrusik" i inne), ale można to położyć na karb krótkiego terminu przygotowań. Audycja nie wykraczała poza przeciętność, reżyserowi brakowało inwencji, a "ładniutka" scenografia, choć stylowa nie grzeszyła oryginalnością. Niemniej jednak cykl tych krótkich recitali piosenkarskich staje się zwolna łódzką "specjalnością domu".

Nader rzadko sprawy Łodzi znajdują odbicie w "Dzienniku Telewizyjnym". Trzeba było aż sensacyjnej historii o tym, jak straż pożarna ujęła przestępcę, by miasto o tak bogatej problematyce znalazło dla siebie miejsce w ogólnopolskim programie...

W Teatrze Telewizji obejrzeliśmy w piątek adaptację "Odwetów" Kruczkowskiego. Niektóre partie spektaklu brzmiały frapująco, mądrze i aktualnie. Dotyczy to szczególnie tych fragmentów, w których toczy się walka o myśli i przekonania młodego Julka Okulicza. Była to jakby wielka dyskusja ideowa, dyskusja, której wyższość racji Jagmina wynika nie z papierowych haseł, ale z konkretnej sytuacji historycznej. Jednakże problematyka "Odwetów" inaczej nam się prezentuje dziś, dziś, kiedy życie sprawdziło poglądy Jagmina, a skompromitowało od lat postawy Okuliczów. Dziś postać Okulicza wydaje nam się zbyt jednostronna, a walka z Okuliczami przebiega na zupełnie innych płaszczyznach. Nadto sytuacja, w której ostry konflikt polityczną pogłębiony jest specyficznym, konfliktem rodzinno-osobistym, jest już nieco sztuczna. Tak więc, oglądając "Odwety" trzeba zdawać sobie sprawę z tego; że sztuka była napisana w określonym czasie i że momentami stanowi już "świadectwo epoki".

Z. Skowrońskiego znamy przede wszystkim jako autora kapitalnych komedio-fars. Jego "Mistrz" jest pewnego rodzaju ewenementem pisarskim. Mniej udała się w sztuce sprawa warsztatu aktora i kwestia różnych interpretacji roli - natomiast wspaniała gra Janusza Warneckiego i znakomita w napięciu dramaturgicznym scena z gestapowcem pozostaną na długo w pamięci widzów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji