Artykuły

Zwierzenia przy muzyce

- Podczas premiery mojego spektaklu błąkam się po teatrze. Reżyser WOJCIECH ADAMCZYK wspomina pracę przy serialu "Ranczo"i na deskach operowych Opery Nova w Bydgoszczy.

Wszyscy pewnie Pana pytają, co z serialem "Ranczo", czy to już rzeczywiście koniec..

- Wydaje mi się, że na razie koniec. Zresztą powrót byłby utrudniony, bo to nie byłaby już opowieść o Wilkowyjach, ale o prezydenturze wójta. Cóż, "Ranczo", 130 odcinków, wiąże się z pięknymi wspomnieniami. Dziesięć lat to kawałek życia, które się spędziło w Wilkowyjach!

Kiedy tworzyliście pierwszy sezon "Rancza", to myśleliście, że dotrzecie do 130. odcinka?

- Mieliśmy taką nadzieję. Ja byłem od razu zakochany w tym scenariuszu i miałem przeczucie, że to się może spodobać widzom, jednak liczyłem na dwa, trzy sezony. Ucieszyło i zaskoczyło nas, że to się tak rozrosło.

Praca nad serialem daje więcej przyjemności niż praca reżysera w teatrze?

- To są różne sprawy. Pracując w teatrze trzeba zadbać, by konstrukcja ról była tak dobrze przygotowana, żeby wykonawcy potrafili to codziennie odtworzyć. W filmie chodzi o efekt jednorazowy, tu i teraz. Innymi środkami osiąga się ten efekt. A gdy już jest zarejestrowany, to pozostaje.

Jedną z najnowszych premier w Operze Nova w Bydgoszczy jest "Wesele Figara" Mozarta w Pana reżyserii. Ten spektakl zainaugurował tegoroczny Bydgoski Festiwal Operowy. Pan też, jak to relacjonują czasem reżyserzy teatralni, tuż po premierze czuje się osamotniony, nikomu do niczego niepotrzebny?

- To tak zawsze jest. Po premierze mam takie poczucie, że właściwie już bym mógł sobie pojechać. Toteż w dniu premiery nigdy nie siadam na widowni, bo nie wytrzymuję tego napięcia. Pobłąkam się po teatrze, najczęściej stoję pod monitorem i po cichutku przeżywam.

Ale nie jest Pan takim reżyserem, który jeszcze podczas premiery daje uwagi aktorom?

Od dnia premiery spektakl należy do wykonawców i ekipy technicznej. Ja się tylko przyglądam.

"Wesele Figara" to Panu chodziło po głowie czy dyrektorowi opery w Bydgoszczy Madejowi Figasowi?

- Jakoś tak... nam obu. Wielki kompozytor, możliwość obcowania z arcydziełem - to jest jednak ogromne zobowiązanie i świadomość, jaki klejnot się "obrabia". Zadanie jest piekielnie trudne, wymagania, jakie "Wesele Figara" stawia wykonawcom, są gigantyczne. Wszyscy muszą się napracować przy tym niezwykle, jednocześnie efekt musi sprawiać wrażenie, jakby śpiewacy śpiewali od niechcenia. To jest opera buffa i ona ma bawić, a i czasami wzruszać.

Na czym polega wielkość tego dzieła?

- O muzyce mogę mówić jedynie amatorsko. Jestem muzycznym amatorem, zawodowcy są na scenie. To jednak muzyka opowiada historię. Jest tak naładowana teatralnym, dramatycznym pierwiastkiem, że gdy się jej słucha, to wyobraźnia podpowiada, co się dzieje z bohaterami. Sam tekst i sztuka, na motywach której Lorenzo da Ponte napisał libretto, jest już zabytkiem, natomiast muzyka się absolutnie nie zestarzała.

W kuluarach słyszałam pochwały dla Pana za to, że nie uwspółcześnił Pan dzieła z operowego kanonu.

Nie chciałem uszkodzić dzieła. Każdy pomysł zmian, który mi przychodził do głowy, po chwili sam się kasował. Do mnie należało sprawienie scenicznym działaniem, żeby historia muzyczna została zrozumiana. Dodawać Mozartowi niczego nie chciałem i nie widziałem takiej potrzeby. Jestem szalenie zadowolony, że doświadczyłem tego niesamowitego, magicznego dla mnie czasu, że widziałem na jednej scenie profesorów i ich studentów - to było coś wspaniałego. Spektakl dzięki tym młodym wokalistom zyskał niezwykłą energię i świeżość. Bardzo to mnie wzruszyło.

Jak żona pisarka (autorka popularnych powieści Małgorzata Gutowska-Adamczyk - przyp. red.) zrecenzowała premierę?

- Zaakceptowała! Zawsze mam w domu wsparcie, a żona jest dla mnie dobrym duchem.

Co teraz robi Wojciech Adamczyk?

- Od maja trwa przedprodukcja drugiego sezonu "Dziewczyn ze Lwowa".

Na afiszu Opery Nova jest też operetka w pana reżyserii -"Księżniczka czardasza". Rozmawiał Pan już z dyrektorem Figasem o kolejnej realizacji na bydgoskiej scenie?

- Rozmawiamy ogólnie. Zostawiamy sobie pole do dyskusji.

**

Warto wiedzieć

Nietylko seriale

Wojciech Adamczyk jest aktorem i reżyserem teatralnym, telewizyjnym i filmowy m. Urodził się w 1959 roku w Szczecinie. Studia aktorskie i reżyserskie ukończył w Warszawie.

Do jego reżyserskiego dorobku należą m.in. odcinki telewizyjnych seriali: "Miodowe lata", "Rodzina zastępcza", "Lokatorzy", "Na Wspólnej", "Pensjonat pod Różą", " Ranczo", "Ufryzjera", "Dziewczyny ze Lwowa", a także spektakle teatralne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji