Artykuły

Kartka z pamiętnika: Wizyta

Jankowi

Pewnego dnia, było to w latach sześćdziesiątych, odwiedził nas, Zofię Mrozowską i mnie, Jan Kott. Była to wizyta pożegnalna przed dłuższym, jak się później okazało, bardzo długim, wyjazdem za granicę, więc wypiliśmy wspólnie flaszkę wina, choć do wieczora brakowało jeszcze kilku godzin. Pod koniec wizyty Janek nagle puknął się w głowę, znowu widać czegoś ważnego zapomniał, i rzekł: proponują mi różne rzeczy, będę pewnie miał okazję coś tam za granicą wyreżyserować. Czy nie mógłbyś mi powiedzieć krótko, jak się reżyseruje? To mi się może przydać.

Zmartwiłem się trochę, bo ani krótko, ani długo nawet nie umiem opowiedzieć, jak się reżyseruje. Czasem coś się udaje, kiedy indziej nie bardzo, ale wiedzieć i potrafić to nie to samo, a powiedzieć to jeszcze co innego. Odmówiłem więc Jankowi, czym on dość rozsądnie nie bardzo się zmartwił. Po chwili pożegnał się i wyszedł, jako że incydent miał miejsce pod samymi wyjściowymi drzwiami, a ja zostałem z lekkim żalem, że chciał się w pięć minut dowiedzieć czegoś, czego ja, nie zawsze z powodzeniem, próbuję się nauczyć od trzydziestu lat z górą.

Od owego pożegnania minęło znowu prawie trzydzieści lat. Janek wyreżyserował za granicą kilka sztuk, ja również, ale problem pozostał nie rozwiązany. Owszem, o tym, jak reżyserować, mówi się nadal. Powstaje niemało książek, artykułów, publikuje się wywiady, w których reżyserzy i nie-reżyserzy opowiadają, jak reżyserują lub reżyserowali, opisuje się do znudzenia wybitne spektakle. Jak się wydaje, bez większego skutku i bez wyjaśnienia sprawy. Może trudno ją wyjaśnić, może nie o jedną sprawę chodzi. Może nie wszystko można do końca wyjaśnić. W wywiadach i podręcznikach wszystko bywa uporządkowane i na pozór sensowne, a reżyser jest autorem swego dzieła w tym sensie, w jakim kucharz bywa autorem pieczeni, a cukiernik - tortu. W rzeczywistości każda reżyseria przypomina nie tyle bitwy z podręcznika Clausewitza, ile z "Wojny i pokoju" Tołstoja. Niczego przewidzieć do końca nie sposób, skutki nie odpowiadają przyczynom, należy mieć szczęście, trzeba też dysponować artylerią, pogoda musi sprzyjać, oficerowie, a zwłaszcza żołnierze, też mają coś do powiedzenia, jest wiele nieporządku, wiele sprawia przypadek, wszystko jest w ręku Boga, a kompetencje wodzów ocenia się podług liczby wygranych i przegranych bitew. Niezależnie od tego jedni z generałów mają trudną do wytłumaczenia skłonność do wygrywania, inni do przegrywania wojen.

Skoro więc proces powstawania widowisk przypomina kataklizmy i katastrofy żywiołowe, na kształt wojny, można by sądzić, że niczego takiego jak "rzemiosło reżyserskie" nie ma. Ale mawia się przecież "rzemiosło wojenne" i bywa w teatrze coś, co nie bez racji nazywają "dyletantyzmem". Tylko jak to "rzemiosło" określić? Może jest tyle rodzajów rzemiosła, ile jest rodzajów inscenizacji? Może.

Kiedy po latach znowu spotkaliśmy się z Kottem, powiedział mi, że już wie, jak się reżyseruje. Tajemnicę zdradził mu Peter Brook, któremu zadał to samo co mnie pytanie. "Musisz - powiedział Brook - przeczytać sztukę, którą chcesz reżyserować, starając się ją zrozumieć. Musisz też, kiedy już rozpoczniesz pracę na scenie, tak ustalić wejścia i zejścia aktorów, żeby się wzajemnie nie zasłaniali. Reszta jest już prosta. Sam zobaczysz". I Janek zobaczył.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji