Artykuły

Teatr i życie

Jak wiadomo, z powodu klę­ski "Metra" na Broadwayu, zniknęła nad Teatrem Dra­matycznym groźba rządów p. Kubiaka, który był zmuszony wy­cofać się z zamiaru zafundowania sobie miłego sercu acz kosztownego prezentu. Tak to czasem bankructwo ratuje sztukę. W bie­żącym sezonie teatralnym Dramatyczny wystawił kolejne dwie nowe premiery - "Roberto Zuc­co" Koltesa na małej scenie i "Hamleta" na scenie dużej. Jest to pierwsze wejście zespołu ak­torskiego na tę scenę od dłuższe­go czasu, zajmowaną na ogół przez musical "Metro".

Wszystko wygląda na to, iż re­żyser pierwszego przedstawienia, tego na Scenie Małej im. Haliny Mikołajskiej, Paweł Łysak posta­nowił czynnie zanegować przys­łowie - "I w Paryżu nie zrobią owsa ryżu". Sztuka Bernarda-Marie Koltesa wystawiona we Fran­cji, z Jerzym Radziwiłowiczem w roli tytułowej, wywołała w całym kraju prawdziwą burzę, ponie­waż dramaturg wziął na warsztat rzeczywistą historię wielokrotne­go mordercy, traktując ją jako je­szcze jeden przypadek doli czło­wieczej. Sądzę, że gdyby dzieło Koltesa zostało tak wystawione na fran­cuskiej ziemi jak na warszawskiej scenie, pies z kulawą nogą nie zwróciłby na nie uwagi. Nie by­łoby protestów i całego zamie­szania. Oczywiście, może ktoś powiedzieć, że Mirosław Guzowski grający Zucco w Teatrze Dramatycznym, to nie Radziwiło­wicz.Z pewnością. Sądzę jednak, iż tym razem wina leży po stronie reżysera, a nie zespołu aktorskie­go. Raziła pretensjonalność w budowaniu sytuacji, zadęcie na nowoczesność, rozumianą w sposób anachroniczny, oddalanie aktorów od widza. Podczas gdy właśnie atutem kameralnych wa­runków jest jak największe zbli­żenie między aktorem i widzem. Powstało przedstawienie, które, wbrew wszystkiemu ani grzeje, ani ziębi. I któremu niełatwo bę­dzie zdobyć widza mimo sprzyja­jąc ej aury francuskiego skandalu.

Na szczęście o wiele lepszym i ciekawszym widowiskiem jest "Hamlet". Chociaż bardzo nie­równym. Lecz ta nierówność skłania do sporów i dyskusji, co zawsze dziełu sztuki wychodzi na dobre. Najgorsze jest pełne znie­chęcenia milczenie.

Reżyser, znany z pracy w fil­mie. Andrzej Domalik zaprezentował bardzo wyrazistą wizję. Już to samo jest zaletą, choć wizja ta skłania do polemiki. W praktyce przedstawienie Domalika podzieliło się na dwie części, nie tylko ze względu na przerwę między nimi. Pierwszą można by śmiało zatytułować "Poloniusz", a drugą "Klaudiusz". Te bowiem postaci wysuwają się w nich na plan pierwszy. A gdzie Hamlet, mógłby ktoś zapytać. Z Hamletem w tym przedstawieniu jest największy kłopot. I znowu jak w przypadku "Zucco" nie z powodu braku umiejętności aktora. Domalik za wszelką cenę starał się ożywić akcję. Postawił na ruch, na tempo. Umieścił wzdłuż widowni podest, aby je zdynamizować. Lecz teatr ma swoje prawa. Stworzenie tak du­żego wybiegu dla aktorów nie przykuwa bardziej uwagi do dzie­ła Szekspira. Raczej przeszkadza. Hamlet "lata w te i we w te" - jakby powiedział Wiech. Ale z tego biegania niewiele wynika. Rozumiem, że za pomocą ruchu reżyser starał się oddać emocje szarpiące duńskim książęciem. Ale nie wypadło to przekonują­co. Zniknęła cała strona refle­ksyjna, będąca głównym atutem i źródłem bogactwa tej postaci. Gdzieś utonęły monologi. Sławny monolog "Być albo nie być" zos­tał zabiegany do imentu. Szkoda, bo Mariusz Bonaszewski w kilku momentach pokazał, że stać by­łoby go, przy innej koncepcji ins­cenizacyjnej, na stworzenie Hamleta dużej miary. Pierwszą część zdominował Marek Walczewski. Stworzył w roli Poloniusza cudowną postać wiernego, sprytnego i ograniczo­nego zarazem dworaka. Potrafił wykorzystać każde słowo włożo­ne przez Szekspira w usta Poloniu­sza. Do tych umiejętności interpretacyjnych doszła jeszcze cha­rakterystyczna dla niego sugestywność i precyzja warsztatu aktorskiego. Drugim osiągnięciem insceni­zacji Domalika stal się król Klau­diusz w wykonaniu Jarosława Gajewskiego. Młody aktor odniósł swój największy dotąd triumf i to pomimo pewnych niedokładnoś­ci dykcyjnych, które go jeszcze trapią. Chłód, przebiegłość, pachniały w kreacji Gajewskiego Jagonem, stał też za nimi cień Ry­szarda III. Świetny pomysł i wy­konanie.

Przebiła się też ze swą Ofelią Małgorzata Rudzka, młoda aktorka o wielkich możliwościach. Niezwykle wzruszająco w jej wy­konaniu wypadła psychiczna kruchość Ofelii.

"Zucco" i "Hamlet" mają w so­bie pewien wspólny, niekorzyst­ny rys, choć są realizacjami tak różnego repertuaru. Inscenizatorzy, jakby starając się stworzyć coś nowego, wpadli w epigo­nizm teatru z początku lat sześć­dziesiątych. Stąd stalowe kons­trukcje w obu wypadkach, czer­nie, mroki, czasem pretensjo­nalność sytuacji. To już wszyst­ko było. Odsmażane dania są niezdrowe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji