Samotność ma znaczenie...
"Kobiety bez znaczenia" Alana Bennetta w reż. Grzegorza Chrapkiewicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Was.
Letni Przegląd Teatru Dramatycznego, który na dobre zagościł już w corocznym wakacyjnym grafiku stolicy, dobiega końca. Przez cały lipiec widzowie mieli okazję zobaczyć aż trzydzieści przedstawień, bardzo zróżnicowanych w treści i przekazie, a także podziwiać wielu popularnych oraz mniej znanych aktorów, poznać rezultaty pracy młodszych i starszych reżyserów. Podczas Przeglądu nie mogło zabraknąć monologów, między innymi "Kobiet bez znaczenia" Alana Bennetta, brytyjskiego autora sztuk teatralnych, scenarzysty, aktora i pisarza. Prezentowany w Dramatycznym spektakl to dwa wybrane monologi z cyklu "Talking heads" ("Gadające głowy"), napisanego przez Bennetta specjalnie dla telewizji BBC. Reżyser Grzegorz Chrapkiewicz wykorzystał dwie intrygujące historie - "Kobieta bez znaczenia" oraz "Pani od listów", zaangażował dwie znakomite aktorki - Halinę Łabonarską i Małgorzatę Niemirską i stworzył spektakl, który warto zobaczyć z wielu powodów.
Dwie opowieści o dwóch różnych kobietach łączy jedno - bohaterki sztuki doświadczają bolesnej samotności i próbują ją okiełznać mimo wykluczenia z kręgu aktywnych życiowo i zawodowo ludzi. Margaret Schofield, stara panna pracująca w wielkiej korporacji, zawsze elegancka i akuratna, żyje w przekonaniu, iż stanowi niezastąpiony element w utrzymaniu porządku i właściwym działaniu firmy. Zawsze skromna, cicha, mimo tego nie dopuszcza do siebie myśli, że jest tylko mało ważnym trybikiem w maszynie biurokracji, nieistotnym pionkiem, o którego nikt nie dba. Musi czuć się potrzebna, by dostrzec własną wartość. Niestety, gdy trafia do szpitala, "wypada" z codziennego korporacyjnego rytmu. Konieczna będzie dłuższa hospitalizacja, choroba okazuje się bowiem wielce poważna. Ale nawet w szpitalu, w szlafroczku zamiast biurowego uniformu, Margaret stara się "utrzymać rzeczy na właściwym miejscu", pomagając wszystkim we wszystkim. Próbuje stać się równie ważna dla szpitala, jak - we własnym przekonaniu - była niezastąpiona w firmie. Roznosi gazety, poprawia poduszki, kontaktuje się z pielęgniarkami w sprawie innych pacjentów. Cicha jak mysz, zawsze skromna i usłużna. Gdy jest zajęta, czuje się potrzebna. Początkowo dość irytująca w swych zabiegach, wręcz komiczna, gdy opowiada o ceniących ją współpracownikach i szefie, pomału doświadcza głębokiej przemiany. Staje się tragicznie smutna, świadoma własnej niemocy i osamotnienia. Robi wszystko, by poradzić sobie z kryzysem psychicznym oraz emocjonalnym, walczy z lękiem przed opuszczeniem i zapomnieniem, poczuciem bezwartościowości, przed pustką, która zabija. W końcu pozostaje przy niej jedynie mucha, "wierna przyjaciółka". Tragicznie smutne
Irene Ruddock, druga z portretowanych kobiet, jest niezwykle dynamiczna. Tropicielka wad i zagrożeń społecznych, strażniczka praw; niestrudzenie szuka dziury w całym. Niezamężna, bezdzietna, skłócona z sąsiadami i przyjaciółkami, trudni się donosicielstwem. Ale w słusznej sprawie, jak sama twierdzi. Z nieodłączną lornetką śledzi wykroczenia z okien swego mieszkania. Nie toleruje żadnych odstępstw czy niedoskonałości, drażni ją palący policjant, niewystarczająco troskliwa matka, słabe kosmetyki i produkty żywnościowe. Pisze tysiące skarg i listów z reklamacjami. Żyje w przekonaniu, iż bez niej ten świat zginąłby w odmętach braku moralności i bylejakości. Straszna, wścibska baba, którą trudno polubić. A wszystko czyni po to, by uciszyć wyjącą samotność. Zmienia się, (choć nie tak radykalnie) dopiero w krytycznej sytuacji pod wpływem ciosu, który paradoksalnie czyni ją szczęśliwą. Poznaje smak przyjaźni i z nadzieją spogląda w przyszłość.
Znakomity aktorski popis duetu Łabonarska i Niemirska, dopracowany i przemyślany, bez niepotrzebnych, pustych gestów, wzrusza i skłania do przemyśleń. Jedyna wada spektaklu to wizualizacje. Moim zdaniem zbędne i zakłócające klimat intymnego spotkania z dwiema aktorkami i ich bohaterkami. Ale wynagradzają to każdemu świetne poprowadzone role. Halina Łabonarska w roli Margaret Schofield doskonale ukazuje przemianę kobiety pozornie zadowolonej z życia, z głęboko ukrywaną niepewnością i kompleksami, w zgarbioną, nieszczęśliwą, schorowaną istotę, której pozostały jedynie gorzkie wspomnienia. I nic już nie ma do ukrycia. Osamotniona, musi pogodzić się z własnym losem, ale jak? Aktorka z wyczuciem i delikatnością buduje postać "niewidzialnej" Margaret. Jej przemiana dokonuje się nie tylko w geście, sposobie mówienia, lecz także w emocjach, które wreszcie uwalnia. Potargana fryzura, grymas na twarzy i krzyk bólu. Prosto z serca i duszy. I nie ma mowy o nudzie - Łabonarska niemal hipnotyzuje publiczność swymi słowami, przykuwa uwagę na dłuższy czas, uwodzi frazą, nienaganną dykcją. Jej monodram cechuje niezwykła otwartość. Początkowo lekki, nawet dowcipny, z czasem nabiera dramatyzmu i staje się boleśnie szczery, przejmujący.
Irene Ruddock Niemirskiej to zupełnie inna postać. Głośna, wiecznie zacietrzewiona, swarliwa i wręcz agresywnie złośliwa, ale mimo tych wad budzi naszą sympatię. Bo przecież oczywistym jest, iż ta nieszczęsna kobieta cierpi z powodu samotności! Nie ma nikogo bliskiego, nikt po niej nie zapłacze, nie wspomni z łezką w oku. Niemirska w komediowej roli z rysem dramatyzmu czuje się doskonale. Zaskakuje, wzrusza, ale przede wszystkim rozśmiesza, wykorzystuje zniewalający komizm, by odsłonić nasze ludzkie przywary. Momentami ma w sobie niesamowite pokłady energii oraz młodości. I - rzecz jasna - zachwycający, wypracowany warsztat aktorski. To wystarczy, by oczarować widza mową i ruchem.
Monologi to trudne, a przy tym niezwykłe wyzwanie dla aktorów. Trzeba wielkiego talentu, by tak gładko poradzić sobie z rolami bohaterek, w których ustach ironia i ludzki smutek brzmią niezwykle wiarygodnie. To prawda, tekst w tłumaczeniu Małgorzaty Wrzesińskiej jest znakomity, ale przecież to jeszcze nie wszystko Potrzeba wytrawnego artysty, ze znakomitym warsztatem, by nadać rytm i dynamikę drobnym sprawom, osobistym dramatom, co pozwala uniknąć monotonii. Halina Łabonarska i Małgorzata Niemirska zadbały o to z największą starannością.