Artykuły

Oliver Frljić o Polsce po "Klątwie i o "Chorwackim faszyzmie"

- Dominuje pogląd, że sztuka powinna być apolityczna, bo polityczność oznacza zatracenie wartości artystycznych. To jest, przepraszam za wyrażenie, gówno prawda. Typowa żałosna, burżuazyjna definicja zadań sztuki - mówi Oliver Frljić, reżyser głośnej "Klątwy" w Teatrze Powszechnym w rozmowie z Izabelą Szymańską w Co Jest Grane 24.

W Powszechnym mamy szansę zobaczyć teraz przedstawienie Frljicia z Chorwackiego Teatru Narodowego w Rijece. "Trylogia o chorwackim faszyzmie: cz. III Chorwacki teatr", która zostanie zagrana w Warszawie 14 listopada, będzie jednym z wydarzeń towarzyszących Forum Przyszłości Kultury. To ostatni moment, żeby kupić bilety na spektakle.

Izabela Szymańska: Mam wrażenie, że został pan wrogiem numer jeden polskiego Ministerstwa Kultury, bo każdy festiwal, który chce pokazać "Klątwę" albo współpracować z panem, ma odbieraną ministerialną dotację. Spotkał się pan kiedyś z czymś podobnym?

Oliver Frljić: Nie. To wyjątkowe doświadczenie. Chciałbym wykorzystać okazję i podziękować ministrowi Piotrowi Glińskiemu za to. Teraz rozumiem, że jego demokratyczne standardy są bliskie tym, którymi posługuje się Recep Tayyip Erdogan - prezydent Turcji.

Czy ktokolwiek z ministerstwa z panem rozmawiał, uzasadniał decyzje czy spierał się o spektakl?

- Nie, i zdziwiłbym się, gdyby ktoś z ministerstwa próbował się ze mną skontaktować. Prerogatywy ministra kultury demokratycznego kraju są jasne. Problem pojawia się, gdy minister autokratycznie obcina pieniądze na to, czego nie lubi albo czego nie rozumie. Problemem jest także nastawianie prorządowych mediów przeciw artyście, który tak naprawdę robi to, co sztuka robi od zawsze - kwestionuje społeczne normy, przygląda się tabu i temu, co jest za nim ukryte.

Wystawa "Sztuka zdegenerowana", którą zorganizowali naziści w Monachium w 1937 roku, prezentowała prace Marca Chagalla, George'a Grosza, Wassilego Kandinskiego, Paula Klee, Oskara Kokoschki, László Moholy-Nagy'ego, Kurta Schwittersa i wielu innych. Duża część prac tych "degeneratów" jak Picasso, Dali, Ernst, Klee, Léger czy Miró została później spalona w nocy 27 lipca 1942 w Galerii Jeu de Paume w Paryżu. Zastanawiam się, co by się przydarzyło tym artystom, gdyby żyli dziś w Polsce.

Może ich też w jakiś sposób broniliby widzowie tak jak pokazów pana spektakli: festiwale Dialog i Malta dostały finansowe wsparcie od publiczności, która sprzeciwiła się cenzurze ekonomicznej.

- To jest wielki, wspaniały gest widzów. Ale jednocześnie oznacza zaakceptowanie neoliberalnego poglądu, że tylko dobra sztuka może przetrwać na wolnym rynku.

Nie przyjechał pan na Maltę, co muszę przyznać, wobec tylu gestów poparcia było dla mnie niezrozumiałe.

- Jak już mówiłem nie chciałem moją obecnością legitymizować autokratycznej decyzji ministra Glińskiego o cofnięciu dotacji i pogwałceniu nie tylko demokratycznych procedur, ale i prawa. Jak pani wie, Malta miała podpisaną umowę z ministerstwem, w której zaakceptowano program i mnie jako kuratora. Może jestem najbardziej widocznym znakiem w tej sprawie, ale moim zdaniem to, co się wydarzyło później, pokazało większy problem: pogwałcenie podstawowych praw wolności artystycznej i wolności wypowiedzi. To jest najbardziej przerażające. Obecny polski rząd został wybrany w wyniku demokratycznych wyborów. Może czas zacząć myśleć, co tak naprawdę reprezentuje sobą demokracja w Polsce.

Przywozi pan teraz do Powszechnego spektakl z Rijeki.

- Tak, to część trylogii. Pierwszym przedstawieniem jest "Aleksandra Zec" opowiadające o 12-letniej dziewczynce, która została zabita w 1991 roku. Pomimo że zbrodnia została udowodniona, nikt nie został skazany, a jeden z morderców awansował, stał się ochroniarzem ministra obrony Gojki Šušaka.

Drugie przedstawieniem to "Bachantki" - radykalna reinterpretacja sztuki Eurypidesa. Cały tekst zredukowaliśmy do początku i końca, czyli opisów masakr. Zestawiliśmy go z raportami o torturach niechorwackich obywateli w obozie koncentracyjnym w Splicie w pierwszej połowie lat 90., obozy i to, co się w nich działo, nie jest częścią żadnej oficjalnej narracji o wojnie w Chorwacji.

A do Powszechnego przyjedzie trzecia część, czyli "Chorwacki teatr", przedstawienie, które pokazuje, że większość teatralnego środowiska nigdy nie potrafiła sprzeciwić się faszyzmowi - zarówno w 1941 roku, gdy powstało Niepodległe Państwo Chorwackie - marionetka nazistowskich Niemiec, jak i w 1991 roku, po tym, jak rozpadła się Jugosławia i Chorwacja starała się nałożyć maskę demokracji na ideologię, która została pokonana w II wojnie światowej.

Chorwacki teatr pokazuje politykę na scenie?

- Podczas wojny w Chorwacji większość twórców teatralnych ignorowała rzeczywistość wokół nich lub otwarcie popierała Chorwacką Wspólnotę Demokratyczną, partię, która promowała dyskurs wojenny, antyserbskie sentymenty i instytucjonalizowała rabowanie publicznego mienia. Kulminacja tej służby polityce odbyła się w 1997 roku, kiedy ta sama społeczność brała udział w urodzinach prezydenta Franjo Tudmana w Teatrze Narodowym w Zagrzebiu. Franjo Tudman miał być sądzony przez Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii, ale nigdy do tego nie doszło, bo zmarł w 1999 roku.

Jaka jest dziś sytuacja artystów w Chorwacji?

- To zależy, czym się zajmują, jak widzą relacje pomiędzy sztuką i społeczeństwem. Dominuje pogląd, że sztuka powinna być apolityczna, bo polityczność oznacza zatracenie wartości artystycznych. To jest, przepraszam za wyrażenie, gówno prawda. Typowa żałosna, burżuazyjna definicja zadań sztuki - reprodukowanie interesów i systemu wartości danej grupy społecznej.

Pański spektakl pojawi się w Warszawie w ramach Forum Przyszłości Kultury. Jaka jest rola artystów w przyszłości?

- Naprawdę nie wiem. Sytuacja w Europie będzie tylko gorsza. Nie ma instytucji ani kraju, który jest w stanie powstrzymać rozlewający się w Europie faszyzm. Byłoby naiwnością oczekiwać, że sztuka coś zmieni.

Ale może to jest czas dla nas, artystów, byśmy przestali pytać, dlaczego nie możemy nic zmienić, a zaczęli: dlaczego nasza sztuka nie komunikuje się z tymi, którzy dziś legitymizują faszyzm?

***

FORUM PRZYSZŁOŚCI KULTURY W TEATRZE POWSZECHNYM

Wydarzenie odbywa się pod hasłem "Wolność, równość, wyobraźnia". 18 i 19 listopada w Teatrze Powszechnym będzie można wziąć udział w debatach, spotkaniach oraz prezentacjach inicjatyw obywatelskich i artystycznych, których podstawą jest bunt wobec rzeczywistości. Wśród rozmówców znaleźli się m.in.: reżyserzy Krystian Lupa, Arpad Schilling, przedstawiciele i przedstawicielki Obozu dla Puszczy i Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Rozmowy poprowadzą m.in.: Agata Szczęśniak, Agata Diduszko-Zyglewska, Krzysztof Tomasik. Na spotkania można zarejestrować się na stronie www.forumprzyszloscikultury.pl, bilety: 10 zł (wstęp na rozmowy), 28 zł (wstęp na rozmowy oraz posiłek). W najbliższy poniedziałek i wtorek odbędą się debaty poprzedzające Forum. Szczegóły www.powszechny.com

Forum towarzyszy prezentacja spektakli, m.in.: "Trylogia o chorwackim faszyzmie: cz. III Chorwacki teatr" (14 listopada) "NO34Revolution" (16,17 listopada), "Klątwa" (18,19 listopada). Bilety na spektakle: 60 zł (normalny), 40 zł (ulgowy).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji