Artykuły

Dorota Lulka: Artysta jest tam gdzie otrzymuje propozycje. W Poznaniu ich zabrakło

- Sięgam po twórczość Starszych Panów dlatego, że obecnie brakuje mi takiej kultury i tego typu wysublimowanego żartu. Dowcip, który nie znieważa, dowcip, który nie jest złośliwy, ale finezyjny i za którym kryje się przyjemny uśmiech, a nie sarkastyczny rechot - mówi Dorota Lulka, aktorka Teatru Miejskiego w Gdyni.

z Dorotą Lulką, aktorką i dziennikarką rozmawiamy o Poznaniu, Trójmieście, teatrze, telewizji, radiu i Kabarecie Starszych Panów

W poniedziałek w Scenie na Piętrze zobaczymy Panią w programie "W czasie deszczu dzieci się nudzą". Czy to jest spektakl czy tylko recital piosenek?

- Nie. To jest program kabaretowy.

Kto jeszcze oprócz Pani wystąpi?

- Wystąpią moi przyjaciele - dwaj muzycy: Paweł Nowak grający na akordeonie i Maciej Sadowski na kontrabasie.

Czy to będą tylko piosenki. Czy zobaczymy też jakieś scenki z Kabaretu Starszych Panów, bo przecież na piosenkach z tego legendarnego kabaretu zbudowany jest ten program?

- Jak wspomniałam to jest program kabaretowy, a więc będą nie tylko piosenki. Nie będzie to jednak żaden ze znanych wieczorów Kabaretu Starszych Panów: Jedzcie stokrotki, Niespodziewany koniec lata czy Nieznani sprawcy. W tym sensie nie jest to jakiś konkretny wieczór. Jest to bardziej tematycznie związany z deszczem "nadprogram", opowieść, która się złożyła z kilku wieczorów.

Czym jest dla Pani Kabaret Starszych Panów?

- Sięgam po twórczość Starszych Panów dlatego, że obecnie brakuje mi takiej kultury i tego typu wysublimowanego żartu. Wydaje mi się, że jest to coś za czym tęsknię i dlatego sięgnęłam po te piosenki. Dowcip, który nie znieważa, dowcip, który nie jest złośliwy, ale finezyjny i za którym kryje się przyjemny uśmiech, a nie sarkastyczny rechot. Wydaje mi się, że taki właśnie - elegancki był Kabaret Starszych Panów i tej elegancji dzisiaj brakuje.

W swoim repertuarze ma Pani także piosenki Edith Piaf. Kim była dla Pani Edith Piaf. Czy była wzorcem?

- Nie. Nie była dla mnie wzorcem. Była genialną, wspaniałą pieśniarką.

Ale w swym repertuarze ma Pani także program oparty na tangach...

- To zupełnie inny temat. Koncert, który powstał z inicjatywy muzyków z którymi współpracuję. Kiedy zaczęliśmy porównywać swoje ulubione utwory czy utwory, które nas fascynują oni ukazali mi zupełnie nowe horyzonty, coś co mnie bardzo zaciekawiło. I tak narodził się projekt "Tango, Dorota Lulka i Milonga Baltica", któremu przewodzi Paweł Nowak.

Jest Pani poznanianką, ale mocno związała się Pani z Trójmiastem. Dlaczego? Tam Pani studiowała i potem tam był Pani debiut teatralny w "Już po wszystkim" Edwarda Albee'ego. Po latach wróciła Pani tam z Poznania. Woli być Pani tam czy w Poznaniu?

- To jest dość trudne pytanie ponieważ gdyby policzyć wszystkie lata, które spędziłam w Poznaniu i w Trójmieście wyszłoby na to, że więcej lat spędziłam jednak w Poznaniu.

Ale od wielu lat związana jest Pani z Wybrzeżem?

- Tak to jest, że artysta jest tam gdzie otrzymuje propozycje, które wydają mu się nęcące.

Czy to znaczy, że w Poznaniu w pewnym momencie zabrakło dla Pani takich propozycji. Pamiętamy przecież wiele wspaniałych Pani ról w Teatrze Nowym jak Szansonistka w "Decadance" czy Panna Młoda w "Weselu".

- Tak, ale w pewnym momencie zabrakło dla mnie propozycji.

Jak wielu aktorów w pewnym momencie zdecydowała się Pani na bycie dziennikarką telewizyjną. Jakim doświadczeniem było to dla Pani?

- To było zupełnie nowe doświadczenie. Otrzymałam nowe zabawki i wiele nauczyłam się w Telewizji. Dla mnie niezwykłe było właściwie wszystko. To, że trzeba było mówić własnym tekstem i jeszcze zmieścić się w określonym czasie, że spotykam nieustannie nowych, wspaniałych ludzi. To, że codziennie jest premiera. Myślę, że była to niezwykle cenna nauka. Oprócz tego spodobała mi się praca podczas montowania programu, pisania scenariusza. To było pasjonujące. Choć z pisaniem scenariuszy i reżyserią mierzyłam się już w Radiu Merkury i była to niezapomniana przygoda z teatrem wyobraźni.

Jakim doświadczeniem były dla Pani słuchowiska radiowe?

- Ja wybierałam temat i te słuchowiska pisałam. Były to projekty całkowicie autorskie. Dlatego tak ważny był fakt, że Wojciech Biedak zaufał mi i pozwolił mi na realizację tych moich pomysłów. Było to niebywale cenne, bo ja nie do końca wierzyłam, że potrafię. Nieumiejętności nadrabiałam pracowitością i fascynacją. To, ze otrzymałam wsparcie od Wojciecha Biedaka i Irenki Goszczyńskiej było dla mnie bardzo ważne. Tak powstał Federico Garcia Lorca - "Kierunek śmiercią" i następne słuchowiska. Wtedy nie było jeszcze festiwalu "Dwa teatry" w Sopocie. Festiwal słuchowisk Polskiego Radia w Bolimowie pod Warszawą pełnił funkcję najbardziej autentycznego przeglądu twórczości radiowej i tam to słuchowisko otrzymało wyróżnienie. Było to dla mnie ogromnym sukcesem, że taki debiutancki utwór został życzliwie zauważony przez jury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji