Artykuły

Karnet Teatralny

FREDRO I MŁODZI

Rola w komedii Aleksandra Fredry to egzamin nie lada, zwłaszcza dla młodego aktora. We Fredrze bowiem, jak mawiają znawcy przedmiotu, aktor nie ma się za czym "ukryć", broni go tylko jego rzemiosło, umiejętność mówienia wierszem. Warto więc odnotować, że Związek Artystów Scen Polskich na zakończenie ogólnopolskich obchodów Roku Fredrowskiego przyznał nagrody za najlepszą rolę fredrowską dla młodych aktorów. Otrzymali je: Anna Kadulska za Anielę w "Ślubach panieńskich" w reżyserii Anny Polony w Teatrze aktorów. Otrzymali je: Anna Kadulska za Anielę w "Ślubach panieńskich" w reżyserii Anny Polony w Teatrze Śląskim w Katowicach i Jarosław Boberek za role Bartola w operetce "Nocleg w Apeninach" w reżyserii Jana Skotnickiego w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Radomiu. Wyróżniono ponadto Katarzynę Kulik z Teatru Śląskiego za rolę Klary w tym samym przedstawieniu Anny Polony oraz Małgorzatę Sadowską z Teatru Polskiego w Warszawie za Helenę w "Panu Jowialskim" w reżyserii Kazimierza Dejmka. Wszystkie te przedstawienia nadal pozostają w repertuarze teatrów, można więc bliżej przyjrzeć się rolom, tak wysoko ocenionym Roku Fredrowskim.

Dworskie zachody miłości

Teatr Polski w Warszawie przypomniał jedną z rzadziej u nas grywanych komedii Williama Szekspira - "Stracone zachody miłości". Przypomniał z powodzeniem. W spektaklu Macieja Prusa świetnie zabrzmiał nowy przekład Stanisława Barańczaka, który uwolnił komedię od balastu archaicznego słownictwa oraz nieczytelnych dzisiaj aluzji politycznych, literackich i personalnych. W "Straconych zachodach miłości" tłumacz wyeksponował uniwersalne walory tekstu - wielowymiarowość postaci oraz dowcip widoczny już w samym zawiązaniu akcji, ślubach cnoty, składanych przez młodych mężczyzn (co, jako żywo, przypomina Fredrowskie "Śluby panieńskie"). Realizatorzy "Straconych zachodów miłości" w Teatrze Polskim potrafili te walory komedii w dużej mierze wykorzystać. Kunsztowność sztuki i dworskość wpisanego w nią modelu miłości znakomicie podkreśla scenografia Zofii de Ines, nagrodzona oklaskami tuż po podniesieniu kurtyny. Terenem gry jest pełna światła i powietrza, niemal pusta przestrzeń, okolona wysokim żywopłotem. Na tym tle pięknie rysują się sylwetki aktorów w olśniewających kostiumach, które łączą oryginalne elementy stylu epoki z współczesną modą. Znać w tych kostiumach, uszytych ze wspaniałych materiałów, znakomicie dobranych do aparycji oraz osobowości aktorów - rękę mistrzyni. Inna rzecz, że nie zawsze młodzi aktorzy potrafią je nosić. Pora wyjaśnić, że w tym spektaklu gra niemal wyłącznie młodzież aktorska Teatru Polskiego, nadrabiając wyraźne braki rzemiosła - np. nieumiejętność wyrazistej indywidualizacji postaci - wdziękiem i temperamentem. Grono księżniczek francuskich oraz ich dam dworu tworzą: Małgorzata Pieńkowska, Małgorzata Sadowska, Stanisława Ferko, Magdalena Homanowska. Ferdynanda, króla Navarry, gra Dariusz Biskupski, a jego przyjaciół: Piotr Bąk, Sławomir Głazek i Robert Czebotar. W dobrze zarysowanych rolach charakterystycznych występują: Paweł Kozłowski i Marcin Jędrzejewski. Jednak najzabawniejszą postać w komedii stworzył aktor znacznie bardziej doświadczony - Leon Charewicz jako ekscentryczny Hiszpan Armado.

"Stracone zachody miłości" otrzymały nagrodę Fundacji Theatrum Gedanense i wydawnictwa "Twój STYL" za najlepszy spektakl szekspirowski sezonu teatralnego 1993/1994.

Trzy razy miłość

Ich dwóch i ona jedna. Tym razem swoją wersję klasycznego "trójkąta" przedstawił z biegłością mistrza w dramatopisarskim rzemiośle współczesny pisarz amerykański Murray Schisgal, całość ozdabiając zgrabnymi piosenkami. Gdy dodać do tego znakomitą obsadę aktorską - sukces gwarantowany! Tak też się stało w warszawskim Teatrze Studio, gdzie w "Sie kochamy" trójkę młodych nowojorczyków grają brawurowo: Aleksandra Justa, Wojciech Malajkat i Zbigniew Zamachowski. Niewielka sala w malarni teatru na każdym spektaklu wypełnia się głównie młodzieżową publicznością, która przychodzi, by obejrzeć swoich idoli, ale i po to chyba, żeby w lirycznych perypetiach bohaterów sztuki rozpoznać samych siebie. Bo o miłości mówi się w tym spektaklu pół żartem i pół serio, nieraz na granicy zgrywy - zawsze jednak z talentem i poczuciem miary. Zadbała o to Ewa Mirowska, reżyser spektaklu, która tak poprowadziła trójkę swych wychowanków, by pokazać ich wszechstronność aktorską. "Sie kochamy" w Studio to przebój na kilka sezonów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji