Artykuły

My i wy, czyli lepsi i gorsi

"Wróg ludu" Henryka Ibsena w reż. Jana Klaty w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Agnieszka Gałczyńska w Teatrze dla Was.

"Wróg ludu", w reżyserii Jana Klaty, jest dla tych, którzy chcą słuchać i rozmawiać. Dla tych, którzy nie są tym zainteresowani nad drzwiami wyjściowymi umieszczono wielki neon z napisem "exit". Droga jest wolna. Tym razem z możliwości ucieczki korzysta kilka osób.

Spektakl zaczyna się jak słuchowisko. Zza kulis słyszymy rozmowę rodziny Stockmannów. Na scenie nikogo nie ma. Jest za to stara kanapa, wersalka, kilka dziecięcych krzeseł, stół i wieża z niepotrzebnych, zniszczonych urządzeń. Kiedy rozmowa się urywa, nagle misternie zbudowana konstrukcja przedmiotów rozpada się. Bałaganu nikt nie sprząta. Pełno tu butelek, beczek, zupełnie niepasujących do siebie rzeczy. A my nie wiemy, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi

Lekarz odkrywa, że woda w uzdrowiskowym norweskim miasteczku jest zatruwana ściekami z garbarni. Niestety, uzdrowisko to jedyne źródło dochodu dla lokalnej społeczności. Doktor Tomas Stockmann (Juliusz Chrząstowski) chce uchronić mieszkańców i kuracjuszy od niebezpiecznych chorób i ujawnić niekorzystne wyniki badań epidemiologicznych. Jego brat, a jednocześnie burmistrz miasta Peter (Radosław Krzyżowski) jest przerażony perspektywą kryzysu ekonomicznego w mieście. Dlatego próbuje przekonać Tomasa, aby tego nie robił. Dwóch dorosłych mężczyzn przerzuca się co rusz wyzwiskami, okłada rękami, a nawet zakłada rękawice bokserskie. Kto jest przyjacielem, a kto wrogiem ludu?

Początkowe poparcie dla wybitnego lekarza zmienia się w nienawiść. Miejski dziennikarz, drukarz, przewodniczący związku właścicieli domów dla kuracjuszy i kapitan uświadamiają sobie, że ujawnienie prawdy spowoduje straty dla ich interesów. Tomas Stockmann szybko staje się "wrogiem ludu" mimo, że przecież mieszkańcy małej miejscowości w ogóle nie są przy tym obecni.

Walka o uzdrowisko to tylko metafora aktualnej sytuacji społeczno-politycznej. W improwizowanym monologu doktora słychać subiektywny komentarz do tego, co dzieje się w Polsce. Pojawiają się uchodźcy, problem smogu czy hejtu. Scena ta jest punktem zwrotnym w spektaklu. Widz dopiero teraz ma świadomość jak bardzo aktualny jest dramat Ibsena. Najlepszym fragmentem przedstawienia jest monolog Juliusza Chrząstowskiego (choć często przekształca się on w dialog z publicznością). Aktor prowokuje wypowiedziami o homoseksualistach, krytyce teatralnej czy mediach. Całkowita zmiana formy z groteskowej i nierealistycznej na bezpośrednią i inicjującą wyrywa publiczność z marazmu.

W Starym Teatrze wygrywa niesamowita scenografia Justyny Łagowskiej. Dokładnie przemyślana i zaprojektowana. Na początku spektaklu na jednej ze ścian pojawia się biblijna fraza "mane, tekel, fares", zwiastująca upadek Babilonu. Pod koniec przedstawienia czerwoną farbą zostaje namalowany napis "Won". Korelacja strefy wizualnej z grą aktorską jest oczywista. Oryginalne kostiumy dopracowane są w każdym detalu. Ważne sceny są dopełniane muzyką (Robert Piernikowski) - raz heavy metalem, raz reggae, a kolejnym razem hitami pop. Teatralny świat Jana Klaty jest atrakcyjny wizualnie, głośny w odbiorze i skoncentrowany na szybkich skojarzeniach.

Przekaz "Wroga ludu" jest wieloznaczny. Dziennikarz znajdzie tu coś o wolności mediów, ekolog o zanieczyszczeniu środowiska, zainteresowany problemem uchodźców rzecz o tolerancji, a ktoś w masce antysmogowej kilka słów o wydatkach miasta. Jednak nie o problemy tu chodzi. Raczej o obojętność wobec nich, ponieważ to ona prowadzi do coraz gorszego obrazu rzeczywistości

Agnieszka Gałczyńska - dziennikarz, copywriter, PR-owiec. Optymista będący z kulturą w tę i we w tę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji