Artykuły

Słynny tenor zaśpiewał dla chorych dzieci i rozpalił publiczność do czerwoności

W środowy wieczór Juan Diego Florez - najsłynniejszy tenor liryczny na świecie - zaśpiewał w Filharmonii Bałtyckiej podczas koncertu charytatywnego "Muzyka Czyni Cuda", nie pozostawiając wątpliwości, że w jego przypadku sława idzie w parze z talentem - pisze Ewa Palińska w portalu Trójmiasto.pl.

Artysta wzbudził zachwyt publiczności od pierwszej chwili i z każdą kolejną arią tylko podsycał ekscytację na widowni. Publiczność nagrodziła go gromkimi brawami, niekończącą się owacją na stojąco, okrzykami zachwytu, otrzymując w podziękowaniu spory pakiet bisów.

Cykl "Muzyka czyni cuda" jest inicjatywą gdańskiego Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom Chirurgicznie Chorym, które wspiera swoją działalnością Klinikę Chirurgii i Urologii Dzieci i Młodzieży Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Profesor Piotr Czauderna, pomysłodawca koncertów, postanowił sięgnąć do portfeli darczyńców poprzez muzykę i to z najwyższej półki, zapraszając do Gdańska gwiazdy światowego formatu. W poprzednich latach w Filharmonii Bałtyckiej występowały Simone Kermes, Vivica Genaux i Weselina Kacarowa, jednak żaden z wcześniejszych koncertów nie wzbudził tak wielkich emocji i nie cieszył się tak ogromnym zainteresowaniem, jak środowy recital Juana Diego Floreza - widownia była wypełniona po brzegi. I to wcale nie dlatego, że panie ustępowały mu talentem, bo każda z nich jest diwą największego formatu.

Koncert Floreza poruszył trójmiejską publiczność choćby dlatego, że był reklamowany jako występ najsłynniejszego tenora na świecie, a wielu melomanów nazwisko tego artysty po raz pierwszy zobaczyło w materiałach prasowych reklamujących środową imprezę. Jak to możliwe, że nawet ci, którzy pasjonują się operą, dorobku Floreza nie znali?

- Jeśli chodzi o śpiewaków operowych, to w światowej czołówce są chociażby Piotr Beczała i Mariusz Kwiecień, dlatego to na nich głównie skupia się uwaga polskich melomanów. Znamy też dobrze tych, którzy są aktywni medialnie, jak chociażby Placido Domingo, Jose Carreras czy Andrea Bocelli. Dla Floreza zabrakło miejsca, jednak jestem pewien, że po środowym koncercie z przyjemnością będziemy nadrabiali braki - mówił w przerwie koncertu Mateusz, kolekcjoner autografów gwiazd opery.

Ci, którzy sprawdzili dorobek Juana Diego Floreza przed koncertem dowiedzieli się np. tego, że artysta nie tylko występował na najważniejszych scenach operowych świata, ale był również pierwszym śpiewakiem od 70 lat, który bisował w La Scali. Co więcej, był gwiazdą koncertu sylwestrowego w wiedeńskiej Staatsoper, a Brytyjczycy powierzyli mu wykonanie "Rule Brittania podczas ostatniego finału BBC Proms. Trudno o lepszą rekomendację.

Zrozumiałe jest zatem, że jeszcze przed rozpoczęciem środowego koncertu ekscytacja słuchaczy była tak ogromna. Imprezę zaszczyciło swoją obecnością wielu znamienitych gości, m. in. ambasador Peru w Polsce Alberto Salaz Barahona, który poinformował, że Florez od lat angażuje się w działalność charytatywną.

Choć na widowni znajdowało się przeszło tysiąc słuchaczy, a Florez wystąpił jedynie przy akompaniamencie fortepianu, za którym zasiadł Vincenzo Scalera, od pierwszej chwili udało mu się stworzyć niesamowitą, wręcz intymną atmosferę. Publiczność słuchała w tak wielkim skupieniu, że nawet skrzypienie otwieranych drzwi czy przewracanie kartek przez akompaniatora wydawało się ogromnym hałasem.

Pierwszą część zdominowały arie Donizettiego m. in. z takich oper, jak "La Favorite", "Lucia di Lamermoor" czy "Roberto Devereux", w których Juan Diego Florez mógł pokazać pełnię swoich wokalnych możliwości. Jeszcze ciekawsza była jednak część druga, w której zaprezentowane zostały najsłynniejsze "przeboje" napisane na głos tenorowy. "Che ascolto, Ahime" z Otella Rossiniego wprawiło publiczność w zachwyt, ale apogeum nastąpiło chwilę później, po wykonaniu "Una furtiva lagrima" z opery "Napój miłosny" Donizettiego. Słuchacze poderwali się z miejsc i nagrodzili śpiewaka oraz jego fantastycznego akompaniatora gromkimi brawami. W takiej atmosferze, bliższej imprezom w klubach niż koncertom w filharmonii, przebiegała reszta recitalu.

Słuchacze wyrywali się z oklaskami przed końcem utworów, wykrzykiwali na głos nazwisko artysty i nabierali apetytu na więcej. Program był jednak tak skonstruowany, że to "więcej" otrzymywali, co dodatkowo podgrzewało atmosferę, bo czy można spokojnie wysiedzieć, kiedy tak fenomenalny tenor, o krystalicznie czystej barwie głosu, śpiewa arie z "Werthera" Messeneta, "Che gelida manina" z "Cyganerii" Pucciniego czy "Lunge da lei" z opery "La Traviata"? A to jedynie zarys tego, co zostało zaprezentowane.

Juan Diego Florez zresztą nie zachwycał słuchaczy wyłącznie swoim fantastycznym głosem, ale i talentem aktorskim - wykonując każdą z arii starał się odnieść do jej kontekstu dramatycznego. A że aktorem jest znakomitym, jego występ był prawdziwą ucztą estetyczną.

Po zakończeniu koncertu owacjom nie było końca. Publiczność wstała z miejsc i okrzykami zachwytu dopraszała się o więcej. W dowód wdzięczności Juan Diego Florez wykonał (akompaniując sobie na gitarze) m. in. "Besame mucho", a że i tego publiczności było mało, artysta (już z towarzyszeniem akompaniatora) wprawił wszystkich w jeszcze większy zachwyt wykonaniem kolejnych arii i dając pokaz swoich możliwości wokalnych w wysokich rejestrach.

Juan Diego Florez zachwycił również swoją otwartością i poczuciem humoru. Rozmawiał ze słuchaczami, odpowiadał na okrzyki padające z widowni i starał się podziękować za owację w naszym ojczystym języku śmiejąc się przy tym, że w Peru mają słowo brzmiące podobnie, jak nasze "dziękuję" - "marakuja"! Słuchacze zachowali jednak bystrość umysłu i po zakończeniu koncertu krzyknęli do niego "marakuja", zamiast "dziękuję". Śmiechu było co niemiara po obu stronach sceny.

Profesor Piotr Czauderna uprzedzał, że koncert Juana Diego Floreza może być najważniejszym wydarzeniem sezonu w Polsce i nie mylił się - zresztą można się było tego spodziewać, skoro sprowadził do Gdańska artystę, który wcześniej zabawiał wiedeńczyków podczas imprezy sylwestrowej i którego Brytyjczycy zaprosili na finał BBC Proms. A oni nie uznają półśrodków.

Warto również dodać, że w organizacji koncertu Czaudernę wspierał Gdański Klub Biznesu, bez udziału którego impreza mogłaby nie dojść do skutku. Sam Piotr Czauderna przed koncertem wyznał, że negocjacje trwały do ostatniej chwili, a kontrakt z artystą udało się podpisać dopiero dzień przed imprezą. Ci zatem, którzy mieli okazję w niej uczestniczyć, mogą czuć się szczęściarzami.

Najważniejsze jednak, że muzyka po raz kolejny uczyniła cuda i udało się zebrać fundusze dla chorych dzieci. W przerwie koncertu odbyły się tradycyjne aukcje przedmiotów podarowanych na ten cel przez darczyńców. Przypomnę, że w tym roku zbierano na zakup mobilnych głowic USG, dzięki którym, po podpięciu do tabletu bądź smartfona, można wykonać badanie nawet podczas wizyty domowej, przy łóżku pacjenta czy na sali operacyjnej.

Organizatorami koncertu byli: Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom Chirurgicznie Chorym, Narodowe Centrum Kultury oraz Agencja AStreet. Sponsorzy wydarzenia: Olivia Business Centre, BSJP i Hilton Gdańsk. Głównym partnerem Muzyka Czyni Cuda została Grupa Energa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji