Artykuły

Kultura i sztuka

Szkic Witolda Fillera w "Kulturze" pt. "Teatr Erwina Axera" bardzo zręcznie pokazuje zasady organizacji pracy warszawskiego Teatru Współczesnego i jego kierownika, który - jak powiada Filler - "steruje barwami swych protagonistów" tak, by ich różnorodność (uszanowana!) "mogła się np. zsumować w jednolitości myślowej spektaklu". Decyduje bowiem u Axera nie taki czy inny efekt stylu (lub maniery) lecz obiektywny sens wypowiedzi. Jako że formułę określającą postawę tego reżysera określają trzy maksymy (wydobyte przez krytyka z Axerowskich "Listów ze Sceny":

"Łut myśli jest więcej wart od tony farb i dykty.

Dobra inscenizacja to ta, w której najpełniej wypowiada się aktor.

Najlepsza inscenizacja, to najtrafniejsze ujęcie utworu."

Tylko że - powiada dalej krytyk - ta formuła została ostatnio przekreślona przez sam teatr. Prezentacje klasyków stają się okazją do "sarkastycznych polemik z tradycyjnymi wzorami interpretacyjnymi", a w związku z tym i styl gry aktorskiej zaczyna ulegać przymusowemu ujednoliceniu: w kierunku np. burleski i pastiszu. A wiemy co to znaczy, takie barokowe autoparodie: to początek końca. Formuły, oczywiście. To nie zniecierpliwienie mistrza swymi osiągnięciami. To nowa sytuacja (Filler, oczywiście, pisze: struktura) kulturalna w kraju. Axer "stara się dopisać swój głos do dyskusji"...

Nie znam kilku spektakli, na które powołuje się krytyk, ale przewód jego jest bystry i brzmi prawdopodobnie. Nic w tym dziwnego, że ktoś chce "dopisać się" gdy "pisać" umie a "czytelników" nie brak. Ani w tym, że do swojej formuły wprowadza warianty. Bo raczmy pamiętać, że nie od razu Axer został takim klasykiem i pozwólmy sobie mniemać, że co nieco w formule mogło powstać nie na zasadzie wszechmogącego "Stań się!" jak w Biblii, lecz na zasadzie dostosowania się do istniejących możliwości, jak to w Polsce. Więcej, można by (oglądając np. poczynania reżyserskie Łapickiego) mówić przekornie o błogosławionym rozszerzaniu się "formuły" na inne ośrodki aktorskie.

Bystrość Fillera przestaje mi się natomiast podobać, gdy zaczyna przypominać bystrość Mieczysława Porębskiego (aktualnie w "Miesięczniku Literackim". Polecam: nie pożałujecie!), bystrość stadną naszych opiniotwórców recenzenckich, a także bystrość szoferów-poliglotów i malarzy pokojowych od "pikasów". Nie zwariowałem: szofer-poliglota nie hamletyzuje nad gramatykami porównawczymi. Klienci parlują wielojęzycznie? Proszę bardzo! Po jednym sezonie i on też potrafi parle franse italiano. Takoż opiniodawca: z elementów, mających jaki taki obieg, montuje na poczekaniu "formuły współczesności". Żeby taka zabawa przestała być tylko towarzyska, żeby wynikał z niej jakiś pożytek właśnie kulturalny, trzeba by poddać symptomy jakiejś gruntowniejszej analizie, zwartościować je z punktu widzenia kryteriów trwalszych niż aktualne dreszczyki, no i... nie śpieszyć się za bardzo z "dopisywaniem się". (Na listę obecności?)

Mam trochę zaufania dla trzeźwości i poczucia obowiązku Fillera, więc gderam po części "na zapas". Jeszcze więcej takiego zaufania mam dla Axera. Jednakże terror listy obecności na opiniotwórczej kanapie narasta. I oto w "Teatrze" kolejny "List ze sceny" właśnie pod tytułem "Kultura i sztuka" przynosi refleksje w tonacji sarkastycznej:

"Dzieło sztuki po dłuższym lub krótszym życiu obumiera i staje się przedmiotem działalności kulturalnej. W tym sensie przedmiotem funkcjonowania kultury jest cały dorobek artystyczny przeszłości. Skłonny jestem sądzić, że to, co w nim naprawdę jeszcze żywe (jeśli coś takiego się zdarza) wymyka się pojęciu kultury. Nie da się bowiem czegoś co jest w ruchu, w stawaniu się, w ciągłej przemianie sklasyfikować, naśladować, ująć w prawidła. Niełatwo to k u l t y w o w a ć."

Czyli... Duch Twórczy płynie kędy i jak chce. Nie działamy świadomie, nie zmierzamy do celu, tylko spontanicznie coś tam bełkocemy (mową i uczynkiem)? Mój Boże, od dawna wiedziano, że chłop strzela a Pan Bóg kule nosi i że w świetle historii wiele działań ludzkich dało inne wyniki, niż były w zamierzeniu. Nikt jednak z tego powodu nie wpadał w panikę i nie przestawał zamierzeń swych możliwie racjonalnie realizować. Co więcej, z historii właśnie czerpał pociechę, że mimo wszystko - sporo się udawało, tak w sztuce, jak i w innych formach działania społecznego. Nie wszystko było rzeczą przypadku. Marksizm właśnie nas uczy o prawach kariery historycznej: rola jednostki (jak i rola dzieła) udaje się wtedy, gdy działanie wynikło z właściwej analizy potrzeb oraz sił i środków (w sztuce: form) sytuacji historycznej. (Przykład pod ręką: 25 lat teatru Axera...)

Ale oto w klimacie terror nowinkarskiego (czyli szczupłej grupy awanturników kulturalnych) tenże Axer pisze, że "system znaków" (kto dziś obejdzie się bez znaków?) teatralnej ekspresji starzeje się szybko w obliczu fluktuacji i przemian samego życia. Tylko nieliczni artyści, nieliczne teatry, z reguły na czas krótki mogą owym przemianom sprostać. Jak długo im się to udaje, są artystycznie żywe, później obumierają, lub w szczęśliwym wypadku stają się częścią dorobku kulturalnego. Jak Comedie-Française...

Cóż więc pozostaje? Łączyć "wartości sprzeczne", przechylając się to ku sztuce, to ku działalności kulturalnej, znosząc cierpliwie sytuację, że "zwolennicy żywej sztuki gotowi są nie bez powodu zniszczyć dorobek kultury" zaś "zadziwiająco wielu obrońców kultury stawiało i stawia bariery sztuce". I na zakończenie felietonu - kokieteryjne żartobliwości.

Brakuje mi w tym wszystkim słówka "dziś". Bo ten ponadczasowy tonik felietonu, to rzucanie na pożarcie molochowi giełdziarskiej histerii takich arcydzieł, jak "Antygona" czy "Faust" - przekracza już granicę obrony koniecznej. "Walory współczesne tych arcydzieł są nie w ich estetyce, nie w regionach ściśle artystycznych" - pisze Axer. Nieprawda. Bo inaczej czytywalibyśmy bryki, komentarze, albo czyjekolwiek inne utwory na ten sam temat (nie brak tego!), a nie właśnie Sofoklesa, właśnie Goethego. Przeżyły się, owszem, niektóre elementy tych dzieł, ale przede wszystkim te dotyczące' maniery, najmniej zaś to wszystko co jest w sztuce semantyczne, a zarazem - nie zastąpionym w swej niepowtarzalnej jedyności artystycznym uchwyceniem jakichś istotnych potrzeb. Nowe przekłady klasyków starogreckich rezygnują z dosłowności poetyk oryginału. Czy przez to "Antygona" przestaje już być dziełem Sofoklesa? Jeśli nie, to głowy do góry.

Wracam do słówka "dziś". Ernesto Rossi przez 40 (słownie: czterdzieści) lat grał rolę Hamleta, zjeździł z nią pół świata: wszyscy chcieli to widzieć i przeżyć, nikt nie myślał o taryfie ulgowej, muzealnej. Ileż mamy przekazów od późniejszych znakomitości, że "lepszego Hamleta nie widzieli". A z drugiej strony: na Frenkla sporo czasu kręcono nosem, że "nie gra", tzn. że nie zabawia na sposób swego poprzednika w tym repertuarze. Ale przecież chodzili na tego Frenkla. Widocznie poza manierą docierały jeszcze jakieś inne wartości. Może ten sens, za który Filler chwali Axera? "Dziś" o sensie pisze się mało, jakieś pośpieszne "syntezy", impresyjki. Świegoce się i cmoka nad NOWĄ manierą.

("Szalenie oryginalne, wszystkie panie to teraz noszą"...)

I jeszcze jedno. Podział na Sztukę i działalność usługowo-kulturalną (narzucony przez kanapy opiniodawcze, a przez Axera być może kokieteryjnie przyjęty) jest niesłychanie krzywdzący dla teatrów i aktorów pracujących z autentyczną, nie kanapową publicznością. Wraca stary pseudoproblemik: aktor - twórca, czy odtwórca... Nie może "rzemieślnik" odtworzyć ani Hamleta, ani Balladyny! Pytanie, czy to możliwe nawet ze Zbyszkiem Dulskim. Jakaś porcja twórczości jest tu niezbędna żeby się postać ukonstytuowała w ogóle. Przekreślanie tych wysiłków w imię jakiejś taryfy ulgowej anarchizuje do reszty pracę aktorów wartościowych i poszerza szanse chałturzystów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji