Artykuły

Z teatrem "Studio" na festiwal w Caracas

Międzykontynentalne lotnisko Maiquetia leży nad samym oceanem. Po dwóch stronach pasów startowych ciągnie się plaża oddzielona od lądu palmami królewskimi albo betonowymi, bo tak je zwą z racji koloru i gładkości pnia. Perspektywę na kontynent zasłania pasmo wysokich brunatnozielonych szczytów górskich. W takiej scenerii ląduje samolot DC-10, który z Mediolanu przywiózł pierwszych uczestników VI Międzynarodowego Festiwalu Teatrów w Caracas. Wśród podróżnych są zespoły brneńskiego teatru "Na Provazku" z Bolesławem Polivką, Piccolo Teatro di Milano z Giorgio Strehlerem i warszawskie "Studio" z Józefem Szajną. Piloci i tłumacze załatwiają formalności wizowe i akredytacje festiwalowe. Po chwili, rozpadającym się autobusem, modelem z lat 60-ych, jedziemy do wioski festiwalowej w Anauco-Hilton.

Autostrada z lotniska pnie się stromo w górę. Tunele przecinają ostre wzniesienia, wiadukty omijają groźne urwiska. Górzyste przedmieścia trzymilionowej metropolii to slumsy - skupiska biedy i grozy, w których mieszka podobno od 600 do 800 tysięcy mieszkańców. W lepiankach stawianych z bambusowych tyczek i gliny wegetują głównie Mulaci, kwarteroni i potomkowie wenezuelskich Indian. Gdy przychodzi, taka jak obecnie pora deszczowa, wiele zabudowań rozpada się, "spływa" ze stoków powiększając jeszcze tragedię losu najuboższych. Zdarza się, że poszkodowani i zdesperowani przenoszą się do mieszkań ruchomych czyli amerykańskich aut kombi i wraków przyczep kempingowych, wynoszonych z rumowisk lub kradzionych z nie strzeżonych parkingów.

Centrum Caracas kojarzy się z miastem budowanym dla XXI w. Sześciopasmowe, trójpoziomowe autostrady, zatłoczone przez 24 godziny, szokują przybysza z Europy. Szklano-aluminiowe wieżowce banków, towarzystw ubezpieczeniowych, agencji i biur projektowych dają pierwsze wrażenia o imponującym rozmachu miasta, które wszystko zawdzięcza szalonemu, ale minionemu boomowi na ropę. Uczestnicy festiwalu są zakwaterowani w centrum hotelowo-handlowym. Mieszkamy na 17-19 piętrach, aby móc podziwiać panoramę miasta. Festiwal przygotowano z południowoamerykańską starannością. Zawsze było wszystko, co potrzeba, chociaż często dopiero następnego dnia. Maniana znaczy jutro albo rano i jest najczęściej powtarzanym słowem na kontynencie. Zawsze po tym słowie trzeba uśmiechnąć się pokazując szeroko zęby. O tym, że tak jest właśnie, przekonał się Szajna i zespół "Repliki" gdy dekoracje przywieziono z lotniska w dzień po terminie, ale na szczęście na 12 godzin przed wenezuelską premierą tego spektaklu. Również konferencje prasowe i spotkania odbywały się z godzinnymi opóźnieniami, ale trwały za to o wiele dłużej niż w punktualnej Europie.

W centrum miasta czuło się festiwal na każdym kroku. Ogłoszenia, afisze i fotografie mieszały się z krzykiem sprzedawców biletów wstępu i teatralnych pamiątek. Ten rozmach nadano festiwalowi, aby uczcić 200-lecte urodzin Libertadora, czyli Simona Bolivara. Na kilkanaście dni przed festiwalem zaczęto wyciszać działania, bowiem gwałtowny kryzys finansowy i ponad 100 proc. spadek siły nabywczej bolivara do dolara zmusił resort kultury do odwołania kilku zaproszonych spektakli. Ten los spotkał także zespół Opery Wrocławskiej, z którego do Wenezueli dojechały tylko dekoracje "Manekinów". Wrocławianie, według oświadczenia organizatorów, są jednak pierwszymi pewnymi gośćmi VII Festiwalu w 1985 r.

Spektakle odbywały się po dwa razy dziennie w 19 teatrach i przysposobionych salach. Najbardziej prestiżowe było występowanie na scenie Teatru Narodowego oraz na jednej z trzech scen "Kompleksu Kulturalnego Teresy Careńo" o łącznej powierzchni 80 000 m. kw. Obiekt ten oddano do użytku w marcu br., i według generalnego wykonawcy Jose Itrlago "zbudowano go zaledwie w 9 lat i za 115 min. dolarów". Reklamowaną zaletą sal w ,,Teresa Careńo" jest ich pełne zautomatyzowanie i wpisanie 2 500 czynności w pamięć komputera. Dla potrzeb teatru ważne są systemy klimatyzacyjne, zmienne układy sceny, widowni i akustyki, kontrola nad nastawniami świetlnymi o 2 100 obwodach, nowoczesne systemy podglądu kablowego, wideo, alarmy antykradzieżowe oraz czujniki przeciwpożarowe, które podobno - jak się tu żartuje - "wzywają straż jeszcze przed wybuchem pożaru". Można też kontrolować i regulować łączne natężenie światła, i hałasu zgodnie z ewentualnymi zaleceniami oszczędnościowymi dotyczącymi energii czy ochrony środowiska.

W jednej z takich sal grana była "Replika" Szajny, oglądana zawsze przez większą liczbę widzów niż zezwalały przepisy. Zapalały się wtedy systemy alarmowe stawiające w stan pogotowia służby porządkowe, które nie dopuszczały do przeciążenia balkonów. Obok ,,Repliki", wystaw plakatów i dokumentacji "Studio" przed spektaklami urządzało pokaz publikacji o polskim teatrze. Szczególne zainteresowanie towarzyszyło angielskiej wersji książki Augusta Grodzickiego o polskich reżyserach.

Wśród wielu nurtów festiwalowych propozycji, szczególna wrażenie robiły spektakle południowoamerykańskie, bliskie "teatrowi etnograficznemu".

Przedstawienia z Kolumbii, Peru, Boliwii czy Wenezueli nie były podpisywane przez reżyserów, ale reklamowane jako kreacja zbiorowa. Scenariusze korzystały często z indiańskich legend Popol i Vuh posiadając współczesne odczytanie tych treści. Wykonawcy zdawali się mówić jednym głosem, że nie chcą dla ".kolorowych" specjalnego prawodawstwa czy zakładania rezerwatów, ale pragną dostępu do oświaty i prawa do pracy na równi z białymi mieszkańcami swych krajów.

Do tego nurtu dołączył Bread and Puppet Petera Schumanna ze spektaklem "Walka przeciw końcowi świata" granym na placu Ibarra i ulicach Caracas 1 maja. Spektakl ten obejrzało wiele tysięcy widzów, ale wart był tego, gdyż artykułował najwyraźniej idee VI Międzynarodowego Festiwalu w Caracas - "Teatr i sztuka po to są, by ludzi wzruszać i łączyć do wspólnych starań o przestrzeganie zasady pomocniczości. A jednostki, jeśli chcą żyć godnie, winny rezygnować z indywidualnego interesu na rzecz dobra wspólnego".

Ta właśnie myśl, jeżeli zakorzeni się w uczestnikach spotkania w Wenezueli będzie najpiękniejszym owocem otrzymanym od latynowskiego bohatera - Simona Bolivara.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji