Artykuły

Udany wieczór z piosenkami Starszych Panów w Filharmonii

W sobotni wieczór w Filharmonii Bałtyckiej odbył się kolejny koncert z cyklu "Głosy dla hospicjów", organizowany przez Fundację Hospicyjną. Gwiazdami wieczoru byli Magda Umer, Grzegorz Małecki i Piotr Machalica, którzy oczarowali słuchaczy pełnymi ironii i humoru interpretacjami piosenek Kabaretu Starszych Panów - pisze Ewa Palińska w portalu Trójmiasto.pl.

Choć piosenki Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego powstały przed kilkudziesięcioma laty, ich atrakcyjność nie zmalała ani trochę. Nie dziwi zatem, że podczas sobotniego koncertu widownia Filharmonii Bałtyckiej była wypełniona niemal do ostatniego miejsca, a wykonania ulubionych hitów z ekscytacją wyczekiwali zarówno kilkuletni, jak i kilkudziesięcioletni słuchacze.

Finezyjne, inteligentnie dowcipne piosenki Starszych Panów to dla wykonawców wielkie wyzwanie nie tylko muzyczne, ale i aktorskie. Konieczna jest również perfekcyjna dykcja, bo tekst każdej z nich to małe literackie arcydzieło, naszpikowane łamańcami językowymi (weźmy za przykład chociażby refren piosenki "Jeżeli kochać" - "wespół w zespół, wespół w zespół, by żądz moc móc zmóc"). Jeśli wykonawca posiada wspomniane umiejętności, a do tego nie kopiuje unikatowych interpretacji Przybory i Wasowskiego (ale także wielkich artystów, którzy mieli te piosenki w repertuarze, jak np. Kalina Jędrusik, Wiesław Gołas czy Wiesław Michnikowski), tylko wykazuje się kreatywnością i inicjatywą, możemy mówić o sukcesie. Magdzie Umer, Piotrowi Machalicy i Grzegorzowi Małeckiemu taki sukces bez wątpienia udało się wypracować.

Październikowy koncert został oparty na programie "Zimy żal" z 1989 roku. Piosenki zostały uszeregowane tematycznie, a całość pełnym humoru komentarzem opatrzyła Magda Umer. Z właściwą sobie powściągliwością opowiadała o współpracy z Jeremim Przyborą, przypominała anegdoty i komentarze mistrza, niejednokrotnie wywołując salwy śmiechu na widowni. Choć miała dookoła siebie przeszło tysiąc słuchaczy, udało jej się wytworzyć intymną, kameralną atmosferę. Dzięki temu bez trudu mogliśmy nie tylko przysłuchiwać się dobrze znanym melodiom, ale i delektować się genialnymi, pełnymi inteligentnego humoru tekstami.

Również towarzyszący Umer panowie - Piotr Machalica i Grzegorz Małecki, stanęli na wysokości zadania, ciekawie interpretując piosenki Starszych Panów. Szczególnie dobrze zaprezentował się ten drugi, kradnąc serca słuchaczy chociażby przejmującym wykonaniem "Bo we mnie jest seks", czy ekspresyjną opowieścią o przygodzie z trupem znalezionym w szafie ("Ballada z trupem"). Śmiechu było co niemiara również podczas śpiewanej przez Machalicę piosenki "Do ciebie szłem", czy wykonywanych przez panów w duecie "Na ryby" oraz "Jeżeli kochać to nie indywidualnie". Wisienką na torcie była znakomicie wykonana zarówno muzycznie jak i aktorsko "Taka gmina".

- Lepsze niż ławka przed sklepem w Wilkowyjach - komentował rozbawiony do łez słuchacz. - Grają tak wiarygodnie, że nawet alkomat dałby się nabrać i wskazał stan ekstremalnego upojenia alkoholowego.

A że piosenka jest dobra na wszystko, to właśnie utworem o tym tytule artyści zakończyli swój występ, wykonując go z towarzyszeniem chóru Fundacji Hospicyjnej oraz sporą częścią publiczności. Na bis, Magda Umer wraz ze słuchaczami, wykonała nastrojowe "Na całej połaci śnieg".

Koncert nie przebiegł bez zakłóceń. W jego trakcie jedna ze słuchaczek odebrała telefon, przerywając artystom występ. Wiadomość, którą otrzymała musiała bardzo ją zdenerwować, ponieważ biegnąc do wyjścia krzyczała do swojego rozmówcy: "jestem w filharmonii, ale zaraz przyjadę. Wezwij karetkę i czekaj". Przejęta wydawała się nawet Magda Umer, która ze sceny zapytała, czy może w jakikolwiek sposób pomóc.

Po chwili okazało się jednak, że była to zaplanowana prowokacja, ściśle nawiązująca do kampanii, którą sobotni koncert inaugurował - "Opiekun rodzinny - nie musi być sam". Gdyby podobne zdarzenie miało miejsce podczas jakiegokolwiek innego koncertu, publiczność nie kryłaby oburzenia. Na tej publiczności, która w sobotę zjawiła się na Ołowiance, ów epizod zdawał się wrażenia nie robić - słuchacze przyjęli to ze zrozumieniem i stoickim spokojem. Powód jest oczywisty - zdecydowana większość osób, które zasiadły na widowni, to sympatycy fundacji czy właśnie opiekunowie rodzinni. Ich codzienność determinuje choroba bliskiej osoby, a takiego telefonu, jak ten, który symulowała podstawiona słuchaczka, każdy z nich spodziewa się i obawia.

- Przyszliśmy na ten koncert z powodu szczytnego celu, jakim jest zbiórka funduszy na Fundację Hospicyjną, ale także żeby po prostu wyrwać się z domu i zasmakować odrobiny kultury - wyznał jeden ze słuchaczy, którego dziecko jest podopiecznym fundacji. - Na co dzień nie mamy takiej możliwości, ponieważ nasze życie podporządkowaliśmy opiece nad chorym synem - jesteśmy mu oddani całkowicie, przez 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Mówi się, że takie wydarzenia są ważne z finansowego punktu widzenia, bo przecież chodzi o zbiórkę funduszy. Ja cenię je sobie jednak za to, że dają chwilę radości i wytchnienia takim osobom, jak ja, których codzienność zdeterminowała choroba bliskiej osoby.

W przerwie koncertu odbyły się aukcje charytatywne, loteria fantowa, a na stoiskach przygotowanych przez partnerów fundacji można było zrobić zakupy, wspierając tym samym szczytny cel.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji