Artykuły

Upadłe anioły leżą i okrutnie kwiczą

Autorskie dzieło Michaela Hacketta "Upadłe anioły" aż się prosi o wzięcie pod obcasy. Oglądałam montaż fragmentów sztuki No, prozy Marqueza, Briusowa, Ewangelii i mitów hinduskich bez uprzedzeń, nie znając innych prac Hacketta na scenach Dramatycznego i Stu­dio. "Upadłe anioły" mam za kompletne nieporozumienie. Zgodnie z modą sprzed 20 lat autor umieścił na scenie orkiestrę, a obok namaszczone­go narratora. Owo namaszcze­nie właściwe jest zresztą wszy­stkim wykonawcom, zmuszo­nym do dziwnych baletowych pas z ponurymi minami i "ma­gicznych" ruchów rąk, które ich istotnie różnią od nas, biednych ziemian (ale pewno i od praw­dziwych aniołów takoż). Je­dwabne szaty w abominacyjnie zestawionych kolorach powiewają, Święty Michał walczy z przystojnym, perwersyjnie bia­łym Lucyferem (Robert Janow­ski, gwiazda "Metra"), hufce złych i dobrych duchów konku­rują bez powodzenia z corps de ballet Teatru Wielkiego, powie­wając chorągwiami w scenie, którą nazwałam na własny uży­tek "bitwą pod Grunwaldem". Jedyny do zaakceptowania moment to fragment "Niebiań­skiej szaty" Zeamiego, gdzie występuje gościnnie Irena Jun. Cóż, kiedy zdarzyło mi się wi­dzieć na tej samej scenie przed dwu laty najlepszy japoński te­atr No, który grał akurat ten utwór, i nasze No, to nie No. Mahabharata po polsku jest je­szcze gorszej jakości. Podziwiam reżysera za brak komple­ksów. W dziwnym bigosie, aspirującej do synkretyzmu kulturowego mieszance tema­tów o aniołach, czuje się świet­nie. Szkoda, że nie dba o uczu­cia widzów, narażonych na przysłuchiwanie się i przyglą­danie atakowi czkawki po kontrkulturze. Michael Hackett, jak przeczytałam w gaze­cie, fascynował się od dziecka Kantorem, Szajną i Grotowskim. Tyle że nie wystarczy chęć szczera, aby powtórzyć sukcesy tych, jakże silnych, te­atrów autorów-kreatorów. Aby stworzyć przedstawie­nie nudne, niewiele potrzeba. To się udało. Problem jest jed­nak szerszy niż jeden nieudany wieczór w teatrze. Powrót mo­dy na lata 70. obserwujemy wszędzie. Jednak, choć forma podobna, treść jest inna. Młodzi ludzie dzisiaj nie mają beztro­ski dzieci-kwiatów, bo bardzo wcześnie poznają wartość pie­niądza i wartość prawdziwej pracy. Współczesne postawy niewiele mają wspólnego ze świętą naiwnością, jaką demon­struje Hackett. Zerwało się przymierze między teatrem a widzami. Nie wystarczy też z wdziękiem fikać koziołki. Kontrkultura w wersji niewin­nego zachwycenia i przejęcia Wschodem czy powierzchow­nie rozumianą mistyką i meta­fizyką doprawdy się przeżyła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji