Artykuły

"LETNICY" wbrew Gorkiemu

Po Letników, jak i po inne utwory Maksyma Gorkiego, teatry sięgają rzadko. Najbardziej znana naszej publiczności jest inscenizacja Petera Steina i Botho Straussa z Schaubühne, dzięki filmowej wersji, pokazanej w Teatrze TV na Świecie, obejrzana przez dużą widownię. Z wybitniejszych przedstawień pamięta się jeszcze czasem o tym, które w poznańskim Teatrze Nowym zrobił Janusz Nyczak przed siedemnastu laty. Dlaczego tak się dzieje? To sztuka trudna zarówno ze względu na problemy, których dotyka, jak i osobę autora. Błędny stereotyp, bardzo zresztą łatwy do obalenia, przyczy­nił się do sklasyfikowania całej twórczości Gorkiego jako literatury socrea­listycznej. Za dramat "socrealistyczny" uznawał widać Letników także reżyser spektaklu w Teatrze Dramatycznym, Paweł Wodziński. Zapomniał, że Letnicy powstali w 1904 roku, kiedy o żadnym socrealizmie nie mogło w ogóle być mowy. Gorki istotnie krytykuje rzeczywistość tego okresu, krytykuje ludzi, którzy się na nią bez żadnych oporów zgadzają, postuluje zmiany. Kwestie te dotyczą jednak wymiaru egzystencji, a nie tylko doraź­nych problemów społecznych. Właśnie ze względu na ciężar stawianych tu pytani brak gotowych rozwiązań porównuje się Gorkiego z Czechowem czy Beckettem. To są naprawdę trudne sprawy. Można się z nimi zgadzać lub spierać, należy jednak mieć do nich własny stosunek i autor do niego prowokuje. Wodziński nie zgadza się z autorem, ale też nie proponuje własnej interpre­tacji. Po prostu miejsca, z którymi ma kłopot, skreśla. Główna rzeczniczka proponowanych zmian, Maria Lwowna (Ewa Żukowska) nie wypowiada więc ze sceny wszystkich kwestii, które mogą świadczyć, że naprawdę chce coś zmienić. Zostaje natomiast ich krytyka w ustach adwersarzy - co, delikatnie mówiąc, wydaje się niekonsekwentne. Ta właśnie problematyka kształtuje dramat Gorkiego. Chęć zmian leży po prostu w ludzkiej naturze, naturalny jest sprzeciw wobec niezadowalającego stanu rzeczy. Uznając go tylko za ów nieszczęsny anachronizm reżyser pozbawił utwór jego pierwotnych znaczeń.

Świat Letników zbudowany jest antynomicznie. Mrocznym, ludzkim spra­wom przeciwstawiona jest radosna, letnia przyroda. W przedstawieniu Wodzińskiego nie ma jej prawie wcale - ani w scenografii, ani w muzyce. Kluczowa scena majówki przeniesiona została w przestrzeń zamknięty, do domu, jest więc de facto zlikwidowana. Nie możemy więc spojrzeć na Letników także od tej strony. Zostaje tylko wątek melodramatyczny, choć i on jest niepełny. Motyw miłości Własa (Piotr Kowalewski) do Marii Lwowny, poprowadzony zbyt żywiołowo, staje się zupełnie niewiarygodny, momentami groteskowy. Reżyser osłabia jeszcze jego siłę, kiedy z efektownej, lirycznej sceny między Marią Lwowną a jej córką Sonią (ładny epizod Agnieszki Wosińskiej), przywodzącej na myśl Czechowa, zostaje tylko początek - a takie przykłady można by jeszcze mnożyć.

Bohater Letników jest zbiorowy. Wymaga to równego, zespołowego aktor­stwa. Aktorzy Teatru Dramatycznego grają jednak partie zupełnie odrębne, osobne etiudy, nie słuchają się wzajemnie. Dlatego nawet lepsze role Aleksandry Koniecznej, Edmunda Fettinga czy Sławomira Orzechowskiego tracą wyraz. Letnicy to dziś dramat właściwie klasyczny. Paweł Wodziński rozwinął tylko jeden, nie najważniejszy chyba jego wątek. Takie podejście do tekstu nie może przynosić dobrych rezultatów. Tym razem zaowocowało spektaklem, w żadnej mierze nie zbliżającym do rangi wystawionego utworu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji