Artykuły

Reżyseria mnie... nudzi

Marek Hendrykowski przygo­towuje telewizyjny program o Fi­lipie Bajonie, który przyjechał wczoraj do rodzinnego Poznania. Sławny krajan odwiedził także "Głos". Fragmenty rozmowy z na­szym gościem - poniżej.

W ubiegłym roku obiecywał pan fabularny film o Bronisławie Piłsudskim, bracie marszałka Pił­sudskiego; postaci wyjątkowo ba­rwnej, a mało znanej. Kiedy go obejrzymy?

- Gdy zdobędę pieniądze na jego produkcję. Nawiasem mówiąc rola producenta zajmuje mi obec­nie zdecydowanie więcej czasu niż kręcenie.

Producent i reżyser to dwa różne zawody...

- Nie w przypadku polskich twórców. Sami musimy teraz zabie­gać o pieniądze. No może z wyjąt­kiem Kieślowskiego czy Zanussie­go. Oni są w takiej sytuacji, że to do nich się dzwoni, proponując pienią­dze. Najczęściej zresztą dolary i ma­rki, bo w Polsce, jak na razie, nikt nie potrafi zarobić pieniędzy na fil­mach.

A może na polskich filmach nie można zarobić?

- Bzdura, sprzedanie filmu tylko do kilku stacji telewizyjnych zwra­ca nakłady. Ale produkcja filmów zawsze niesie pewne ryzyko. No i jest zazwyczaj inwestycją długoter­minową, czyli niezbyt u nas mile widzianą.

- Może pan zdradzić gdzie naj­łatwiej można zdobyć pieniądze na film?

Dla startujących reżyserów to na pewno duża trudność. Chyba, że potrafią przekonać producentów, iż są wspaniali, oryginalni i mają ta­kież propozycje. Ja jestem już za­prawiony w finansowych działa­niach: "Magnat", "Aria dla Atlety" czy "Limuzyna Daimler Benz" po­wstały w koprodukcji z partnerami zagranicznymi. Zabieganie o pie­niądze nie jest łatwe, lecz dla mnie jest to także ciekawe doświadcze­nie życiowe. Mam dzięki temu okazję poruszać się w zupełnie innych kręgach, poznaję innych ludzi. Sa­mo reżyserowanie byłoby dla mnie na dłuższą metę nudne. Tygodnie czy miesiące na planie z tymi samy­mi ludźmi i tymi samymi problemami, a potem... wszystko od począt­ku, tyle, że z innymi ludźmi, ale z tymi samymi problemami. Kręcę mniej, mam za to więcej czasu na pisanie i zdobywanie pieniędzy; ró­wnież dla innych.

- Nie zawsze jednak udaje się zrealizować wszystkie własne po­mysły. Przykładem film o Piłsud­skim. Czy tak?

- Pisałem scenariusz z myślą o dużej produkcji, a na to potrzebne są już duże pieniądze. Mam zagwa­rantowane pewne sumy w Nie­mczech i na Ukrainie, ciągle trwają rozmowy z Japończykami, bo w tym kraju rozgrywa się część akcji. Będzie to koprodukcja. Mało kto realizuje teraz film wyłącznie za złotówki. Można liczyć wprawdzie na dofinansowanie z Komitetu Ki­nematografii, jednak tylko do 4 mi­liardów złotych. To dobre w przy­padku produkcji niskobudżetowej, ale wyklucza rozmach. Można pró­bować zainteresować projektem te­lewizję, ale nie zawsze się to udaje. Właśnie odrzuciła ona mój scena­riusz "Ambasadora" i do dziś nie wiem dlaczego. Był to mój pierwszy odrzucony scenariusz, ale myślę, że zrobię ten film dzięki telewizji. Oczywiście nie tej publicznej.

- Pieniądze jakoś zdominowa­ły naszą rozmowę. Czy rzeczywiś­cie tak bardzo decydują o warto­ści filmu?

- O wartości nie, ale o jego jako­ści. Dziesięć miliardów złotych to teraz wyjściowa kwota, aby myśleć poważnie o produkcji filmu.

- "Sauna" z Bogusławem Lin­dą kosztowała o wiele mniej...

Fakt, zrobiłem ten film w reko­rdowo krótkim czasie: 12 dni zdję­ciowych i przy bardzo niewielkich wydatkach. Ale to był swoisty wy­jątek potwierdzający regułę.

- Skoro zajmowanie się wyłą­cznie reżyserowaniem pana nuży, a zdobywanie pieniędzy trudno zaliczyć do zajęć twórczych, co pozostaje?

Teatr i pisanie. W warszaws­kim Teatrze Dramatycznym wyre­żyserowałem właśnie "Szaleństwa Jerzego III" z Markiem Walczews­kim w roli głównej. Jeśli natomiast chodzi o pisanie - za tydzień wy­chodzi moja powieść "Podsłuch", której akcja toczy się w 1975 roku. Jest to powieść z kluczem, której bohaterowie, dwaj wybitni polscy pisarze inwigilowani są przez służ­bę bezpieczeństwa, bowiem podej­rzani są o wydawanie nieprawomyślnych tekstów na Zachodzie...

Czy poznańska promocja tej książki mogłaby się odbyć - z pańskim udziałem - w "Cafe GŁOS"?

- Oczywiście. Przyjmuję tę pro­pozycję z radością.

- A kiedy znów stanie pan za kamerą?

Mam pomysł na serial dla tele­wizji. Nazywałby się "Zaimki" i opowiadał o zmianie hierarchii wa­rtości w naszym społeczeństwie.

Notował Andrzej Janas

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji