Artykuły

Ściągawka z Büchnera

Nadszedł maj. Czas ma­tur. A Teatr Dramatyczny na małej scenie im. Hali­ny Mikołajskiej wystawił "Woy­zecka" Georga Büchnera. Pozor­nie te dwa fakty nie mają nic wspólnego. Jednak gdy się bliżej przyjrzeć sposobowi wystawienia dzieła niemieckiego romantyka przez Pawła Wodzińskiego i jego opracowaniu tekstu - w prze­kładzie Jerzego Lieberta - zwią­zek między maturami i "Woyzeckiem" okaże się niewątpliwy. Wodziński wystawia tę wielką sztukę na małej scenie pomalo­wanej przez scenografa Grzego­rza Małeckiego na kolor jasny burak, z dwoma poprzecznymi płaskownikami. I to właściwie wszystko, nie licząc prześcieradła, które się pojawia w scenach z le­karzem. Tekst też został bardzo skrócony i to bez żadnej specjal­nej koncepcji. O takich przed­stawieniach złośliwi mawiają: dobre, bo krótkie. I to właśnie pobieżne streszcze­nie budzi podejrzenia. Jakby teatr, maturzystom i kierującym się na studia, chciał ułatwić szpa­nowanie znajomością dzieła Büchnera. Szpanowanie - bo­wiem to przedstawienie nie po­zwala na głębsze wniknięcie w "Woyzecka".

Pamiętamy bogate w role i problematykę wystawienie tej sztuki sprzed kilku lat przez Ta­deusza Minca we Wrocławiu w Teatrze Polskim z tak ważnym wówczas lejtmotywem - "Indy­widualność , dąży do wolności" czy przedstawienie Starego Tea­tru z Krakowa. U Wodzińskiego jest pobieżność, przemiana głównego bohatera ledwie zary­sowana. Nie da się wystawić tej sztuki bez przestrzeni i na skróty. A w każdym razie jest to bardzo nie­bezpieczne. Cóż Büchner był pisarzem gniewnym, czy młodym gniewnym.

W roli tytułowej został obsa­dzony Paweł Burczyk, student szkoły teatralnej. Z pewnością jest to dobry student, który sporo się nauczył. Ale jeszcze nie aktor formatu odpowiedniego do głównej roli w poważnym tea­trze. Nie ma m.in. jeszcze umie­jętności nadawania słowu znaczeń w odbiorze intelektualnym i emocjonalnym widza. A ta umie­jętność jest kluczowa w omawia­nym wypadku. Dla kontrastu - weszła na chwilę Ryszarda Hanin. Powie­działa kilka słów i nagle wszystko zaczęło robić się ważne, zaczął robić się teatr.

Zresztą wszyscy partnerzy wy­konawcy głównej roli, chociaż mniej mieli do zagrania, byli bar­dziej wyraziści od niego. A tak nie powinno być. Coś tu w hie­rarchiach aktorskich zostało po­mylone. Na pewno zagranie wielkiej roli samemu Burczykowi przyniesie dużo pożytku. Ale przede wszystkim powinno da­wać satysfakcję i przeżycia widzowi. Bo on tu jest najważniej­szy, dla niego robi się teatr. Reżyserowi udała się scena z tupaniem, jako metaforą ciężkiego losu, który może swoją bru­talnością wdeptać człowieka w błoto. Ale jedna dobra sceniczna metafora na takie przedstawienie to za mało.

Rozumiem Macieja Prusa, że go drażni komercja "Metra". Że może przez przekorę zaczyna wystawiać wi­dowiska dla małej liczby osób. Że chce ukształtować zespół aktor­ski, traktując scenę jako przedłu­żenie szkoły teatralnej. Ale tu sprzeciw. Ta cała działalność nie może się odbywać kosztem wi­dza - jego obecności w teatrze i jakości przedstawień, które ogląda. Widz to sprawa poważna. Najważniejsza. I wszelkie komp­leksy, urazy muszą iść w kąt.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji