Artykuły

Miłość zwycięża czas?

"Opowieść zimowa" Williama Shakespeare'a w reż. Marcina Hycnara w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.

"Opowieść zimowa" nie należy do ulubionych dramatów Szekspirowskich - w Warszawie na afiszu pojawia się dopiero trzeci raz po wojnie (jeśli nie liczyć dwóch spektakli studenckich). Reżyserzy mają kłopot z tym utworem o niejasnym przesianiu, już choćby dlatego, że pomiędzy trzecim a czwartym aktem upływa, bagatela, 16 lat. To dramat wpisany w poetykę baśni, której rzeczywistym bohaterem jest Czas. Występuje nawet upostaciowany jako Chór na początku czwartego aktu, ale tak naprawdę wchodzi do gry wcześniej, plącząc losy bohaterów. No więc bajka i trudno ją zagrać, by stworzyć tajemniczy klimat. Marcin Hycnar szukał z powodzeniem wyjścia w inscenizacji początkowo ascetycznej, koncentrującej się na szaleństwie Leontesa (Oskar Hamerski) i wierności Hermiony (Patrycja Soliman), a potem bujnej, kolorowej, szalonej, ukazującej Czechy jako krainę, w której wszystko jest możliwe. Widowiskowość tego spektaklu okazała się uwodzicielska, aktorzy zaś skorzystali z okazji, aby poddać się tej teatralnej "rozpuście". Wielką szansę odnalazł w tym przedstawieniu młodziutki aktor Piotr Piksa, grający z wyobraźnią oszusta o dobrym sercu, a jednocześnie uosabiający Czas w świetnej arietce. To szalony spektakl, który pozostawia widza w pewnej konsternacji. Czy rzeczywiście, jak pisał Andrzej Żurowski, Hermiona "wyobraźnią pokonała czas", czy czas nadal z nami igra?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji