Artykuły

Popis i rytm

Dobrze jest wtedy, gdy nie usypiam w teatrze. A nie usypiam wtedy, gdy krew się leje i jest straszno, śmieszno lub sentymentalnie bądź łzy mi napływają do oczu; raczej nie usypiam też wtedy, gdy jest mądrze i jeśli nie nudzą zarazem. Słowem - nigdy jeszcze nie spałem na Szekspirze. Co innego z Czechowem, w którego sztukach bardzo mało się dzieje i reżyser, zgubiwszy rytm łatwo może rozłożyć przedstawienie.

Czechow nie Szekspir, kameralna scena Teatru Dramatycz­nego to nie Teatr Powszechny; przekład Natalii Gałczyńskiej z rosyjskiego to nie modne tłumaczenie Szekspira przez Stanisława Barańczaka, a jednak właśnie na sztuce Czechowa akcja trzyma w napięciu, podczas gdy tajemnice "Snu nocy letniej" zdają się zupełnie absurdalne.

Można by doszukiwać się wielu przyczyn, zasadnicza tkwi jednak w aktorstwie. W popisie jednostki i w rytmie zespołu. Podczas dwu kolejnych warszawskich premier popisów nie brakowało. W Teatrze Dramatycznym skalę swych możliwości ukazała Małgorzata Rudzka. W Teatrze Powszechnym koncert aktorstwa dał Władysław Kowalski. Kowalski rzadko gra postaci komiczne, pamiętamy go raczej z ról dramatycznych, pełnych ciepła i zamyślenia. Występował w sztukach Czechowa, wspominam go z adaptacji Dostojewskiego i ze sztuk Witkacego, choć grał także Rejenta w "Ze­mście". Tym razem także (jako Tkacz Mikołaj Podszewka i Priam w sztuce ukazywanej przez rzemieślników) okazał się mistrzem wyrazu sprawiając, że ten swoisty ozdobnik, klasycz­ne intermedium szekspirowskiego "teatru w teatrze" zdawał się w przedstawieniu Macieja Wojtyszki kwintesencją "Snu nocy letniej".

Rudzka w "Mewie" Czechowa także pokazuje się na wewnątrz teatralnej scenie. Jej otwierający sztukę występ w "mart­wym" utworze Trieplewa staje się popisem kunsztu: głosowego, ruchowego, intonacyjnego - popisem sprawiającym, że Masza, owa młoda dziewczyna, co pragnie zostać aktorką, urasta w tym spektaklu do najważniejszej osoby Czechowskiego dramatu.

Małgorzacie Rudzkiej pomagają jednak partnerzy. W kame­ralnym spektaklu Andrzeja Domalika jest nie tylko popis, lecz także sytuacje budowane przez aktorów pamiętających o sobie nawzajem. Mariusz Bonaszewski w roli Trieplewa, Adam Ferency jako Trigorin, a także Witold Skaruch sprawiają, że ten spektakl przyciąga uwagę.

Zupełnie inaczej wyglądało to niestety podczas "Snu nocy letniej", gdzie zarówno wybitny reżyser jak i znakomici aktorzy zaufawszy nośności tekstu, jakości przekładu i własnej marce sprawili, że tak naprawdę tylko Władysław Kowalski zasłużył na owację, jaką premierowa publiczność obdarzyła Henryka Machalicę i Joannę Żółkowską, Franciszka Pieczkę i Joannę Szczepkowską, a także Kazimierza Kaczora i młode gwiazdy zespołu: Piotra Kozłowskiego, Tomasza Sapryka oraz Jacka Braciaka. I to nie dlatego, by Kowalski grał lepiej od swych znakomi­tych kolegów, lecz dlatego, że on jeden będąc na scenie nie popisywał się przed sobą i publicznością własnym kunsztem. Przeciwnie poprzez swe działania zwracał się do innych scenicznych postaci nadając wyraz scenom, w których wy­stępował. Niestety całe przedstawienie pomyślane zostało dokładnie inaczej: oparty na popisie przed widzami spektakl zgubił rytm i dłużył się w nieskończoność sprawiając, że choć w "Śnie nocy letniej" poezji, śmiechu, grozy ani perturbacji nie brakuje - tak jednak nudno było na tym Szekspirze, jakby ktoś tu smętnie rozgrywał Czechowa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji