Artykuły

Nowe Wyzwolenie

"WYZWOLENIE" należy, obok "Wesela", do najczęściej wysta­wianych sztuk Stanisława Wys­piańskiego. Popularność "Wese­la" nie dziwi, z "Wyzwoleniem" sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Nie ma chyba w naszej literaturze dramatycz­nej sztuki mniej jednoznacznej, trudniej poddającej się interpre­tacji, a przy tym ideowo waż­kiej, artystycznie bogatej. Każ­demu inscenizatorowi stawia ona opór i dlatego może prowokuje tak wielu. Ze skutkiem na ogól nie najlepszym. Autorska wielo­znaczność łatwo się bowiem przeobraża w bełkot, artystycz­ne bogactwo w tandetę, idea po­kracznieje w pokrzykiwania o Polsce.

I oto reżyser Konrad Swinar­ski w krakowskim Teatrze Sta­rym pokazał "Wyzwolenie" kla­rowne, wstrząsające i piękne. Po pamiętnych i słynnych już "Dziadach", drugie to w niedłu­gim czasie wydarzenie w na­szym życiu teatralnym, które zawdzięczamy temu reżyserowi (i temu teatrowi). Jest to poza tym jeden z tych spektakli, które dotykają spraw żywych, prowokują do przemyśleń, zas­kakują aktualnością wielu pro­blemów.

Wyspiański był obsesjonatem narodowości, polskości. Mit Polski, Polaków obecny jest w nie­mal każdym jego dziele. I w "Wyzwoleniu" jest to sprawa, wokół której toczą się sceniczne dzieje. Nigdy jednak nie był to mit sielankowy, tuszujący sprzeczności, ani jak w nacjo­nalizmach krzepki i groźny. Bliższy był Wyspiański drugie­go bieguna oceny rzeczywistoś­ci - pamfletu, zajadłej kryty­ki, gorzkiego szyderstwa.

Dramat został napisany w r. 1902. Jego akcja rozgrywa się na scenie teatru krakowskiego (mamy więc tu do czynienia z "teatrem w teatrze"), gdzie ak­torzy próbują nową sztukę o współczesności. Scena zaludnio­na jest przez tłum postaci, re­prezentujących wszystkie stany. Pośród nich, chłopów i szlach­ciurów, dostojników kościelnych i inteligentów, toczy się drama­tyczny i groteskowy, pijacki i patetyczny dialog o Polsce, o narodowej woli i niewoli, o sposobach jej przezwyciężenia. Wymiaru tragedii nabiera ten dyskurs o "naszych polskich sprawach", gdy włącza się weń Konrad, bohater obdarzony wy­zwoleńczą misją, owładnięty żą­dzą czynu, którego jednak nie potrafi spełnić.

Inscenizacja Swinarskiego z trudem poddaje się opisowi, w każdym razie takiemu, na jaki można sobie pozwolić w krót­kiej recenzji. Jest ona zarazem monumentalna i kameralna, wy­stawna i pełna prostoty. Bajecz­nej barwności scen zbiorowych przeciwstawia reżyser roztopio­ne w szarości sceny z Maskami, pantomimicznym wyczynom Karmazyna (Wiktor Sadecki) i Hołysza (Jerzy Radziwiłowicz - oszczędność gestu i celność sło­wa Konrada.

Główną rolę, wymagającą trzygodzinnej koncentracji, gra Jerzy Trela i jest to gra znako­mita. Nie wiem czy w repertua­rze romantycznym ma ten aktor w tej chwili równego so­bie w Polsce.

Trudno również nie wspom­nieć o pięknej scenografii Kazimierza Wiśniaka i muzyce Zygmunta Koniecznego, która, choć służebna wobec całego spektaklu, jest jego dodatkową wartością.

To świetne przedstawienie kończy się sceną, którą niełat­wo zapomnieć. Oślepiony przez Erynie Konrad, klęcząc w gas­nącej smudze reflektora, tnie powietrze szlachetną karabelą raz za razem, z rozpaczą coraz bardziej bezsilną. Jest to obraz tej rangi i tej siły co chocholi taniec kończący "Wesele". I jak tamten - może się śnić po no­cach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji