Artykuły

Słowo jak gwiazda

Erwin Axer powiedział kiedyś, że jego ulubieni pisarze - to Goethe i Tomasz Mann. Wyznanie sprowokowane, rzucone mimochodem w wywiadzie prasowym, ma jednak w tym wypadku swoją wagę - określa artystę i profil instytucji, którą firmuje od dwudziestu pięciu lat. Dwadzieścia pięć lat to bardzo dużo, jeśli sobie uświadomić, że teatr polski niedawno obchodził swoje dwóchsetlecie, dużo także jeśliby życie teatru przeliczać na premiery. Wypadłoby ich w tym ćwierćwieczu kilkadziesiąt.

O "Teatrze Współczesnym" mówi się "Teatr Axera" i w tym określeniu zawiera się już niejako ranga zjawiska. Bo, jak uczy historia tej dyscypliny sztuki, wszystko co najlepsze w teatrze światowym i teatrze polskim, wyznaczała zawsze indywidualność jednego człowieka. Dopiero konsekwentnie przez lata realizowana koncepcja artystyczna prowadzi do tego, co nazywamy obliczem i stylem teatru. Styl teatru Axera z pewnego okresu nazwano "autentyzmem komponowanym", ale choć sam jego twórca, utalentowany pisarz, wypowiada się na tematy sztuki w drukowanych na łamach "Teatru" felietonach, jednak sprecyzowanie tego zjawiska - nastręcza nieoczekiwane trudności. Tak to bywa, gdy artysta nie podpiera się żadnym efektownym manifestem artystycznym, obwieszczającym rewolucję w swojej dziedzinie sztuki i nie nawiązuje do żadnej z ekstremistycznych teorii teatralnych. Same zaś spektakle Axera wyciszone, poddane surowym rygorom artystycznym nie prowadzą także do łatwych formuł. Zwłaszcza, że tutaj unika się nie tylko szokowania odbiorcy, gry pozorów i sztucznych ogni, ale i wszelkiej nadekspresji. Wydaje się pewne, że temu teatrowi nie grozi maniera. Szlachetne poczucie umiaru jest cechą charakterystyczną Axera-artysty, jak sceptycyzm intelektualny właściwością jego sposobu myślenia.

W jego ogromnym dorobku reżyserskim były spektakle znakomite, czasem - dobre, zdarzały się - sporadycznie - chybione. Ale nawet te najbardziej wątpliwe czy dyskusyjne wynikały ze szlachetnej porażki artysty ze sztuką. Nie było ani jednego przedstawienia, które by obrażało dobry smak czy to przeciętnego widza, ani konesera sztuki. Kierownictwo "Współczesnego" nie zna także kłopotów z frekwencją. Do teatru Axera po prostu - chodzi się. Na sali są komplety. Ludzie ustawiają się w kolejkach do kasy i na całe tygodnie naprzód wykupują bilety w "Orbisie". Przychodzi tu więc szeroka publiczność, ludzie ze środowiska, młodzież artystyczna i antagoniści ideowi Axera - programowa awangarda. Jedni, żeby patrzeć i słuchać, inni żeby się uczyć, a głosiciele odnowy teatralnej, żeby mieć się przeciw czemu buntować. Ale przede wszystkim lubi ten teatr publiczność. Złośliwi twierdzą, że publiczność mieszczańska, nie bardzo jednak wiem, co ten termin oznacza w kontekście dzisiejszości. Współczesny człowiek, odczuwający potrzebę obcowania ze sztuką ma w pewnym sensie - zaryzykuję ten paradoks - życie cięższe od artysty, porusza się na ogół wśród tworów obcych sobie, zrodzonych z przerostów obolałej ambicji, z potrzeby wyróżnienia się w masie produkcji artystycznej -- przy pomocy histerycznych gestów i krzyków. Tym bardziej więc budzi podziw artysta, który spokojnie i konsekwentnie "uprawia swój ogródek". Do Axera wchodzimy z jakże kojącym uczuciem, że wiemy gdzie jesteśmy i co nas czeka.

Wiemy, ze w tej najgorszej, i najciaśniejszej, najskąpiej wyposażonej w przestrzeń sceniczną i życiową salce parafialnej będziemy uczestniczyć w czymś naprawdę ważnym i niezapomnianym. Na marginesie - był taki moment, kiedy, wiele teatrów warszawskich poprawiało sobie warunki lokalowe. Zapewne i Axer mógł był się w tym okresie przenieść w marmury, kolumny i plusze, a jednak został na Mokotowskiej. Czy zadecydowała o tym wiara w genius loci czy słuch absolutny - bezbłędne poczucie formy? Świadomość, że ten teatr w barokowo-zdobnej sali byłby jak sztych czy rysunek piórkiem w ciężkiej, złoconej ramie. Zgrzebne otoczenie nie dekoncentruje widza i nie wywiera nacisku na wystrój sceny, uważanej niepowszechnie za kameralną. Czy istotnie jest to teatr kameralny? Raczej skameralizowany. Bo przecież widzieliśmy na tej scenie "Operę za trzy grosze", sztukę pokazującą w założeniu tłumy na scenie. Czy jest to teatr dyskursywny? Niewątpliwie, choć pojawiały się na jego afiszach rzeczy takie, jak "Pastorałka" Schillerowska. Czy jest teatrem w sensie repertuarowym współczesnym? Nie, grywa się tu wiele sztuk z repertuaru klasycznego. Czy więc opiera się na klasyce - także nie, bo w końcu grywano tu Becketta, Mrożka, Dürrenmatta i Pintera. A przecież nie jest to także teatr awangardy literackiej. Zarzuca się nawet Axerowi, że pokazuje najchętniej awangardę dnia wczorajszego, która uzyskała już powszechną aprobatę, że "Nasze miasto" Wildera inscenizował w kilkanaście lat po prapremierze, a na sztukę Mrożka zdecydował się w momencie, kiedy autor ten święcił triumfy na wielu scenach i to nie tylko krajowych.

Z czego to wynika? Zapewne stąd, że Axer kieruje się autentycznie własnym smakiem. Stąd, że jego najulubieńsi pisarze to właśnie Goethe i Tomasz Mann. Gdy ma się gust do tak wyśmienitej literatury, heroldów nowoczesności przyjmuje się nieufnie. Potrzeba czasu, żeby zostać przez nich podbitym. Ale skoro już Axer zdecyduje się pokazać na swojej scenie "Czekając na Godota" Becketta, "Tango" Mrożka, czy "Kto się boi Wirginii Woolf" Albeego, to znaczy, że naprawdę tę literaturę zaakceptował i uznał, że to można pokazać, trzeba pokazać i należy pokazać, że jego teatr ma na ten temat coś do powiedzenia, a aktorzy do zagrania. A to ważne, bo "Współczesny" jest jednym z niewielu teatrów, w którym liczy się autor, w którym literatura jest nie tylko pretekstem, librettem, czy scenariuszem, ale partyturą. Reżyser jest więc tu podporządkowany tekstowi dramatu w tym stopniu, co dyrygent partyturze... O wierności absolutnej nie może być mowy, ponieważ nie ma artystycznego wykonania bez interpretacji. A interpretacja to w istocie nie margines, lecz ogromny obszar swobody, i szansa teatru, która właściwie wykorzystana decyduje o wyrazie artystycznym i sensie sztuki. W najwyższej cenie jest więc w tym teatrze jasność myśli, klarowność języka teatralnego, komunikatywność. Oprawa plastyczna, oprawa muzyczna są sprawami wtórnymi, chciałoby się powiedzieć, ale nie byłoby to słuszne. Są to sprawy równorzędne. Nigdy natomiast nie dopuszczono, aby zdominowały one spektakl, nigdy nie popłynął on na barwnych fluktach zewnętrzności. Plastyka stanowi u Axera wkomponowany w harmonię spektaklu element chyba tej najbardziej złożonej ze sztuk sztuki teatralnej. (Jedynym odstępstwem od tej reguły był spektakl "Androklesa i lwa", w której wdzięk lwa przyćmił urodę nie tylko Wrzesińskiej, Lipińskiej, Saretok, ale i humor Shawa).

Pierwszoplanową sprawą tego teatru jest dialog i aktor. Zwykło się mówić, że Axer ma najlepszy i najbardziej wyrównany zespół aktorski. Istotnie, tutaj każdy nieomal aktor w każdym przedstawieniu wydaje się znakomity albo co najmniej na swoim miejscu. Ale czy polega to tylko na umiejętnościach warsztatowych i talencie poszczególnych aktorów? A może to po prostu Axer bezbłędnie, ze znawstwem i intuicją obsadza role uwzględniając psychofizyczne dyspozycje aktora-człowieka, a potem go bezbłędnie prowadzi. Prowadzi tak, że wszyscy grają jednakowo dobrze i ci, co są trzydzieści lat na scenie i ci, co zaledwie próbują swoich sił. Myślę, że to wspaniała szansa, zaangażować się do "Współczesnego" po szkole aktorskiej. O takiej "kindersztubie" powinien chyba marzyć każdy adept PWST. Iluż to młodych, którzy przed kilkoma laty stawiali pierwsze kroki u Axera jest już dzisiaj dojrzałymi artystami, z tym łatwo rozpoznawalnym piętnem dobrej edukacji. Oczywiście przyczynia się do tego również praca w zespole, do którego należą: Perzanowska, Gordon-Górecka, Mrozowska, Mikołajska, Kreczmar, Łomnicki, Łapicki, a także Borowski i Czechowicz. Aktorstwo u Axera osiąga często pułap perfekcjonizmu, prezentując wszelkie jego możliwe odcienie od psychologicznego poprzez rezonerski ku grotesce i karykaturze. Jest równie znakomite w "Trzech siostrach", co w "Karierze Artura Ui", w "Czekając na Godota" i w "Kto się boi Wirginii Woolf", w "Marii Stuart" i w "Tangu", w "Nie do obrony" i "Dochodzeniu". A wiec w bardzo różnym repertuarze bardzo różnych reżyserów. Wydaje się jak gdyby ambicją i potrzebą tego teatru było - piszę to nie bez zażenowania - dążenie do doskonałości. Nie ma tu żadnej improwizacji, nic ze szkicowości i efektu filmowego, nic z estrady i rapsodycznych praktyk. Jest to teatr teatralny, scena posłuszna swoim warunkom i prawom. Wychodząc z axerowskich przedstawień nie jesteśmy oszołomieni, ani zadziwieni, bywamy jednak olśnieni i nasyceni. I te przedstawienia się pamięta. A rzetelność roboty teatralnej i koncentracja na temacie sprawiają, że intencje teatru dochodzą do widza, z reguły przekraczają rampę. Po wyjściu z przedstawienia pamięta się więc nie poszczególne sceny, ale klimat sztuki.

Łatwiej jest charakteryzować człowieka niż zespół ludzi. O jednym człowieku można powiedzieć, że jest myślący, wrażliwy, opanowany i dyskretny, brak natomiast równoważnych określeń dla określenia tych cech w skomplikowanym organizmie teatralnym. Kształt teatru "Współczesnego", taki jaki on jest, to dzieło Erwina Axera i jego najbliższego współpracownika, długoletniego kierownika literackiego i reżysera - Jerzego Kreczmara.

Pracę Axera nazwano "reżyserią ukrytą". Jak gdyby reżyser był nieobecny w przedstawieniu, jak gdyby przedstawienie toczyło się swoim własnym, naturalnym rytmem, nie podejrzewa się nawet istnienia niewidocznej ręki, poruszającej mechanizm dziania się scenicznego. Nie ma pomysłów reżyserskich (co należy rozumieć jako pomysły inscenizacyjne), jest natomiast przemyślana, logiczna i podporządkowana głównemu zamysłowi idea spektaklu. Są wreszcie delikatnie wpisane w spektakl podteksty. Nie wykłada ich się przy pomocy grubej aluzji i ciężko wybitej puenty, napomyka się i daje do zrozumienia. Bo teatr Axera jest teatrem anty-dydaktycznym: raczej sufluje propozycje do przemyślenia niż poucza i przekonuje, nie ma w sobie nic z demagogii, choć nie stroni od publicystyki, nic z niedzielnego kazania, nie unikając moralistyki, nic z agitacyjności, angażując się przecież ideowo. Podobnie zresztą w stosunku do publiczności nie próbuje jej uwodzić, pragnąc się jej oczywiście podobać.

Przeciwstawia się dzisiaj "Teatrowi Axera", "Teatr Hanuszkiewicza". "Teatrowi Hanuszkiewicza" i "Axera" -- "Teatr Grotowskiego". "Teatrowi Axera, Hanuszkiewicza i Grotowskiego" - sceny studenckie. Rozdziela się cenzurki, ustala lokaty: kto pierwszy, kto lepszy, kto bardziej nowoczesny. Wbrew pozorom - gorączkowy ruch na giełdzie trwa, jak gdyby można było znaleźć jedną i jedynie słuszną formułę dzisiejszego teatru. Axer w jednym ze swoich felietonów pisze:

"Teatr jest świątynią, rozrywką i reprezentacją, cyrkiem, wiecem, szkołą, zebraniem towarzyskim, obrzędem i zabawą, propagandą i bezinteresowną kontemplacją, nie tylko gdy mowa o różnych epokach, i gdy jedynie terminologia słowa "teatr", "scena", "aktor", łączy ze sobą dziesiątki zupełnie odrębnych zjawisk, ale również w jednym czasie i w jednym nawet socjalistycznym kraju. Chcieć temu w setkach form zawsze odradzającemu się teatrowi dać jeden program, jedną formułę i jeden ściśle określony cel, to znaczy chcieć jego śmierci. A to już jest i nierozsądne i niemożliwe."

Tę prostą myśl, prosto wyłożoną przez "obiektywistę zaangażowanego" należało przypomnieć wszystkim ludziom zajmującym się teatrem. Felieton nosi tytuł "Jeden czy sto". W każdej rzeczywistości i czasie jest chyba miejsce na nieskoczenie wielką ilość i różnorodność propozycji i realizacji artystycznych. A która z nich okaże się trwalsza i płodniejsza, która lepiej przysłuży się polskiej tradycji teatralnej - przyszłość pokaże. Rodowód artystyczny Axera można by wyprowadzić gdzieś od Pawlikowskiego i "Reduty". Jakie będą jego kontynuacje - nie wiadomo. Trzeba jednak pamiętać, że młode pokolenie zdolnych, gniewnych, którzy wyszli z warszawskiej szkoły reżyserskiej przy PWST, to przecież także uczniowie Axera, którzy u niego, jako profesora tej uczelni, terminowali i zdobywali szlify reżyserskie. Buntują się dzisiaj przeciw niemu tak, jak buntował się Axer przeciw swemu mistrzowi, Leonowi Schillerowi. Prawdziwi mistrzowie nie wychowują epigonów, lecz nowych mistrzów. Ponieważ "Teatr Axera" stanowi na naszym gruncie niejako punkt odniesienia dla wszelkich poczynań reformatorskich, może warto by przypomnieć i zadedykować odnowicielom taki oto fragment felietonu pt. "Słowo":

"Teatry wystawiające wybitnych autorów współczesnych i reżyserzy poszukujący nowych dróg, interesują się dziś częściej nowymi formami ruchu i gestu niż kształtem mowy ludzkiej. Kiedy zaś eksperymentują w dziedzinie słowa, rezultat ich usiłowań przypomina bardziej efekty ekspresjonistyczne lub sakralne obrzędy dzikich szczepów znad Oceanu Indyjskiego aniżeli zorganizowane formy mowy, służące wyrażaniu myśli. Zmierzają raczej do bliżej nieokreślonych, chociaż gwałtownych stanów emocjonalnych, które powinny nas zadziwić, przerazić i zachwycie. Sam Peter Brook zdaje się uważać - jak dotąd daje temu wyraz raczej w teorii niż w praktyce - że środki wyrazu przejęte od odprawiających swoje rytuały mieszkańców Bali są najodpowiedniejsze dla wyrażenia niepokojów współczesnej cywilizacji."

"Sąd zaiste niezbyt pochlebny dla cywilizacji i, być może, słuszny w odniesieniu do niej. Jeżeli chodzi o teatr, pozostaje zagadnieniem do rozstrzygnięcia, czy po to, żeby wyrazić problematykę barbarzyńskiego wieku, żeby go odzwierciedlać, samemu trzeba stać się barbarzyńcą. Co do mnie, nie mam na to ochoty ani powołania.

W tej sytuacji, doceniając błogosławione skutki wyrwania się teatru z objęć pseudoteatralnej literatury... doceniając korzyść i szczęście z nowo odnalezionej swobody gestu, ruchu, z maski i plamy barwnej, nie możemy nie wiedzieć, że dziś, tak jak przedtem, w teatrze Szekspira i Sofoklesa, słowo jak gwiazda świeci ponad otchłaniami ciemności, irracjonalizmu, barbarzyństwa. Wyrzec się go to znaczy zgłosić akces do kartelu ciemnych potęg. Dobrowolnie sprzedać się piekłu."

Tekst ten pochodzi z lipca 1965 troku i nie sądzę, żeby od tej pory autor felietonu zmienił zdanie. A i jubileusz 25-lecia nie jest cezurą, nie otwiera, ani nie zamyka żadnej epoki w życiu teatru, sprzyja natomiast refleksjom okolicznościowym. Teatr Axera jest w naszym życiu kulturalnym krzepiącym przykładem stabilizacji i rozwoju zarazem. - Nie znajduje się w tej chwili w pierwszej linii natarcia z wielu przyczyn, odbija się na nim także kryzys czy impas literatury, a może i całej sztuki współczesnej, która jak gdyby zwątpiła w samą siebie. Przyszedł czas odpływu. Być może jednak wzbiera już gdzieś wysoka fala, na którą wszyscy czekamy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji