Artykuły

Łagodna prowokacja

Coraz trudniej patrzy się na klej­noty dramaturgii XX wieku, chęt­nie wznawiane na warszawskich sce­nach, od Camusa w Teatrze Kame­ralnym po Becketta w Dramatycz­nym. Złagodniała jakoś prowokacja, rozmył się kontekst, jakby dzisiejszy człowiek nie miał już czego szukać u absurdystów i egzystencjalistów.

Wystawione w Dramatycznym "Po­kojówki" Jeana Geneta, twórcy, który w latach 50. zaaplikował mieszczań­skiemu teatrowi koński zastrzyk rewo­lucji obyczajowej, dziś same potrzebu­ją zastrzyku. Stały się matematyczną, chłodną i dość abstrakcyjną grą, która ilustruje zależność między panem i nie­wolnikiem, polegającą na tym, że jeden bez drugiego nie istnieje. Abstrakcyjną, bo, jak wiadomo, w Polsce pokojówka występuje głów­nie w literaturze, podobnie jak kroko­dyl. W naszym teatrze pokojówki snu­ły się głównie po salonach hrabiego Fre­dry i myśl, by zadenuncjować Jaśnie Pa­na albo, nie daj Boże, otruć ziółkami Jaśnie Panią, nigdy nie pojawiła się w ich jasnowłosych główkach. A u Geneta - dwie siostry, być może lesbijki, zepsute do szpiku kości. Od­grywają między sobą rozmowy z Jaś­nie Panią, by wyładować swoją niena­wiść, przebierają się w jej suknie, czy­tają jej listy, wreszcie, gdy rzecz cała ma się wydać, wsypują do filiżanki Gardenal i próbują Jaśnie Panią wysłać na tamten świat. Słusznie więc spektakl Andrzeja Do­malika zamiast w sypialni w stylu Lud­wika XV dzieje się w teatralnej garde­robie. Reżyser wyjął sztukę Geneta z re­aliów, które byłyby w Warszawie nie­czytelne (a może pachniałyby jakimś antyburżuazyjnym podtekstem), i na­dał jej, zgodnie z intencją autora, cha­rakter teatru w teatrze.

Zanim publiczność się rozsiądzie, Claire (Agnieszka Wosińska) i Solan­ge (Agata Kulesza) powtarzają role przed lustrami, widzimy nawet, jak garderobiana nakłada Solange uniform pokojówki. Podobnym obrazem spektakl się kończy, jakby ceremoniał poniżania i wywyższania miał się znów zacząć. Ale metafora teatru w teatrze, dość już wyświechtana, nie wystarcza, potrzeba niecodziennego aktorstwa. I takie ak­torstwo, pokazujące ciemne strony psy­chiki, wiele razy pojawia się. Zaskocze­niem jest dla mnie Agnieszka Wosińska, której przedtem nie podejrzewałem o emocje. Jako agresywna Claire, któ­ra w tym dziwnym związku pełni chy­ba męską rolę, jest twarda i zdecydowa­na. Gdy jednak na horyzoncie pojawi się pani, grana z ironią przez Ewę Żu­kowską, antypatyczna Claire zmienia się w łagodną córeczkę, której Jaśnie Pani matkuje. Na koniec widzimy ją z twarzą obsypaną pudrem, jak sięga po zatrute ziółka - figura śmieszna i tra­giczna zarazem. Ciekawie rozwija się rola Solange Agaty Kuleszy, od potul­nej służącej do morderczyni.

Wszystko to jednak nie zmienia fak­tu, że sam problem "Pokojówek" spra­wia dziś sztuczne wrażenie, którego nie poprawia eklektyczna inscenizacja. Mu­zyka Stanisława Radwana ciągnie w stronę ekspresjonizmu (świetny po­mysł z krótkim sygnałem ze słuchawki, który przechodzi w metaliczny, horrendalny łomot), scenografia w surrealizm (za oknami przesuwa się ożywiony ob­raz Magritte'a "Filozofia w buduarze", ten z sukienką, która ma piersi, i pan­tofelkami, które mają palce). Do tej mieszanki w premierowy wie­czór przyroda dodała od siebie burzę, która prawie zagłuszyła na chwilę przedstawienie. Słuchając, jak aktorki walczą z deszczem bębniącym w dach, zrozumiałem, dlaczego Genet ponad zwykły teatr przedkładał niezwykły te­atr życia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji