Artykuły

Lekkość i przemiana

Italo Calvino napisał kiedyś szkic o lekkości. Zdecydowanie przeciwstawił się twierdzeniu, że jedynie ciężar, powaga, głębokie osadzenie w rzeczywistości nadają sztuce wartość. Wska­zał, że obok lekkości płochej istnieje także lek­kość refleksyjna. Pisał między innymi o Owidiu­szu i jego Metamorfozach. "Tak u Lukrecjusza, jak u Owidiusza lekkość jest sposobem patrze­nia na świat opartym na filozofii i nauce: na dok­trynach Epikura w przypadku Lukrecjusza, na doktrynach Pitagorasa w przypadku Owidiusza [...] Ale w obu wypadkach lekkość jest czymś, co tworzy się w dziele literackim za pomocą środków językowych, jakimi dysponuje poeta niezależnie od doktryny filozofa, którego obie­ra za mistrza".

Teatr, który wybiera Metamorfozy, powinien za­chować lekkość, wydobyć czar, tajemnicę tkwiącą w wierszach Owidiusza. Musi odsłonić ich melodię. Niemożliwa jest gra w ramach pro­stej, realistycznej konwencji. Na Metamorfozy trzeba mieć pomysł, subtelny, lecz konsekwent­nie przeprowadzony. Michael Hackett, Amerykanin, gościnnie reży­serujący w Teatrze Dramatycznym, zdecydo­wał, by słowo współbrzmiało z muzyką, aby mu­zyka i wiersz dopełniały się tworząc całość. I rzeczywiście muzyka dominuje w warszaw­skim przedstawieniu. Wynika z niej właściwie wszystko: i ruch, i gest. To muzyka określa po­czątek i koniec poszczególnych opowieści. Je­szcze długo po wyjściu z teatru słyszy się te dziwne, perkusyjne dźwięki tworzące nastrój spektaklu. Przestrzeń gry jest ograniczona, to rodzaj ma­ty otoczonej rzędami krzeseł. Niewiele jest tak­że rekwizytów. Z boku sceny, na krześle siedzi narrator, inny w każdej opowieści. Powoli, chłodno, z dystansem komentuje prezentowa­ne zdarzenia, wprowadza w świat przemian, w którym nienawiść sąsiaduje z miłością, ból pojawia się obok radość*. Emocje zawarte są w stówie i w jego przedłużeniu: geście, i ruchu, często dynamicznym. Aktorzy precyzyjnie wy­konują nieskomplikowane układy. Są dokładni. W elementach tańca, scenografii pojawia się coś z teatru Dalekiego Wschodu, coś oriental­nego, w pewnym sensie bliskiego duchowi Owi­diusza. Ale jest w tym także coś z teatru ame­rykańskich campusów, w którym elementy róż­nych kultur splatają się swobodnie, nie zawsze z korzyścią dla przedstawienia. Wtedy lekkość zamienia się w grę skojarzeń, nawiązań, cyta­tów. Hackett tego unika, dba o konsekwencję, jasność spektaklu. Sprawia, że aktorzy z zadzi­wiającą łatwością odnajdują się w przyjętej kon­wencji. Choćby Ryszarda Hanin, w jej sposo­bie mówienia, poruszania się po scenie nie ma nic sztucznego, narzuconego z góry. Wszyst­ko wydaje się proste i naturalne. Niemal cały spektakl utrzymany jest w minorowej tonacji. Wyjątek stanowi część ostatnia, historia Pomony i Wertumnusa, zabawna, rozśpiewana, do­brze zagrana, ale pochodząca z innego porząd­ku. Zbyt radosna, choć takie są Metamorfozy Owidiusza, zmienne także w nastroju. Hackett stworzył przedstawienie precyzyjne, oddziału­jące na wyobraźnię. Nie ma w nim olśniewających scen, wspaniałych kreacji. Jest spokój i ja­sność. Całość sprawia, że wieczór spędzony w teatrze staje się przyjemnością, a to już du­żo. Przyjemnością głównie dla tych, którzy oglą­dając potrafią słuchać. Zachwycić się słowem i w jego lekkości dostrzec ciężar myśli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji