Artykuły

Proszę państwa, zapomniałam butów...

Z książki dowiemy się, jak wyglądało dzieciństwo Anny Seniuk, młodość spędzona w Krakowie i warszawski, trwający zresztą do dzisiaj, rozdział w biografii. Mimo że nie jest to kompendium jej największych ról filmowych i teatralnych, znalazły się tam ciekawostki z życia na planie - o książce "Anna Seniuk. Nietypowa baba jestem" pisze Lena Szatkowska w Tygodniku Płockim.

- Moje życie zaczęło się wtedy, kiedy przeskoczyliśmy z Jankiem Nowickim Sukiennice. Dostaliśmy angaż do najlepszego teatru w Polsce i być może w Europie. To był bardzo dobry czas dla Teatru Starego. Dla nas - ogromna nobilitacja i wielkie szczęście. Mieliśmy przyjść na pierwszą próbę do francuskiej sztuki, w której grały same gwiazdy. Umówiliśmy się z Jankiem, że pójdziemy razem i będziemy się wspomagać. Byliśmy bardzo stremowani. Z tego wszystkiego pomyliły nam się sceny, bo Teatr Stary ma dwie. Przychodzimy, cicho, pusto. Portier mówi, że próba jest w drugim budynku. A tu już za dziesięć dziesiąta. Nie mogliśmy się spóźnić. Wzięliśmy się za ręce i biegliśmy. Jeszcze daleko, jeszcze kawałek. To był piękny dzień majowy, świeciło słońce, kwiaciarki miały pełne wiadra tulipanów. Lecieliśmy przez rynek. Nie pamiętam, którędy przebiegliśmy Sukiennice. Wydawało mi się, żeśmy je przeskoczyli. Wpadliśmy do teatru punktualnie. Tam się zaczęło nowe życie - mówiła Anna Seniuk podczas promocji książki "Nietypowa baba jestem" w pałacu w Sannikach. Wywiad-rzekę ze znaną aktorką teatralną i filmową przeprowadziła córka Magdalena Małecka-Wippich.

Absolwentkę Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, profesor warszawskiej Akademii Teatralnej, zanim została słynną Madzią Karwowską ze srebrnego ekranu, rozpoznawano po głosie. Jej pierwsza praca polegała na dubbingowaniu Ireny Forsyte w brytyjskim serialu "Saga rodu Forsyte'ów". W 1975 roku telewizja pokazała pierwszy odcinek "Czterdziestolatka" i wtedy rozpoczął się okres największej popularności aktorki. Po kilka razy dziennie zaczepiano ją na ulicy, proszono o autografy i zdjęcia. Kolejne role filmowe i teatralne ugruntowały jej pozycję. - Teraz słupek popularności bardzo mi spadł, chociaż jeszcze czasem słyszę na ulicy: "A pani to taka podobna do tej aktorki z "Czterdziestolatka". "No właśnie, wszyscy mi to mówią" - odpowiadam. Traktują mnie jako sobowtóra Anny Seniuk - żartowała aktorka. Znana z poczucia humoru, w życiu prywatnym jest raczej skryta, introwertyczna i małomówna. - Po prostu wymarzony rozmówca do książki. Dlaczego się na nią w ogóle zdecydowałam? Długo nie chciałam tego robić, choć wiele wydawnictw się do mnie zwracało. Nie chciałam otwierać się przed obcymi osobami. Pomyślałam, że najlepiej będzie porozmawiać z kimś bliskim, kto mnie zna od urodzenia. Ale to wcale nie okazało się prostsze. Te walki nasze o to, żeby w ogóle doszło do rozmowy, były trudne. Córka postanowiła zedrzeć wizerunek słodkiej pani Madzi Karwowskiej i napisała o rzeczach, których nikt by się po mnie nie spodziewał.

Kartony, gruz i rozmowy o życiu

Magdalena Małecka-Wippich na początku nie chciała podjąć się zadania, ale w końcu uległa namowom mamy. - Nie byłam przekonana, ale doszło do podpisania umowy z wydawnictwem i to był taki pierwszy moment, kiedy nasza współpraca się... zakończyła - opowiadała.

- Mama schowała głowę w piasek. Postanowiła unikać konfrontacji. Ciągle odkładała rozpoczęcie prac, wymawiając się egzaminami studentów i remontem mieszkania. Temat został sprytnie zastąpiony koniecznością doboru koloru farby do salonu i kafelków do łazienki. Zamiast rozmowy-rzeki - armatura i zmywarka. Zamiast twórczych sporów i dociekań - kartony, pył i gruz. Gdy zbliżał się moment, kiedy ekipa remontowa miała wejść do mieszkania Anny Seniuk, aktorka rozpoczęła pakowanie i sprzątanie. - Oglądałam, co jest w kufrach, plecakach i walizkach. Były tam sterty dokumentów, które miałam przejrzeć na tzw. emeryturze. Z mieszkania moich rodziców przywiozłam wiele ich pamiątek i zdjęć. Co z nimi zrobić? Wyrzucić nie można. Nie ma już kogo zapytać, kto jest na zdjęciach. Pomyślałam, że w pewnym wieku ma się ochotę obejrzeć do tyłu. Na razie wszyscy młodzi ludzie pędzą, ale przyjdzie czas, kiedy będą pytać: a skąd się wzięła babcia? a jak się poznaliście? Stwierdziłam, ze muszę tę historię trochę uporządkować, a gdy napiszę książkę, to będzie dla moich dzieci i wnuków. Nie o teatrze, nie o moich rolach. Dzieci będzie obchodzić, jaka ta babcia była, co robiła w swoim życiu, jakie miała pasje. A miałam w życiu kilka. Na przykład przepłynęłam Wisłę z Krakowa do Gdańska. Oczywiście nie wpław, ale żaglówką. Podróż trwała dwa tygodnie. Usiłuję w tej książce powiedzieć, że coś mija, ale przychodzą następne rzeczy. Wszyscy mamy wspaniałe wspomnienia i te fantastyczne momenty trzeba sobie przypominać - opowiadała Seniuk.

Z książki dowiemy się, jak wyglądało dzieciństwo Anny Seniuk, młodość spędzona w Krakowie i warszawski, trwający zresztą do dzisiaj, rozdział w biografii. Mimo że nie jest to kompendium jej największych ról filmowych i teatralnych, znalazły się tam ciekawostki z życia na planie. Czego można się nauczyć grając w filmie?

- W "Bilecie powrotnym" miałam korepetycje w PGR-ze z dojenia krów. Jeździłam tam codziennie rano, służbowym samochodem. Nauczyłam się też orać pługiem i prowadzić traktor. Ręce od tego pługa miałam zdarte do krwi. Znaleźli taki ugór, który nigdy nie był orany. A konika dostałam od dyszla, nie od pługa. Chodził, gdzie chciał - wspominała aktorka - W "Czarnych chmurach" nauczyłam się jeździć konno. Reżyser zapytał, czy umiem? Nie umiałam. "No to zrobimy przyspieszony kurs" - stwierdził. - Ja wiedziałam, że mam kurs przyśpieszony, ale mój koń nie bardzo i traktował mnie okropnie. Pierwszego dnia spłakałam się nawet. W ogóle mnie nie słuchał. Położył się na trawie razem z jeźdźcem. Trener powiedział: "proszę pani, bo pani nie ma dosiadu. Będzie pani miała dosiad, wtedy będzie słuchał".

W jednym z filmów Anna Seniuk zagrała razem z córką. Tuż przed rozpoczęciem zdjęć do "Konopielki" okazało się, że jest w ciąży. Już miała pożegnać się z ekipą, kiedy Edward Redliński, autor książki i scenariusza do filmu w rozmowie z reżyserem stwierdził: "Wiesz co, jedno dziecko na wsi więcej, jedno mniej, nie ma znaczenia". I dopisał jedną kwestię, której nie było w książce. - Szłam po podwórku, miałam przystanąć i powiedzieć "Kaziuk, ja zaciążyła". W ten sposób doczekałam do końca zdjęć razem z Madzią.

Matka Polka i catering

Aktorka, której największą popularność przyniosła rola inżynierowej Karwowskiej w serialu "Czterdziestolatek", żartowała, że najczęściej powtarzanym przez nią zdaniem, zwłaszcza w początkowych odcinkach, było "Jezus Maria, Stefan". Tę frazę interpretowała na dziesiątki sposobów, aż zmęczona poprosiła scenarzystów, by jednak dopisali jej ciekawsze wątki. Wysłali ją więc na Spitsbergen, gdzie przeżyła zauroczenie kolegą z roku z krakowskiej akademii, Jankiem Nowickim. Serial, który dzisiaj można traktować jako dokument pewnej epoki, wykreował stereotyp wzorowej matki Polki. - Mama jest postrzegana jako taka ciepła, rodzinna osoba. Przed każdymi Świętami Bożego Narodzenia odbierała mnóstwo telefonów od pism i wydawnictw, żeby albo jakieś życzenia, albo jakiś przepis przygotowała dla czytelników. Ze ziemniaki, że zakupy, że siaty ciężkie, a ja nie pamiętam, kiedy coś ostatnio ugotowała. Na święta zamawia catering - zdradziła autorka książki. - Zastanawiam się, że mama do tej pory nie pomyliła godziny spektaklu, wykładu, spotkania, że jest taka zorganizowana. Bo w życiu prywatnym Anna Seniuk to chaos. Zdarzyło jej się zapomnieć kostiumu albo butów - mówiła Magdalena Małecka-Wippich. - Mieliśmy bardzo uroczysty koncert na Wawelu. Na dziesięć minut przed rozpoczęciem patrzę - mam dwa różne buty. Jeden z odkrytą piętą, drugi z zakrytą. Jeden ma wyższy obcas, drugi niższy. Panie fryzjerki i garderobiane zaczęły ściągać swoje obuwie, ale żaden rozmiar nie pasował. Wymyśliłam, że tak sobie wejdę i wyjdę po egipsku, żeby nikt nie zauważył. Drugi raz mi się to zdarzyło na spotkaniu z publicznością. Tu już było gorzej, bo miałam but brązowy i czarny. Powiedziałam więc od razu: "proszę państwa, zapomniałam butów. Mam jeden brązowy, drugi czarny. Proszę sobie popatrzeć, o tak wyglądają. A teraz zaczniemy spotkanie, żeby się potem nie rozpraszać" - opowiadała Anna Seniuk. Część swojego życia zawodowego aktorka poświęca również pracy w Akademii Teatralnej w Warszawie. W książce zamieściła niezwykły, niepublikowany do tej pory list Zbigniewa Herberta, który poeta napisał młodym aktorom. - W 1995 roku moi studenci robili spektakl dyplomowy złożony z jego wierszy. Reżyserował to Zapasiewicz. Chcieli zaprosić Herberta na premierę, ale już nie czuł się dobrze. Poszli więc symbolicznie z programem i afiszem do jego mieszkania. Spotkanie ze względu na stan jego zdrowia miało trwać 15 minut, ale trwało prawie 2 godziny. W pewnym momencie poeta wyszedł do drugiego pokoju. "Poczekajcie chwilkę, ja wam coś napiszę z okazji premiery " - powiedział do gości. Wrócił z listem: "Nie bądźcie nowocześni. Bądźcie rzetelni. Życzę wam trudnego życia Tylko takie godne jest artysty. Zbigniew Herbert" - napisał. O innych pasjach aktorki, spotkaniach w pociągu, także - dlaczego jest "babą nietypową", dowiemy się z książki wydanej przez "Znak".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji