Artykuły

Praca nowoczesnej kobiety (na tle "Sprawy Moniki")

W sztuce p.t. "Sprawa Moniki" p. Morozowicz- Szczepkowska w sposób ogromnie interesujący porusza raz jeszcze cały szereg spraw kobiecych, może nienowych, ale ciągle aktualnych i coraz bardziej palących w dzisiejszych bardzo trudnych warunkach życia kobiety współczesnej.

Z wielu tematów, które sztuka ta nasuwa omówię dziś tylko jeden: stosunek Anny i Moniki do ich pracy zawodowej.

Mam co do tego stosunku pewne zastrzeżenia. Jakkolwiek oba typy kobiet pracujących są zasadniczo bardzo szlachetne. Zastanawia mnie jedno: obie, a szczególniej Anna, oddają się swej pracy zawodowej z zamiłowaniem - to prawda: ale z prawdziwą namiętnością, a nawet pewnego rodzaju zawziętością poświęcają się jej dopiero po przeżyciu katastrofy miłosnej.

Anna po ciężkim zawodzie życiowym odgradza się od wszelkich uczuć kobiecych, nie chce nic wiedzieć o życiu codziennem i z właściwą kobiecej naturze krańcowością ze sztuki swej czyni sobie bóstwo i zewnętrzną szorstkością stara się zaprzeczyć wszelkim gorącym uczuciom, które jednak w jej szlachetnej duszy nie wygasają (choćby uczucie przepięknej przyjaźni dla Moniki). Monika zaś swój fach lekarki (zdobyty prawdopodobnie długą i uciążliwą pracą) traktuje zpoczątku głównie jako źródło utrzymania swego bezrobotnego i bezwartościowego męża, którym jest zaślepiona. Gdy spotyka i ją zkolei miłosny cios i zawód, po krótkim okresie apatji powraca do pracy, ale chwyta się jej, jak ostatniej deski zbawienia i zapomnienia - namiętnie i rozpaczliwie.

Otóż ten nastrój i stosunek ogółu kobiet do pracy, ujęty bardzo trafnie przez p. Morozowicz-Szczepkowską, wydaje mi się w najwyższym stopniu fałszywy i szkodliwy dla sprawy kobiecej.

Znam wiele kobiet, które pracę traktują, jak wyże powiedziałam, jako narkotyk po ciężkiem przejściu milosnem, albo jako przejściowe passe-temps, zanim nie ustabilizują się warunki w ten sposób, że można ją będzie zupełnie porzucić. Przyznajmy ze skruchą, że wiele z nas jeszcze dotąd nie umie wyzbyć się w pojęciu o pracy pewnej tymczasowości, specjalnie jeśli chodzi o kandydatki do stanu małżeńskiego. W pierwszej młodości dziewczęta pracują, bo nie pracować dziś właściwie nic można, ale zakreślają sobie (one i ich matki) pewien termin tych trudów, w danym wypadku: szczęśliwe małżeństwo.

W związku z tą tymczasowością powstaje inny jeszcze kardynalny błąd, który dziś wprawdzie rzadziej, ale jednak jeszcze się zdarza: branie zajęcia pierwszego z brzegu, uczenie się przedmiotu lub rzemiosła, które najprędzej może dać zarobek, a nie tego, co odpowiada uzdolnieniu i upodobaniu kobiety, wychodząc, z założenia, że to i tak będzie tylko chwilowe. Stąd po latach powstaje niechęć, a często wstręt do pracy, wynikający nietyle z lenistwa, ile z nieodpowiedniego wyboru.

Jedynie praca ulubiona i odpowiadająca uzdolnieniu może dać stałe zainteresowanie i w y pełnić życie. A cóż dopiero, gdy w wypadkach analogicznych do dziejów Moniki i Anny kobieta staje się pastwą płomieni nieszczęśliwych uczuć, które na pewien czas wypalają w niej zdolność do życia! W tym momencie praca wybrana i niezaniedbywana przez okres szczęścia miłosnego, stanie się dla niej naprawdę najgłębszem, najistotniejszem zainteresowaniem, które ją nanowo przywróci życiu i przyśpieszy odrodzenie się uczuć; praca zaś traktowana tymczasowo i dorywczo, staje się tą "brzytwą", której się chwyta tonący - co nie jest chyba godne współczesnej dzielnej kobiety.

Źródłem tego nieporozumienia i powodem wielu zupełnie niepotrzebnych cierpień jest, jak mi się wydaje, konflikt pomiędzy naturą i odwiecznem przyzwyczajeniem - atawizmem kobiety, które ciągną ją do miłości i tworzenia rodziny z jednej strony (przyczem, jak stwierdza statystyka, pewien procent kobiet musi być tego pozbawiony) a nowemi warunkami życia współczesnego z drugiej strony; warunkami, które stawiają jej ogromne coraz większe zadania i wymagają stałego naprężenia woli, umysłu i nerwów.

Kobieta dziś musi sprostać wszystkiemu, musi żyć w tempie, aby nie być wykolejoną, zdeklasowaną, lub na bok odrzuconą. Jeśli ma fach, którym zarobkuje, musi być fachowcem świetnym, bo opinja jest jeszcze dla kobiety-pracownicy bardzo surowa i praca jej, jeżeli nie jest ostatnim wyrazem techniki i doskonałości, z łatwością może się spotkać z krótką i dosadną oceną: "babska robota" (podczas, gdy mężczyźnie wolno być fachowcem świetnym, dobrym i średnim). Poza tem, jak wiemy, niewolno jej zaniedbywać swojej powierzchowności, dzieci, gospodarstwa etc. etc. - dobrze to wszystkie znamy.

Prowadzę do tego, że jednak kobieta znalazła się na wysokości zadania, uczyniła skok ogromny w kierunku samodzielności i wyzwolenia w ciągu ostatnich 20 - 25 lat, i na wszystkich nowych polach nietylko dobrze sobie radzi, ale nawet wybija się pomimo, że nikt jej nie pytał, czy jest dostatecznie przygotowana fizycznie i umysłowo do ty ch trudów których się od niej bezwzględnie wymaga.

Tylko ten jeden stosunek jej osobisty do pracy, z największą jej własną szkodą - pozostawia wiele do życzenia. Wpływa na to między innemi nieuporządkowanie dziedziny uczuć (sprawa poruszana już na łamach "Bluszczu"), w której nic się nie zmieniło od czasów nietylko naszych prababek, ale chyba od czasów Adama i Ewy - w przeciwieństwie do wielkiej ewolucji w życiu intelektualnem i społecznem.

Czyżbyśmy więc nie potrafiły zdobyć się na jeszcze jeden ogromny wysiłek i ustosunkować się właściwiej do pracy? Uznać z prawdziwem wewnętrznem przekonaniem, że to praca właśnie, a nie miłość, jest życiem, i raczej, odwracając nasze zakorzenione w tym względzie pojęcia, powiedzieć sobie: praca jest ciągła i trwała - musi trwać póty, póki jest życie, a miłość to tylko bardzo szczęśliwy epizod, który wcale nie w każdem życiu się trafia.

Bo dziś już nie możemy, jak dawniej, żyć wyłącznie miłością lub oczekiwaniem na nią, poprostu nie mamy na to czasu i musimy znaleźć jakieś wyjście, aby nie stracić tej z trudem wielkim zdobytej placówki: samodzielności i odpowiedzialności za nasze czyny. Myślę, że potrafimy i to - trzeba tylko jeszcze trochę wysiłku i wytrzymałości, a pojęcie tymczasowości w pracy kobiecej i zbyteczny subjektywizm uczuciowy w traktowaniu jej przez nas, przejdą do archiwum wraz z różnemi zbytecznemi i śmiesznemi już dziś fatałaszkami w rodzaju: westchnień, omdleń i spazmów.

A jeżeli nam - może trochę już przemęczonym pierwszym szeregom nowych kobiet, zbyt trudno jeszcze przedrzeć się przez te kolczaste powikłania uczuć i nowych obowiązków, spróbujmy koniecznie nauczyć nasze dorastające córki, jak właśnie rozumieć powinny tę wielką dźwignię całej bez wyjątku ludzkości, jak cenić tę dzielną zawsze interesującą przyjaciółkę - ulubioną i wybraną pracę.

Matury się zbliżają, zagadnienie znowu jest na czasie i, jak już wspominałam, wiąże się ściśle z następnem, zbyt jednak szerokiem dziś do omówienia zagadnieniem: właściwego wyboru zawodu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji