Artykuły

Ludzkie sprawy

Okazuje się, że dzielą nas nie tylko granice, kolor skóry czy polityczne orientacje. Przede wszystkim dzielą nas różnice mentalne. W łonie jednego narodu, klanu, rodzi­ny. I o tym w gruncie rzeczy jest sztuka Josefa Bar-Josefa "Trudni ludzie" grana na sce­nie imienia Haliny Mikołaj­skiej w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Autor, uro­dzony w Jerozolimie, w orto­doksyjnej rodzinie żydow­skiej i wychowany zgodnie z tradycją, musiał być świad­kiem niejednej tragedii zgo­towanej przybywającym do Ziemi Obiecanej ziomkom. Dziś, gdy drastyczny pro­blem rzekomego, czy praw­dziwego, antysemityzmu wy­wołuje tyle emocji, Josef Bar-Josef wnosi do niej swo­ją sztuką refleksje zaskaku­jące: że Żydzi, podobnie jak inne nacje, potrafią równie dotkliwie dręczyć się sami nawzajem, bez żadnej inge­rencji z zewnątrz i miast roz­patrywać w kontekście histo­rycznym czy politycznym problem tej nacji, spójrzmy na nich od strony czysto ludzkiej, z całym ich uwikła­niem wewnętrznym.

Jedno co łączy trójkę bo­haterów spektaklu to poczu­cie głębokiej samotności. Tym bardziej, że akcja sztuki rozgrywa się w środowisku Żydów angielskich, a więc żyjących na obcej ziemi. Rachela przekroczyła już dawno czterdziestkę, ale oprócz brata, z którym miesz­ka po stracie rodziców nie ma nikogo bliskiego. Węzłem scenicznych wydarzeń stają się tyle dramatyczne, co na­iwne wysiłki wydania siostry za mąż za przywiezionego z Izraela "narzeczonego". Kontrakt między bratem Ra­cheli, a przyszłym małżon­kiem został zawarty bez jej wiedzy i na niezbyt uczci­wych warunkach. Brat Meir bowiem ukrył przed ostroż­nym zalotnikiem wiek sio­stry. Spotkanie przybyłego do Londynu konkurenta-rozwodnika z Rachelą ujawnia kondycję bohaterów: połama­nych przez życie, nieufnych, stworzonych przez obcy - przejęty lub narzucony - sys­tem wartości, tęskniących do ciepła i stabilności, którego nigdy nie uda im się zaznać.

Spektakl "Trudni ludzie" wyreżyserował urodzony w Mińsku białoruskim Le­onid Hejfec i być może dlate­go wyczuł trafnie zawartą w tekście nostalgię, przesy­coną specyficznym żydow­skim humorem, choć sztuka nie poszła w kierunku rodzajowości.

To, co urzeka przede wszystkim to klimat spekta­klu: po szybach spływają mo­notonnie strugi "prawdziwe­go" deszczu. Z czajnika paru­je "prawdziwa" gorąca herba­ta, ściszone rozmowy bohate­rów stwarzają złudzenie in­tymności i zażenowania, że oto podsłuchujemy cudze zwierzenia. Bo też i aktorzy dają prawdziwy popis natu­ralności gry: Jadwiga Jan­kowska-Cieślak, tłumiąca swoje nerwowe reakcje, raz tylko zrywa tamę poprawno­ści, by dać upust własnym namiętnościom, Zbigniew Bielski, jako przybyły z Izraela narzeczony, balansuje między pokorą gościa a py­chą ortodoksyjnego Żyda. Wnoszący najwięcej humoru Leon Charewicz rozbraja nai­wnością intrygi, obnażając wrodzoną skłonność do ma­tactw, z których natychmiast się rozgrzesza. Zapełniona po brzegi wi­downia wyraża swoim sku­pieniem skłonność do wnikli­wego zagłębiania się w ludz­kie wnętrza, chyba znacznie silniejszą od chęci trawienia hałaśliwej papki serwowanej przez mass media. Co pochwala zasłuchana w krzyki i szepty zagubio­nych bohaterów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji