Artykuły

Czy to się godzi?

Pytacie mnie często, drodzy czytelnicy, co myślę o decyzji Olivera Frljića, by nie przyjeżdżać na kuratorowany przez siebie festiwal Malta - pisze Witold Mrozek.

Rzecz jasna, najpierw myślę: "słabo". Reżyser dostarczył swoją absencją satysfakcji skrajnie prawicowym bojówkarzom, tym od obrzucania teatrów racami i tym z łamów poczytnych tygodników. Dla nich to wygrana walkowerem. Rozumiem, że to może męczyć: tłumaczenie, iż "bluźnierstwo" nie jest wcale pojęciem z zakresu polskiego prawa, a rozmawianie na scenie o zleceniu (fikcyjnego) zabójstwa i granicach teatralnej fikcji w ogóle nie jest tym samym, co zamach na Pierwszego. Tym niemniej na zakończenie swojej czteroletniej niemal polskiej epopei Frljić mógłby zrobić ten jeden jeszcze wysiłek. Zwłaszcza, że przyjazd to żadne ryzyko - może Polska roku 2017 jest krajem dość ponurym, ale przecież, na miłość boską, nikt by Frljića nie aresztował.

Trudno zgodzić się też z argumentem, że dalszą pracą w Polsce Frljić legitymizowałby rządy PiS-u. Żaden artysta nie stał się wrogiem publicznym rządzącej naszym krajem formacji w takim stopniu, jak Frljić - nie sposób spojrzeć na "Klątwę" jak na "wentyl bezpieczeństwa". Decyzja Glińskiego, by prawem kaduka odebrać Malcie zakontraktowaną już dotację, jest oczywiście skandaliczna - co nie zmienia faktu, że Frljić otrzymał ze strony tzw. środowiska olbrzymie wsparcie, często z nieoczywistych zakątków polskiego bagienka.

Zatem - rozczarowanie? Nie zapominajmy jednak, że Oliver Frljić zrobił u nas bardzo dużo. Gdy zdawało się już, że polski teatr polityczny traci zdolność obchodzenia kogokolwiek poza tzw. środowiskiem, przybysz z Bałkanów rozpętał największą teatralno-polityczną awanturę po 1989 r. I wziął na cel kościół katolicki - do tej pory krytykowany przez twórców rodzimego teatru politycznego raczej oględnie. Co mówi o naszej kulturze teatralnej fakt, że najpotężniejszą i najbardziej reakcyjną instytucją naszego życia społecznego musiał zająć się dopiero deklarujący beznarodowość obywatel chorwacki? I czy lewicowo-liberalni uczestnicy naszej kultury oczekują teraz, że stanie on za nich na barykadzie?

Jasne, Frljić mógłby oczywiście na barykadzie jeszcze trochę postać, zwłaszcza skoro mówił o sobie, że czuje się "częścią kultury polskiej". Ale cóż, artyści mówią w wywiadach różne rzeczy. Zresztą kultura polska obfituje w manifestacje zmęczenia, rezygnacji i emigracji wewnętrznej lub zewnętrznej. Czy warto te wzorce powielać, to inna sprawa.

Tak czy owak. nieobecność Frljića nie unieważnia eksplozji, jaką w polskiej kulturze była "Klątwa". Odpuśćmy sobie choć raz to nasze "wypada czy nie wypada", "czy to się godzi", to arcypolskie romantyczne oczekiwanie, że artysta zostanie jeśli nie męczennikiem, to Autorytetem, mędrcem i wieszczem, senatorem Unii Wolności albo chociaż liderem bądź członkiem jakiegoś komitetu. Zwłaszcza, że "własne" komitety już mamy - zapraszam oburzonych, barykada czeka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji