Artykuły

Perzyński - pozaplanowy

Kiedy Perzyński debiutował w 1905 roku na warszawskiej scenie, - krytyk tak poważny jak Lorentowicz ocenił "Lekkomyślną siostrę" bardzo powściągliwie, jako komedią zbyt cyniczną. Nie znalazł w niej bowiem ani jednej postaci pozytywnej, poza tym wydało się zacnemu krytykowi, że świat tej komedii nie obrazuje ówczesnej rzeczywistości obyczajowej. Kiedy zaś po latach dwudziestu ten sam Lorentowicz powtórnie oceniał wznowienie tejże komedii, przyznał już, że figury jej nie są wymyślone, ale - życiowe i prawdziwe. Ta znamienna próba czasu dowodzi niezwykłej bystrości obserwacyjnej naszego komediopisarza, który najwidoczniej dostrzegał zjawiska nie-zauważane na razie przez innych, a które niebawem miały się naocznie ujawnić i nikogo już nie szokować. . Dziś - z perspektywy pół wieku - teatr Perzyńskiego jest dla nas niezwykle ostrym obrazem małomiesz-czańskięj obyczajowości z przełomu ubiegłego uńeku - i w tym jego legitymacja do nieprzemijającej aktualności.

Perzyński, urodzony warszawiak, a student krakowskiego uniwersytetu, zdobywał pierwsze wawrzyny na krakowskiej scenie za dyrekcji Kotarbińskiego i Solskiego. Był wówczas konkurentem (scenicznym!) Zapolskiej, choć młodszy od niej o lat osiemnaście. A sława Zapolskiej, galicyjskiej amazonki naturalizmu scenicznego, ugruntowała się * już pod koniec ubiegłego stulecia. Niezwykle teatralny naturalizm jej komedii wyrażał się w melodramatycznej jaskrawości i w zjadliwej relacji obyczajowej, przedstawionej z fotograficzną wiernością. Także i komedie Perzyńskiego posiadają podobne cechy naturalizmu, ale poparte znaczniejszą inwencją i kulturą literacką, pogłębieniem psychologicznym i poetycką wrażliwością. Bo Perzyński debiutował w r. 1901 tomem poezji, a jego twórczość powieściowa była równie obszerna jak twórczość dramatyczna w okresie trzydziestu lat pisarskiej działalności.

Spośród komedii trwałą wartość uzyskały trzy, napisane jeszcze przed poprzednią wojną: to "lekkomyślna siostra", "Aszantka" i szczęście Frania". We wszystkich łatwo odkryć typy i sytuacje, wynikające z owej "dulszczyzny" obyczajowej (choć nie galicyjskiej, ale warszawskiej) - jednak oglądane nie w szyderczej karykaturze lecz z pobłażliwą ironią. I ta ironia stanowi właściwość teatru Perzyńskiego, różni go zasadniczo od teatru Zapolskiej, sprawia, że nie jest - mimo drastyczności - ani cyniczny ani brutalny a subtelnością swoją bawi i równocześnie niepokoi. Przy tym rzemiosło literackie i sceniczne Perzyńskiego jest wyborne, wedle określenia współczesnych - "francuskie". Świetny u niego dialog, nie znający pustej gadaniny, a pulsujący nieustannym napięciem między postaciami, o niezwykle śmiałej charakterystyce, żywo ukrwionych i unerwionych, Równie żywy i zmienny jest tok akcji, jego stała dialektyka dramatyczna, w której żadna sytuacja nie bywa zbędna, a napięcie ciągle utrzymane i wyakcentowane dobitnymi kulminacjami. Fabuła tych komedii opiera się o nieoczekiwane (choć nieraz błahe) wydarzenie, wnoszące sensacyjne odwrócenie sytuacji i postaw początkowych.

Komedie Perzyńskiego były też chętnie grywane w dwudziestoleciu i żywo przyjmowane. Dlatego wręcz niezrozumiałe wydaje się zupełne niemal zapomnienie świetnego komediopisarza w teatrze powojennym. Tę zmowę milczenia przerywa wreszcie nie oficjalne, ale "pozaplanowe" przedstawienie "Szczęście Frania". To mały przyczynek do polityki repertuarowej naszych teatrów.

Przedwojennym przedstawieniom komedii Perzyńskiego zarzucała krytyka, a grano je jako "łzawe", z przyciskiem melodramatycznym, mniej akcentując ironiczne ośmieszenie. Znakomity Jaracz grał też Frania jako rolę niemal tragiczną. Reżyser obecnego przedstawienia utrzymał tę tradycję, choć dramat rodzinny Lipowskich wydaje się - szczególnie dzisiaj - dramatem śmieszności. Podobnie - dramat kochanego Frania, spadłego z księżyca i jego kulawego "szczęścia". Ale nie mam o to pretensji do reżysera, bo wyobrażenia i grymasy krytyków nie są miarodajne dla wyczucia praktyków sceny.

Zresztą przedstawienie, tak ujęte, wypadło interesująco i zakończyło się zasłużoną owacją widowni. Stosowane przez reżysera mocne, dramatyczne spięcia ten miały niezaprzeczony skutek, że kontrastowały z sytuacjami wyraźnie komicznymi. Tym samym panowała bardzo żywa i nieustająca zmiana napięć, utrzymująca uwagę widza w ciągłym, podnieceniu. Ta linia została też konsekwentnie utrzymana i pomysłowo rozegrana.

A. Pszoniak, aktor znany dotąd z ciekawych epizodów, stworzył rolę tytułową o zaskakującej sile wyrazu i o świetnej charakterystyce. Śmieszność postaci Frania stała się w jego wykonaniu miła i pogodna, nieraz poetycka w całej lirycznej naiwności. A silne akcenty dramatyczne pozwoliły na oczyszczenie postaci z serwilizmu popychadła domowego, do ukazania jej wyższości moralnej i godności. Tak postawiona rola, zagrana środkami dyskretnymi a z dużą mobilizacją wzruszeniową, nabrała właściwej perspektywy i stała się główną atrakcją przedstawienia. Żywym kontrastem dla postaci naszego Frania była figura zadomowionej służącej Mroczyńskiej, którą H. Gallowa - z właściwą jej żywością charakterystyczną i czujnością na komiczne pointy - uczyniła arcyzabawną, trafnie i nieomylnie rozładowując smutne nastroje. Równie dobrze skontrastowaną postacią (choć innymi środkami) był rywal Frania - Otocki, który w wykonaniu J. Stanka zyskał pyszną sylwetkę wzgardliwego i ponurego aż do demonizmu, "artysty" i uwodziciela. R. Próchnicka zagrała zgrymaszoną Helę żywo, środkami bardziej nowoczesnymi, nadając przygodom romansowej pannicy właściwe nuty namiętności i histerii. Małżeństwo Lipowskich wypadło w miarę charakterystycznie, najlepiej w akcie trzecim. C. Niedźwiecka znalazła dobre tony płaczliwości i bezradności wobec skandalu, grożącego córce, uwiedzionej pannie "z dobrego domu". Z. Piasecki podobnie śmiesznie przeżywał dramat ojca - lekkoducha i dobrodusznego pasjonata. Wścibską i gadatliwą panią Langmanową grała I. Wisłocka. A wszystkim tym rolom zdałoby się więcej nerwu komicznego, wynikającego z ogólnego nastroju - ironii.

Dobra scenografia oraz piękne kostiumy przypomniały swoisty smak fin de siécle'u - z równym wdziękiem, jak ironią.

Przypomnienie Perzyńskiego i jego scenicznych walorów - przedstawieniem bardzo starannym i żywym - jest niewątpliwym osiągnięciem "prywatnej inicjatywy" aktorów Starego Teatru. Bardzo też zachęcam do jego obejrzenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji