Artykuły

Opera Bałtycka umiera. Pozwólmy jej odejść

Z upadkiem Opery Bałtyckiej jest jak ze śmiertelną chorobą bliskiej osoby - niby wiemy, co się dzieje, ale nie umiemy się z tym faktem pogodzić i liczymy na cud. Tyle że cud nie nadchodzi i ukochana osoba w końcu umiera. Opera Bałtycka umarła już dawno i żadne próby reanimacji jej nie uratują, bo lekarstwa i kuracje pomagają w zwalczeniu choroby. Nie wskrzeszą natomiast tego, co od dawna jest martwe - pisze Czytelniczka portalu Trójmiasto.pl.

Do niedawna otwarcie deklarowałam, że nie wyobrażam sobie, żeby w Trójmieście nie było opery. Bo jak to - metropolia bez kultury? Opera to przecież prestiż, nobilitacja, wartość dodana. I wszystko to prawda, ale aby tak było, ta opera nie może być instytucją dysfunkcyjną. A nasza opera taką jest. I to od dawna. Kiedy przekonywałam niedawno znajomego, że Operę Bałtycką trzeba uratować, zapytał, czego w przypadku jej likwidacji brakowałoby mi najbardziej. No właśnie... Czego? Budynku nie, bo choć lokalizacja jest znakomita, to jednak sami wiecie - bardziej straszy niż zachwyca. Zresztą i tak od lat mówi się o konieczności stworzenia nowej siedziby.

Może zatem zespołu? Kolejny strzał kulą w płot, bo przecież zespołu (może poza tym baletowym, ale o nim za chwilę) w Operze Bałtyckiej nie ma od dawna. Jest wprawdzie kolektyw instrumentalistów, na wyrost nazywany orkiestrą. Kolektyw muzyków, którzy już dawno stracili zapał do gry i chęć muzykowania. I nie ma znaczenia, pod czyją batutą grają - choćby postawić przed nimi samego Toscaniniego, muzyki z tego nie będzie. Zamiast tego ktoś zapewne strzeli focha, ktoś inny weźmie urlop ma żądanie przed próbą generalną obiecując, że na koncercie się zjawi - nie sztuka przecież zagrać coś, co się ćwiczyło. I tak dobrze, że podczas spektakli artyści grają w orkiestronie, bo przynajmniej nie widzimy, jak patrzą na siebie wilkiem podczas pracy. Środowisko muzyczne naprawdę wie, jak wyglądają wasze próby i jaką wizytówkę wystawiają wam dyrygenci gościnni.

Drodzy państwo instrumentaliści! To, że oficjalnie wszyscy trzymają za państwa kciuki nie znaczy, że środowisko muzyczne popiera państwa działania. Są państwo naszymi krewnymi, przyjaciółmi, więc możliwość utraty przez państwa pracy bardzo nas martwi. To jednak, że szczerze współczujemy, lajkujemy państwa szkalujące dyrekcję posty na Facebooku czy wspieramy każdego dnia dobrym słowem nie znaczy, że nie widzimy, że dla Opery już nie ma ratunku. Nie powiemy jednak tego głośno, bo sami jesteśmy muzykami i się boimy. Nie wypada nam przecież solidaryzować się z oprawcą, którym jest dyrektor. Jeśli to zrobimy, odbije się to na naszych angażach do różnorakich projektów, a my też musimy zarabiać.

Z drugiej strony jesteśmy pewni, że nawet w przypadku przyjęcia do wiadomości, że Opery już nie ma, poradzą sobie państwo na rynku pracy, tak jak radzi sobie wielu z nas, "nieetatowców". Wielu z was ma dodatkowe źródła dochodu (akademia muzyczna, szkoły muzyczne, lekcje prywatne, itp.), a pozostali mogą spróbować swoich sił w innych orkiestrach. Będzie to na początku wymagało sporo pracy, determinacji, być może i wzmożonej pracy nad poprawą warsztatu (choćby na tyle, żeby solo wiolonczelowe w uwerturze do "Wilhelma Tella" nie brzmiało tak, jakby smyczek czuł odrazę do strun, które pociera), ale wierzymy w was i zapewniamy, że możecie liczyć na nasze wsparcie.

Wracając jednak do pytania o to, czego będzie mi brakowało po likwidacji opery, mogę szczerze wyznać, że nie będą to również soliści, bo "swoich" solistów, przypisanych do miejsca i będących jego wizytówką Opera Bałtycka nie ma. Tych, którzy występują na jej deskach, weryfikuje rynek - dobrych zobaczymy w produkcjach realizowanych przez inne ośrodki, a gorsi będą chałturzyli jak dotychczas na mniejszych imprezach. Nie będę również specjalnie tęskniła za operowym chórem, bo ostatnie projekty (jak np. Słynne chóry oper włoskich), w których śpiewacy zaprezentowali swoje możliwości, zamiast zobaczyć jeszcze raz wolałabym zapomnieć.

Proszę mi wybaczyć, ale jedyny spektakl, jaki udało się państwu zrealizować pod wodzą nowego dyrektora, to spektakl sporów, paszkwili, donosów, strajków i protestów. Druga strona, a więc dyrektor Warcisław Kunc z zapleczem administracyjnym, jest dla was godnym partnerem. List [zob. poniżej], który wystosował do orkiestry jej szef - Jacek Batarowski, tylko potwierdził, na jak żenującym poziomie prowadzona jest polemika między obiema stronami.

Biernie przygląda się temu wszystkiemu marszałek, dając Kuncowi swoje dobre słowo, ale nic poza tym. Pozostaje publiczność, która nie dość, że nie doświadczy w tym przybytku kultury sztuki na wysokim poziomie, to jeszcze zostaje wmanewrowana w walkę muzyków z dyrekcją. Każde kolejne wydarzenie to niewiadoma. Czy muzycy wyjdą o czasie? Czy w ogóle wyjdą? Czy koncert bądź spektakl w ogóle się odbędą, a jeśli z opóźnieniem to jak dużym? Szczerze? Ja mam tego serdecznie dość!

Nawet jeśli przymknęłabym oko na żenujący spektakl wzajemnych pretensji i nie najwyższy poziom artystyczny, pozostaje coś, nad czym do porządku dziennego przejść nie mogę - finanse! Tak, drodzy państwo. Te "zabawy" odbywają się za pieniądze podatników i kosztują rocznie kilkanaście milionów złotych. Każdego roku wydaje się miliony na funkcjonowanie instytucji, która umarła już dawno temu. Przepraszam za szczerość, ale nie wybuduje się nic wartościowego bez stabilnego fundamentu, a tutaj takiego nie ma. I nie będzie. Wyjściem jest zamknięcie Opery Bałtyckiej, a jeśli w przyszłości pojawi się taka możliwość, zbudowanie nowej, na zupełnie innym fundamencie, od podstaw.

Jedynym, czego by mi brakowało po likwidacji Opery, byłby balet, ale z jego przeniesieniem nie powinno być problemu - z reguły i tak występuje pod muzykę z płyty, a scen chętnych przygarnąć tak dobry zespół nie powinno zabraknąć. Jeśli chodzi natomiast o wykorzystanie tych kilkunastu milionów, które "pompuje" się w operę, warto byłoby przeznaczyć je na realizację spektakli gościnnych bądź dofinansowanie wyjazdów melomanów do Bydgoszczy czy Poznania. Koszty będą znacznie niższe, a potrzeby miłośników sztuki wysokiej zostaną w pełni zaspokojone. Zresztą wielu trójmiejskich melomanów od kilku lat korzysta z tego rozwiązania, regularnie odwiedzając Operę Nova. Przypomnę, że do Bydgoszczy mamy niecałe 170 km - dojedziemy tam w niespełna 2 godziny, nie tylko samochodem, ale i bezpośrednim pociągiem.

***

Droga Orkiestro,

taką mamy sytuację, że wzięło mnie na refleksje. Oczywiście kogoś może to nie obchodzić więc, co jasne, nikomu niczego nie narzucam, tym bardziej czytania poniższego tekstu.

Opera Bałtycka znajduje się w starym, zrujnowanym, nieremontowanym, niedoposażonym budynku. Opera nie ma pieniędzy żeby wystawiać normalne przedstawienia w normalnej ilości. Opera nie ma pieniędzy dla swoich ludzi. Opera mentalnie została głęboko w ubiegłym stuleciu. Opera zwalnia muzyków. Koszmar. Pozostaje pytanie - co każdy z nas może dzisiaj zrobić żeby sytuację poprawić?

Czemu wszystkie instytucje wokół dostawały setki milionów, a my tylko setki tysięcy? Czemu nasza załoga nie była restrukturyzowana? Czemu nasza opera działa jak XIX wieczny teatrzyk?

Czasy się zmieniają. Komunizm odszedł, minął drapieżny kapitalizm lat 90, za nami czas początku XXI wieku i pieniędzy z Unii. A gdzie jesteśmy my? Ulubione powiedzenie części pracowników Opery brzmi: "ale tak nie było". Zmiany zawsze bolą, ale poza trudnościami przynoszą świeżość, możliwość rozwoju, szansę na lepsze. Ktoś powie - lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Trzymacie tego wróbla od 20-30-40 lat. Jesteście zadowoleni? Dlaczego Opera jako jedyna instytucja w okolicy nie działa jak firma tylko jak jakiś folwark? Dlaczego jak ktoś dostał jakieś stanowisko x lat temu to musi je piastować dożywotnio? Dlaczego nie można wprowadzać zmian bo "tak nie było"?

W moim krótkim życiu miałem taki rok, że zmieniłem pracę 5 razy. 1 raz miałem szansę na lepsze zarobki, 2 raz doświadczyłem na swojej skórze redukcji etatów, 3 raz mogłem pracować w zawodzie, 4 raz miałem szansę na stabilizację w firmie sprzątającej, 5 raz mogłem wrócić do Opery. Czy pracuję w zawodzie? Czy mam łatwą pracę? Czy jestem szanowany? Czy żałuję? Nie. Dzisiaj pracuję w Operze, mogę opłacić rachunki, każdego dnia staram się rozwijać. Czy ktoś mnie tu trzyma? Przecież w Biedronce bym zarabiał lepiej. Czy ktoś się będzie nade mną litował jeśli zostanę zwolniony, bo moja przydatność dla firmy się skończyła?

Po ludzku jestem związany z każdym ze zwalnianych. Rozmawialiśmy sobie o muzyce, o mieszkaniach, o dzieciach, o wakacjach, o wymianie opon, o biznesie poza Operą, o trudnościach życiowych... Każdego po ludzku mi szkoda. Niestety ktoś Państwa skrzywdził wpajając, że tak jak jest to już musi być.

Gdybyście pomogli Operze w zmianach 20 lat temu to zamiast 30 dramatów ludzkich teraz, mielibyście szczęśliwych kolegów w innych zawodach i z lepszymi pensjami. A tak - 30 tragedii, często tuż przed emeryturą. Czy chcemy tego czy nie to świat się zmienia. Popędził z prędkością światła do przodu, a my mamy swojego wróbla w garści. Niestety jest on wart coraz mniej. Opera została w PRLu infrastrukturalnie, administracyjnie, muzycznie, mentalnie. Powiedzmy sobie prawdę. Czy w jakiejkolwiek firmie, niezależnie czy korporacji czy osiedlowym sklepiku, jeśli pracownik nie wypełnia normy, nie sprawdza się, nie jest wystarczająco dobry na swoje stanowisko to zachowuje pracę? Godziliście się na to żeby niekompetencja była akceptowana. Jeżeli dawaliście na to choćby ciche przyzwolenie to jesteście współwinni tego, że teraz pracę tracą osoby, które powinny ją zatrzymać.

Z baletu w ciągu roku wyleciało z 15 osób (nie znam dokładnych liczb). Gdzie były strajki? Gdzie protesty? Gdzie współczucie? A poza tym jaki to miałoby sens? Balet jest teraz naszym najlepszym zespołem. Dlaczego? Bo przyszły zmiany. Czy zarabiają lepiej? Czy nie mają rodzin do wyżywienia? Czy mają mniej pracy? Za to co roku mają przesłuchania. Nie sprawdzasz się = wylatujesz. Ktoś tego nie akceptuje - droga wolna, takie mamy zasady. Nawet głupi wokalista jak ja wie, że jeżeli nie pracujesz nad podniesieniem swojego poziomu to on opada. Stanie w miejscu oznacza cofanie się, bo wszyscy wokół idą do przodu, nie - biegną, pędzą. Bierzecie Państwo zmiany do serca, traktujecie je jako osobisty atak. Ale to jest biznes. Z matematyką jeszcze nikt nie wygrał. Dyr. Weiss zadłużał operę, bo marszałek się na to zgadzał. Nie remontował budynku i nie reformował zespołu, bo tak było wygodniej i taniej. Dyr. Kunc zmienia.

Czy wszystko robi dobrze? Nie. Czy wszystko robi źle? Nie. Czy popełnia pomyłki? Tak. Czy odnosi sukcesy? Tak. Teraz wydaje się to nieznajome i gorsze, ale czy wróbel w Waszej garści jeszcze żyje? Jeśli tak, to chyba pilnie potrzebuje zmian, bo dusicie go swoją zaciśniętą w sprzeciwie pięścią, której imię brzmi "ale tak nie było". Czy gdyby poprzednie dyrekcje co roku zwalniały 1-2 osoby, które przestały się starać, które straciły umiejętności, które zaczęły walczyć zamiast grać i przyjmowały nowych, zdolnych, chętnych do pracy to dzisiaj byłoby tyle zwolnień? Nie. Czy dzisiaj zmniejszenie składu oznacza, że będziemy grać Pucciniego w 40 osób? Nie. Czy to oznacza, że już zawsze będziemy mieli tylko podwójne drewno na etacie? Nie. Przecież przyjdzie taki czas, że się zreformujemy, że Opera pokaże swoją wartość, że będzie więcej pieniędzy, że przyjmiemy nowych muzyków.

Jeśli uważacie, że poprzez negatywny przekaz coś uzyskacie to popatrzcie na Operę Kameralną, na lekarzy rezydentów, na Al Kaidę. Łańcuch jest tak mocny jak jego najsłabsze ogniwo. Każdy z nas powinien stanąć przed lustrem i odpowiedzieć sobie na pytanie - czy jestem ogniwem, które osłabia mój zespół? Jeżeli ja to wiem, to znaczy, że inni też. To znaczy, że dyrektor też wie, to znaczy, że muszę szybko stać dobrym ogniwem, albo szukać pracy.

Zacznijmy wreszcie rozmawiać!! Związki na ostatnich rozmowach z dyrekcją nie mówiły o zwolnieniach, tylko o na siłę tworzonych sporach zbiorowych. W czyim to jest interesie? Chyba związków, bo na pewno nie pracowników. Czemu strajkowaliście na Requiem? Komuś to powiedzieliście? Ktoś wie? Ja nie. I nielegalnie rozdawane karteczki nic mi na ten temat nie powiedziały. Ciekawe kto wie o co chodziło w tych 10 minutach... Publiczność Wam powiedziała co sądzi na ten temat. Krew w piach.

Gdzie są osoby zwalniane podczas tych strajków? Większość schowała ogon pod siebie i poszła na chorobowe. To koszmarnie trudna sytuacja dla zwalnianych osób i ich rodzin i szczerze każdemu po ludzku współczuję. Niestety ani firma, ani matematyka nie ma współczucia. Kto z Państwa poszedł do Dyrektora i zapytał - czemu ja? Co mam zrobić żeby zatrzymać stanowisko? Co zrobić żeby lepiej pracować, żeby zachować swoją przydatność dla firmy? Nikt. Poobrażali się. Na kogo? Chyba na siebie, że przez tyle lat tkwili w oblepiającym marazmie kanału.

Wczoraj się dowiedziałem, że jak dyrygent podnosi naszą Orkiestrę po koncercie to nie wszyscy wstają. SZOK! Przecież brawa są również dla Was. Bez każdego, nawet najdrobniejszego trybiku nie byłoby spektaklu. I Wy się dziwicie, że są zwolnienia? Powinniście to robić dla własnej higieny zawodowej i psychicznej. Przestało Wam zależeć? Droga wolna. Jak nie chcecie braw to idźcie do Biedronki. Jak nie chcecie podnosić swoich umiejętności muzycznych, to szukajcie zajęcia, w którym będziecie chcieli się rozwijać. Jak nie chcecie się ubierać elegancko to idźcie na pocztę (a nie, tam też mają porządny strój). Jak chcecie pracować tylko rano to idźcie do filharmonii, albo na giełdę kwiatową. To jest Opera. To zaszczyt i ciężar tu pracować. Wybór należy do każdego z nas. Nikt nas tu nie trzyma i nie możemy liczyć na to, że jeżeli nie działamy dla dobra firmy to ktoś nas zatrzyma. Przestańcie wreszcie przebijać opony naszego operowego motoru tylko dlatego, że Wy, albo Wasi koledzy jeździcie w dalszym ciągu na rowerze i to mocno zardzewiałym.

Zacznijmy dzisiaj robić dobrze. Szanujmy się wzajemnie, nawet jeśli się ze sobą nie zgadzamy. Mówienie prawdy boli, ale jestem przekonany, że w perspektywie daje dobre owoce. A dzisiaj nie możemy się uporać ze zgnilizną wielu lat okłamywania samych siebie. Ktoś może być na mnie zły, że to wszystko napisałem. Trudno. Wezmę to na klatę. Zasługujecie na to żeby się zreformować i pójść do przodu, wyrwać się z ruchomych piasków "ale tak nie było".

Jak zawsze z wyrazami szacunku

Jacek Batarowski

Kierownik Orkiestry"

***

Szanowna Pani Anno

list pana Batarowskiego do orkiestry jest skandalicznym przykładem demagogii i steku kłamstw ubranych w "prawdę, która boli". Nie powinienem go komentować z kilku powodów.

Po pierwsze staram się nie wypowiadać na temat działalności dyrektora Kunca, bo uważam, że mi nie wypada, chociaż zniszczył mój ośmioletni dorobek i zakwestionował wszystko, co wraz z całym zespołem tworzyliśmy przez ten czas, lepiej, czy gorzej, ale z pewnością rezultat tej pracy nie zasługuje na to, by nie pozostał po nas kamień na kamieniu.

Po drugie fakt, że mierny solista został "kierownikiem orkiestry" wydaje mi się komiczny po tym, jak przez osiem lat dyrygowali nią tacy dyrygenci jak Florencjo, Straszyński, Michniewski, Kozłowski, Rajski, Nowakowski, Wojciechowski, Klauza, Koenig, Borowicz, Van Thiel, Jurkiewicz, Heider, żeby wymienić tych najznakomitszych. Jak Pani wie najlepiej, nie miałem z orkiestrą najlepszych relacji, zwłaszcza w drugiej połowie kadencji, kiedy zespół zgłaszał pretensje o faworyzowanie BTT. Jednak zawsze odnosiłem się do muzyków z szacunkiem i nigdy nie ośmieliłbym się powierzyć kierowanie nimi amatorowi bez żadnych kompetencji według receptury na "misiewiczów". Pana Batarowskiego znam z mojej realizacji "Czarnej Maski" i spodziewałem się, że będzie swój skromny talent rozwijał w zawodzie śpiewaka. Do głowy mi nie przyszło, że rozwinie skrzydła, jako nikczemny pośrednik pomiędzy orkiestrą a dyrekcją. Tak więc i z tego powodu nie powinienem traktować jego listu poważnie.

Po trzecie z mojego oddalenia nie jestem w stanie sprawiedliwie ocenić sporu jaki trwa w Bałtyckiej. Spór ze mną miał konkretny powód i przypominam, że było nim dojście "do ściany" w obniżaniu ilości nadnormówek, dzięki którym, nie mogąc podnieść podstawowej płacy, starałem się ludzi bronić przed biedą. Kiedy słuszne domaganie się podwyżek ponowiło się w momencie, kiedy już wszyscy mieli normę zero, zgłosiłem w Urzędzie Marszałkowskim wymóg zwiększenia dotacji o 1,5 miliona, żeby można było podnieść pensje o 200 złotych. Ten wymóg był także częścią mojego wystąpienia na konkursie dyrektorskim. Warcisław Kunc zdobył zwycięskie głosy między innymi dlatego, że zadeklarował iż w ramach istniejącej dotacji będzie grał więcej spektakli, a teatr zacznie tętnić życiem, co miało sugerować, że do tej pory nie tętnił. Rozumiem, że dzisiaj spór dotyczy głównie tego, że tak jak nam w poprzednich latach, tak i jemu obecnie dotacja jednak nie wystarcza. O tym przecież mówiłem na corocznych spotkaniach z władzami i dzisiaj też uważam, że za takie pieniądze, jakie ma Opera Bałtycka, nie da się prowadzić instytucji operowej na wysokim poziomie.

Jednak istnieją też powody, dla jakich zabieram głos w sprawie, której wspomniany już list jest odpryskiem i świadectwem fałszywej diagnozy waszej sytuacji.

Po pierwsze nie mogę się zgodzić z lansowaną od początku nowej dyrekcji tezą, że Weiss zadłużył teatr. Wiem dokładnie ile wynosił dług na koniec 2016 roku. Jeżeli odejmie się od niego niemożliwy do uniknięcia wydatek na nową żelazną kurtynę, która uległa awarii, a który to wydatek proceduralnie przechodził na rok następny, pozostaje suma związana z nadnormówkami za grudzień i honorariami dla artystów przeciąganych przez wszystkich dyrektorów na jak najdalsze terminy, bo przecież w bieżącym budżecie nigdy na nie nie starczało pieniędzy. Zdecydowałem też o realizacji "Czarnej Maski", na którą Ministerstwo odmówiło wsparcia, a przygotowania były tak zaawansowane, że wycofanie się z tej premiery było niemożliwe. Sukces tego spektaklu w Teatrze Wielkim w Warszawie był wart tych wydatków i szkoda, że Marszałek Struk nie miał czasu, by uczestniczyć w tym wydarzeniu i poczuć dumę, że ma u siebie taki teatr. Tak jak był z nas dumny w Chinach na występach "Madame Curie", czy po premierze tego dzieła w Paryżu. Był z nas dumny, kiedy BBC uznało Operę Bałtycką za jeden z dziewięciu najciekawszych teatrów w Europie i kiedy na jego biurko spływały recenzje krajowe i zagraniczne chwalące nasz zespół i zaliczające go do ścisłej czołówki krajowej. Niestety, na to biurko dotarł również list od orkiestry wyrażającej votum nieufności wobec mojej dyrekcji i łudzącej się nadzieją, że nowa dyrekcja zapewni jej lepszy byt. Miał o to żal do mnie, a nie do siebie, jako głównego sprawcy biedy operowej, której nie da się zlikwidować żadnymi sztuczkami restrukturyzacyjnymi tylko trzeba zwiększyć dotację.

Nie mogę się zgodzić z kłamstwami pana Batarowskiego, że Weiss nie zadbał o zwiększanie tej dotacji. Dbałem tak długo, jak mogłem, a straciłem tę możliwość, kiedy niektórzy koledzy zamiast ufać mi w dalszym ciągu i zdać się na moje pertraktacje, urządzili pamiętny protest w Urzędzie Marszałkowskim w wyjątkowo niekorzystnej dla pana marszałka sytuacji politycznej. Te półtora miliona były do wynegocjowania, gdyby starczyło wszystkim cierpliwości i dobrej woli. Niestety, nie starczyło.

Kłamstwem jest twierdzenie, że dopiero teraz balet jest zespołem jak się patrzy. BTT miało na swoim koncie tyle sukcesów, że balet Opery Bałtyckiej jeszcze długo będzie musiał się starać, żeby chociaż w przybliżeniu wyrobić sobie taką markę w kraju i na świecie. Marszałek Struk na szczęście był tego świadkiem w czasie stojących owacji w Teatrze Narodowym w Warszawie i dwa lata później w Teatrze Wielkim po "Święcie Wiosny" Izadory Weiss. Przyznanie tytułu najlepszego spektaklu teatru tańca na świecie dla "Snu Nocy Letniej" w mediach brytyjskich, mimo że deprecjonowane na wyścigi przez wrogów internetowych, jest faktem i życzę obecnemu zespołowi, żeby zdobył tytuł choćby najlepszego spektaklu roku w Gdańsku, jak to się udało dwukrotnie BTT. Zniszczenie tego znakomitego teatru tańca przez obecną dyrekcję jest w moim odczuciu błędem artystycznym nie do naprawienia i świadczy o braku kompetencji w tej dziedzinie. Pokazywanie na scenie codziennej porannej lekcji baletu zamiast spektaklu z pewnością tego nie naprawi.

Najbardziej bezczelnym kłamstwem, jakiego używa pan Batarowski jest stwierdzenie, że Opera Bałtycka nie była remontowana. To mi przypomina inne słynne kłamstwo o Polsce "w ruinie". Jeśli ktoś pamięta patio, które odziedziczyłem po poprzednie dyrekcji, to ta spektakularna różnica mogłaby wystarczyć. Ale trzeba dodać do tego nową podłogę sceniczną - szczególnie na odcinku kieszeni bocznej, gdzie wszystko groziło zawaleniem. Remontu garderób pan Batarowski nie pamięta, bo funkcjonował już w przyzwoitej garderobie dla solistów i chodził wyremontowanym korytarzem. Regularne remonty odbywające się co roku ma udokumentowane Adam Jabłonowski, wspaniały fachowiec i gospodarz teatru, który pewnie został zwolniony przez nową dyrekcję po to, by tacy ludzie jak Batarowski mogli powtarzać swoje kłamstwa bezkarnie.

Najbardziej jednak szokującą brednią w omawianym liście jest opis łańcucha od Opery Kameralnej po Al Kaidę. Tu widać, że pan Batarowski albo kpi sobie z orkiestry, albo jest idiotą. Nie ma zgody ani na pierwszą wersję, ani na drugą, Nawet najbardziej nieprzyjazna wobec mnie orkiestra zasługuje na poważniejsze traktowanie, bo to jednak muzycy, a muzyka uczy harmonii świata, jest dowodem na istnienie Boga i jak dotąd człowiek nic piękniejszego nie wymyślił.

Jeśli Pani uzna, że moja odpowiedź zasługuje na upowszechnienie, proszę nią do woli dysponować. Pozdrowienia dla wszystkich, z którymi miałem zaszczyt pracować i dla tych, z którymi pracować nie zdążyłem. A dla Pani ukłony i wyrazy niezmiennego szacunku.

Marek Weiss

***

Co Cię gryzie - artykuł czytelnika to rubryka redagowana przez czytelników, zawierająca ich spostrzeżenia na temat otaczającej nas trójmiejskiej rzeczywistości. Wbrew nazwie nie wszystkie refleksje mają charakter narzekania. Jeśli coś cię gryzie opisz to i zobacz co inni myślą o sprawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji