Artykuły

Pogadanka

Wszystko przemija... oto i lato już nas opuściło, a chmurna pani, gotowa co chwila oblać nas łez swych potokiem, zwana jesienią, objęła już swe panowanie. Rządy jej przecież, tylko dla ziemi będą okrutnemi: zniszczy bez litości ostatni kwiat żebrzący życia u słońca i rozwieje na zgubną tułaczkę każdy listek, co dziś drżący i usychający uśmiechał się niegdyś tak złudną zawsze dla nas... nadzieją. Ze zmianą weselnej barwy natury, śmiertelna bladość wkrótce się rozpostrze, a ludzie obojętni na jęki wichrów i kwiatów konania, będą się bawić, znajdując w ciepłych i światłych schronieniach to samo, co zostało odjętem naturze: wdzięk, wesołość, życie. Dla lepszego złudzenia obiecują nam wkrótce aż czterech słowików... szwedzkich; czyli przybycie kwartetu śpiewaczek, zapowiadających się tak miłą nazwą; nie ręczymy jednak, czy się nie znajdzie pomiędzy publicznością wielu takich "simplex servus Dei", co nad koncertowych tych ptaszków, nie przełożą choć wspomnienie leśnych szarych śpiewaków? Ho to, panie dobrodzieju, i nasłuchasz się, aż ci coś w sercu rozmięknie, i nic nie zapłacisz, a te zamorskie słowiki, Boże odpuść - wywodzi to trele uczone, ale i na kieszeń okropnie łapczywe... nieprzymierzając jak każdy zarząd teatralny na nową sztukę, co radby dać z niej sto z rzędu przedstawień i Autora zbyć jedynie stu pięknemi ukłonami. Nie przyznaję się wcale aby to było moje zdanie - Boże uchowaj! Cóżby na to powiedzieli amatorowie i znawcy tak liczni, którzy wyglądając jak duszy zbawienia przybycia tych artystycznych znakomitości, tęsknią za operą włoską. Niedługo też zapewne artystyczne tęsknoty owych subtelnie muzykalnych uszu zaspokojonemi będą - dla mniej zaś delikatnych już i Towarzystwo Muzyczne rozpoczęło szereg wieczorów a spodziewać się można, że teraźniejsza dyrekcya zdolna jest zadowolić słuchające członki, jak się wyraził jeden z nowiniarzy warszawskich, pragnący gwałtem uchodzić za nic zero literackie którem go wszyscy obdarzają.

Kiedyśmy już raz wpadli na ton muzykalny, dodajmyż na zakończenie naszej uwertury, że bez ogródki, chcielibyśmy przelać nasze współczucie w łaskawych czytelników dla koncertu na niezamożnych gimnazistów, urządzającego się staraniem p. Adama Müncheimera, a mającego być złożonym z kompozycyi wyłącznie słowiańskich mistrzów. Znajdziemy tam pieśni serbskie, czeskie, ruskie i t. p. Program obiecujący, cel piękny, utile dulci, czyż iść nie warto i poświęcić rubelka? A trzeba też przyznać z Polem, że "Chociaż to życie idzie po grudzie, jak mi Bóg miły, nieźli są ludzie." Cel szlachetny, myśl użyteczna, krzewią się i znajdują wszędy poparcie, a nierzadko i czyn dobry a ważny świadczy, że filantropija nie wygasła w bieżącem stuleciu, co bądź o niej mówią nihiliści. Oto wdowa po generale b. wojsk polskich, pani z Rutkowskich Sierakowska, zostawiła legat wynoszący 150 tysięcy rubli kapitału na zapomogi podupadłych gospodarzy wiejskich. Wzniosły to i głęboko pomyślany cel dobrodziejstwa - w czasach gdy różnorodne klęski powszechnie przyprowadziły klęskę obywateli ziemskich do strat, a nierzadko do ruiny. Dźwignięcie gospodarstwa wiejskiego, jest wzmocnieniem podstaw krajowego dobrobytu. Cześć i pokój zacnej duszy. Cieszcie się Czytelniczki że była niewiastą, i

...czyńcie w swojem kółku co każe duch Boży,

A całość sama się złoży.

Zwrot ten mimowolny przez który gotowem popaść w niełaskę, przebaczcie mi. Niech obawa moja rozbroi wasze serca! Nie jestem moralistą ani satyrykiem, nie noszę czarnych okularów... mimo to muszę wam się poskarżyć na pewną malutką okoliczność. Oto wczoraj gdy powróciłem z pewnego imieninowego zebrania, mój frak zachował na ramieniu ślad taneczny w postaci mącznej plamy tak uporczywej, że mój Sancho-Pancha, napróżno dziś ranek cały szczotkował i wycierał miejsce pamiątkowe... Welutiny to dzieło, owej kłamczyni wdzięku niewieściego. Natura w każdym przebiegu lat darzy powabem, który sztuka może przedrzeźniać ale nie naśladować. Dziewica z rumieńcom i puszkiem niewinności, zarówno jest piękną jak średnich lat niewiasta z myślącym wyrazem duszy, lub matrona ze zmarszczkami zasłużonej powagi. Zapomniano o tem, a ja straciłem frak i złudzenie.

Ale dość wymówek! Wkraczamy w dziedzinę, gdzie fałsz wraz z ziemską powłoką odpada od duszy, na cmentarz, nad mogiłę człowieka wielkiego serca i talentu. Wskazał ją pierwszy Kraszewski, mąż także z aureolą chwały, mogiłę obejmującą pośmiertne szczątki Romana Zmorskiego poety, domagając się składki na pomnik dla niego. Dajcie na ten cel choć grosz ewanielicznej wdowy, niechże na prochach naszych znakomitości legnie choć kamień grobowy uczący młode pokolenia, jak prawdziwą zasługę szanować należy.

Nasi artyści słyną po świecie i sztuka rozwija u nas najpiękniejsze kwiaty. Nawet zazdrosny Germanin uchylił głowę i kilku z naszych wyższość nad swoimi daje. Śmierć tylko zabiera z szeregu pracowników, coraz nowe ofiary. Szermentowski, którego śliczne krajobrazy pełno powietrza, życia i promieni, niejednokrotnie każdy na Wystawie miał sposobność oglądać, zmarł młodo żalem prawdziwym przejmując swych wielbicieli.

I literatura nasza poniosła stratę, ś. p. Paulin Stachurski, którego dramat "Marta Posadnica" tak zaszczytną na konkursie Krakowskim uzyskał wzmiankę, wyniszczony piersiową chorobą skończył żywot pełen trudów i pracy. Gasną gwiazdki i gwiazdy, lecz błędny ognik życia, nieśmiertelnością zaświeci potomności w nagrodę za pracę dla ogółu, za poświęcenie życia wyższym celom.

Pomiędzy różnemi nowościami, które dość czysto , na scenach opuszczających nas teatrów zjawiły się, największem powodzeniem cieszyła się sztuka pod tytułem Emigracya, przez Anczyca napisana. Jest to obszerny obraz pięknej strony naszego ludu z takiem ciepłem i przejęciem przedstawiony, że scen tęsknoty do ojczystego gniazda nie można bez łez wysłuchać. Ciekawi jesteśmy wielce, czy reżyser komedyi i dramatu w naszym teatrze, ciągle odgrywający choć nie artysta, rolę szyny kutej młotem na kowadle, wystawieniem tej sztuki zajmie się. Byłby to nabytek wielce pożądany, o który wielkim głosem prosimy!

Drugą sztuką nie tej wprawdzie wartości, ale dowodzącą niemałego talentu autora, jest wystawiona p. t. Podróż po Warszawie, a napisana przez p. F. Schobera, artystę dramatycznego. Przeważną jej wartość stanowi myśl swojska, ożywiona w wielu miejscach dobrze schwyconemi typami warszawskiego bruku, żywością akcyi i dowcipem, co wszystko świadczy, że używając przysłowia będącego w związku z leżącą nam na sercu sprawą piekarską, z mąki autorskiej jaka się w głowie p. Szobera mieści, chleb z czasem mieć będziemy i to dobrze wypieczony. Mamy jednak jeden zarzut. Między typami przedstawionemi przez p Szobera, wychodzi stara panna z pieskiem i kotkiem, i śpiewa, jako ją niegdyś kochano, a teraz zostały jej tylko te małe zwierzątka jako jedyne przywiązanie na świecie... Czy to śmieszne? Nie! to smutne, to najboleśniejsza nędza ludzkiej duszy, gdy samotna, uczucia swego nie ma już dać komu, bo nikt go nie pragnie, gdy za przyjaźń choćby zwierzęcia sercem się odpłaca. Kto wie jakie okoliczności to serce skazało na taką marnotę. Omylił się autor szukając tu komizmu - a publiczność umiała to odczuć, przyjmując ten pseudo-dowcip wymownem milczeniem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji