Artykuły

Thriller psychologiczny

- Dostałam szansę, aby coś o Polsce opowiedzieć, chociaż to nie jest sztuka o Polsce. To raczej tekst o naszym uwikłaniu w historię, a zarazem dobrze napisany thriller psychologiczny- mówi AGNIESZKA GLIŃSKA, reżyserka "Norymbergi" w Studio Dramatu Teatru Narodowego w Warszawie.

Agnieszka Glińska [na zdjęciu] przygotowała w Teatrze Narodowym prapremierę "Norymbergi" Wojciecha Tomczyka - pasjonujący dyskurs o winie i karze w realiach współczesnej Polski.

Z czym ci się kojarzy manipulacja?

- Z dzisiejszym światem. Czasami mam paranoję, że cały czas jesteśmy manipulowani, a na wszystkie nasze decyzje wpływają różni psychologowie społeczni. Manipulacja jest też wyrazem przewagi jednego człowieka nad drugim w wyniku jakiegoś systemu czy rozkładu sił.

O tym opowiada "Norymberga" Wojciecha Tomczyka. Co zadecydowało, że podjęłaś się reżyserii tego tekstu?

- Dostałam szansę, aby coś o Polsce opowiedzieć, chociaż to nie jest sztuka o Polsce. To raczej tekst o naszym uwikłaniu w historię, a zarazem dobrze napisany thriller psychologiczny.

Czy nie obawiasz się, że kontekst polityczny przesłoni psychologię, a w jej miejsce pojawi się publicystyka?

- Boję się publicystyki w teatrze, nie lubię jej. "Norymberga" nie jest publicystyczna, ale jeżeli nawet pojawiają się w niej takie akcenty, staraliśmy się je stonować.

W jednej wypowiedzi przed premierą zasugerowałaś, że do końca nie wiadomo, kto jest w relacji oficera i dziennikarki katem, a kto ofiarą.

- O relacji kata i ofiary myślałam pod wpływem lektury eseju Josifa Brodskiego. Granice między katem i ofiarą bardzo się zatarły: każdy kat ma w sobie ofiarę, a każda ofiara ma w sobie kata. Film Michałkowa "Spaleni słońcem" też otworzył mi oczy na ten mechanizm.

Czy zgadzasz się z Wojciechem Tomczykiem, który mówi, że "jesteśmy kształtowani przez historię. (...) bez jej zrozumienia nie zrozumiemy samych siebie"?

- Wojtek jest homo politicus i jego krwiobieg jest uzależniony od historii i polityki. Jestem inna. Nie wiem, czy jest możliwe zrozumienie historii. Nicola Chiaramonte twierdzi, że historii nie ma, że my dopiero z perspektywy czasu tworzymy własną ocenę faktów. Wojtkowi chodziło nie o historię, ale o nasze tu i teraz.

Rodzina wpłynęła na twoje poglądy?

- Moje dojrzewanie przypadło na lata 80., wychowywałam się we Wrocławiu, gdzie młodzi szli za Pomarańczową Alternatywą majora Waldemara Frydrycha i tworzyli Rewolucję Krasnali. Natomiast z dzieciństwa (lata 70.) pamiętam dziadka, który zawsze wyłączał telewizję przed każdym "ruskim" filmem i chorobliwie nie znosił wszystkiego, co "ruskie". Pamiętam rodziców słuchających Wolnej Europy, opornik taty...

Kiedy upadł komunizm, byłaś już osobą dorosłą.

- Studiowałam wtedy na III roku PWST. Organizowaliśmy całonocne strajki, rozwieszaliśmy transparenty... Potem odbyły się pierwsze wybory, w których startowali nasi profesorowie: Andrzej Łapicki, Gustaw Holoubek, Andrzej Szczepkowski. Historia sama wciągnęła mnie w swój wir, uczestniczyłam w tych wydarzeniach i musiałam je docenić. Bardzo się cieszę, że moje dzieci żyją w normalnym kraju. Ja nie uwolnię się od pamięci mojej wychowawczyni w szkole podstawowej, zajadłej komunistki, która prowadziła na uroczystości rocznicy rewolucji październikowej do Hali Ludowej, gdzie tworzyliśmy żywe obrazy, jak na stadionach w Korei Północnej. Nie ucieknę też od pamięci strachu, kolejek, donosów, skarg i dziwnych zależności między ludźmi. Tym jestem skażona, ale ta pamięć jest źródłem, z którego czerpię.

Co cię dotyka w dzisiejszym świecie?

- Oglądam telewizję i czytam gazety. Boję się naszych czasów, ale wiem, że każdy powinien w życiu robić to, co umie i lubi. Nie czuję się powołana ani do walki narodowo-wyzwoleńczej, ani do działalności politycznej. Uprawiam swój ogródek, poruszam tematy, które mnie bolą. Ale cieszę się, że mój syn uczy się języków, konfrontuje życie w Polsce z życiem na zewnątrz i może wyrosnąć na wolnego człowieka. Chciałabym połączyć działalność artystyczną z akcją społeczną, miałabym wtedy poczucie realnego wpływu na wydarzenia.

A "Norymberga" w jakiej akcji społecznej by się zmieściła?

- Sztuka Tomczyka jest komentarzem do lustracji. Akcję społeczną warto zorganizować, jeżeli może pomóc choć jednemu człowiekowi. Akcja związana z polityką natychmiast znalazłaby się w cudzych rękach, stałaby się obiektem kolejnej manipulacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji