Artykuły

Roman Wilhelmi - aktor niezapomniany

Przed dwoma laty ukazała się pozycja - "Roman Wilhelmi. Biografia". Drugi człon tytułu jest w mojej opinii nieco przesadzony. Owszem, rzecz traktuje o życiu wielkiego aktora, ale stanowi raczej luźną składankę, rozważania o wybranych wydarzeniach z życia bohatera, bardziej przyczynek do solidnej biografii, którą, jak sądzę, wkrótce napisze - pisze Grzegorz Ćwiertniewicz w Teatrze dla Was.

Trudno mi wyobrazić sobie choćby przeciętnego widza, który nie wiedziałby, kim był Roman Wilhelmi. Wolę nawet tego nie robić. Spotkałem już bowiem na swojej drodze animatorów kultury z trudem kojarzących Irenę Kwiatkowską, Janusza Gajosa czy znanych polskich pisarzy. Nie jest to jednak temat na te rozważania. Niezależnie od tego, co wiedzą ignoranci, miłośnicy teatru i kina pamiętają o Wilhelmim.

Jawi się przed nimi przede wszystkim jako aktor, który za każdym razem przykuwał uwagę swoją rolą, dopracowaną z niezwykłą starannością, co, jak się okazuje, kosztowało go nie tylko wiele pracy, ale również emocji Wilhelmi potrafił sprzedać swoją charakterystyczność. Uciekał się przy tym do rożnych sposobów, nie dbając o dobre opinie na swój temat. Choć może tylko pozornie?! Był pracoholikiem, który zachwycał utalentowanych i wzbudzał niechęć u amatorów. Kochał kobiety, choć chyba nie tyle je same, co obcowanie z nimi. Gdyby było inaczej, byłby szczęśliwy już w pierwszym związku małżeńskim. Wydaje mi się, że Wilhelmi stał się legendą już za życia. Myśl tę trudno było dopuścić aktorom, który zazdrościli mu i jego sukcesów, i jego osobowości. To chyba właśnie ta zawiść stawała się podstawą licznych plotek, które miały obniżać jego wartość. Tak się na szczęście nigdy nie stało. Wilhelmi żyje w świadomości Polaków. Chciał trwać i trwa! A może on nigdy nie umarł?

Nie ma nic wspanialszego, jak zachwyt młodego aktora nad dorobkiem tego, powiedzmy, bardziej doświadczonego. Nie ma nic złego w tym, że adepci sztuki aktorskiej czerpią od swoich mistrzów. Może nie dążą do tego, by stać się nimi, ale podpatrują ich i często wykorzystują sprawdzone rozwiązania. Wśród zafascynowanych są i tacy, którzy pragną podzielić się wiedzą o swoim idolu z innymi, próbując ukazać właśnie ten fenomen - sprawcę owego zachwytu. Tak stało się w przypadku Marcina Rychcika, aktora i muzyka, który, śmiało użyję tego stwierdzenia, żyje Romanem Wilhelmim. W żadnym razie nie jako fanatyk. Stara się kultywować pamięć o nim i jego aktorstwie, co czyni z niemałym powodzeniem. Poświęcił artyście swoją pracę magisterską, która w 2004 roku ukazała się jako książka "Roman Wilhelmi. I tak będę wielki". Przed dwoma laty ukazała się druga pozycja -"Roman Wilhelmi. Biografia". Drugi człon tytułu jest w mojej opinii nieco przesadzony. Owszem, rzecz traktuje o życiu wielkiego aktora, ale stanowi raczej luźną składankę, rozważania o wybranych wydarzeniach z życia bohatera, bardziej przyczynek do solidnej biografii, którą, jak sądzę, wkrótce napisze. Niezależnie od tej kwestii spornej, książkę czyta się z niezwykłą przyjemnością. Z całą można zapoznać się w ciągu dwóch dni, za co ręczę. Chyba właśnie dlatego, że ma charakter wspomnieniowy, nieformalny. Interesuje od początku do końca. Swoją opowieść zamyka Rychcik w czterech bardzo treściwych rozdziałach. Oczywiście na jej kształt składają się przedmowy i istotne dodatki: filmografia, etiudy filmowe i filmy zagraniczne, role teatralne, słuchowiska, dubbing. Nie zapomniał autor również o nagrodach, które Wilhelmi otrzymał za swoją działalność. Najważniejsze są jednak wspomniane już rozdziały. To w nich bowiem dokonuje się synteza dorobku wybitnego aktora. Choć rzecz opracowana została z zaangażowaniem, nie odnajduję w niej należytej staranności. Autor ma skłonność do nagłej zmiany tematu, omawiania jednego spektaklu czy filmu w różnych częściach książki, co prowadzi do zbędnego chaosu. Szkoda, że jednemu dziełu poświęca kilka stron, by o drugim wspomnieć jedynie tyle, że znajduje się w twórczości Wilhelmiego. Dla mnie książka Rychcika ma przede wszystkim wymiar poznawczy i skupia się głównie na analizie bogatego dorobku aktora. Nawet gdy pojawiają się w niej dygresje osobiste, to nie da się nie łączyć ich z działalnością zawodową. Potraktowałbym tę pracę jako małą monografię poświęconą Wilhelmiemu. Bardzo potrzebną zresztą. Trudno zatem w tej sytuacji zaakceptować mi rozdział pt. "Rafał", będący niezwykle intymnym rozrachunkiem syna z pamięcią o ojcu. Przyjął on formę wyznania, a zatem napisany został w pierwszej osobie, co ma się nijak do pozostałych partii pracy Rychcika. Rafał Wilhelmi powinien pomyśleć o odrębnej książce, w której podzieliłby się z czytelnikami przemyśleniami na temat relacji z ojcem, ale i o nim samym. Moim zdaniem rozdział ten kłóci się z tymi, które traktują o aktorstwie i osobowości głównego bohatera. Umieszczenie go w całości mogę usprawiedliwić jedynie tym, że Rafał w swojej wypowiedzi odnosi się do wybranych ról ojca. Mam też zastrzeżenia do funkcjonalności fotografii. Zdjęcia winny obrazować opisywaną sytuację, odnosić się do omawianych spektakli i filmów. W książce tej są rozrzucone, a w dodatku opisane wypowiedziami, które pojawiły się na wcześniejszych kartach lub dopiero się pojawią. Można więc odnieść wrażenie, że autorowi zdarzają się liczne powtórzenia, co wywołuje niepotrzebny zamęt myślowy.

Autor w żadnym razie nie czyni z Romana Wilhelmiego człowieka bez skazy. Barwnie opowiada zarówno o jego mocnych, jak i słabych stronach. Swoje spostrzeżenia uzupełnia o sądy Wilhelmiego, najbliższych członków jego rodziny, a także recenzentów i aktorów, z którymi artysta spotkał się w zdecydowanie za krótkim życiu zawodowym. Nie są to sądy jednoznaczne. Wypowiedzi te na pewno pozwoliły Rychcikowi naszkicować portret obiektywny, choć każdy piszący książkę biograficzną wie, że nie uda mu się uciec od wszechobecnego subiektywizmu. Krytycznie obchodzi się autor z niektórymi rolami Wilhelmiego. Pomimo że jest miłośnikiem jego talentu, cechuje go wnikliwość badacza. Dzięki temu czytelnik uzyskuje w miarę pełny obraz aktora. Nie przestaje go lubić, a wręcz rozkochuje się w nim jeszcze bardziej. Warto przeczytać o Olgierdzie Jaroszu z "Czterech pancernych", o Robercie Fornalskim z "Zaklętych rewirów", o Nikodemie Dyzmie, o Stanisławie Aniele z serialu "Alternatywy 4", warto przeczytać o Wilhelmiego ważnych kreacjach teatralnych. Warto przeczytać o polskim Marlonie Brando!

***

Grzegorz Ćwiertniewicz - doktor nauk humanistycznych (historia filmu i teatru polskiego po 1945 roku), polonista, wykładowca akademicki, pedagog, autor wydanej pod koniec 2015 roku biografii Krystyny Sienkiewicz - "Krystyna Sienkiewicz. Różowe zjawisko"; jego teksty można przeczytać w "Polonistyce", "Teatrze", "Dyrektorze Szkoły", "Kwartalniku Edukacyjnym" i "Edukacji i Dialogu"; współpracował jako recenzent z Nową Siłą Krytyczną Instytutu Teatralnego im. Z. Raszewskiego w Warszawie, wortalami: "Dziennik Teatralny"; od 2013 recenzent wortalu "Teatr dla Was".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji