Artykuły

Północne światło na warszawskiej Pradze

"John Gabriel Borkman" w reż. Zbigniewa Zapasiewicza w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Joanna Hvalen w "Dagbladet".

Uczucia a pieniądze, życie a śmierć

Wspaniała interpretacja tekstu, oszczędna i wymowna scenografia, współgrające z tekstem kostiumy, świetnie dobrana obsada i fantastyczna gra aktorów złożyły się na niezwykle udane i niezapomniane widowisko, godne uczczenie stulecia śmierci Ibsena.

Teatr Powszechny jest usytuowany w okolicy powszechnie uważanej za trudną. Najbliższe sąsiedztwo to Jarmark Europa, ulica Brzeska, dworzec Wschodni, miejsca nieozdobione, poobdrapywane, siedliska patologii społecznych. Jednocześnie są to może ostatnie autentyczne miejsca w szybko zmieniającej się Warszawie, gdzie jak grzyby po deszczu wyrastają architektonicznie koszmarne centra handlowe z przeraźliwie bogatym wyborem towarów konsumpcji masowej i luksusowej. Sztuka i pieniądze, nieodłączne dychotomie cywilizacyjne, znajdują swój obraz w inscenizacji sztuki John Gabriel Borkman, napisanej ponad sto lat temu przez mistrza dramaturgii norweskiej i światowej, Henryka Ibsena, i wyreżyserowanej przez wirtuoza sceny polskiej Zbigniewa Zapasiewicza. Świat Borkmana to pełen przepychu dom, jaki można znaleźć w willowej części Saskiej Kępy. Bohater sztuki, John Gabriel, spędził ostatnie 16 lat w areszcie, wiezieniu, wreszcie twierdzy-domu, skąd nie wychodził po odsiedzeniu wyroku za malwersacje i nadużycia popełnione w banku, którego był dyrektorem. Akcja sztuki to ostateczne porachunki pomiędzy bohaterami rodzinnego dramatu, obudzeniem się głównego bohatera do życia, paradoksalnie zakończonym jego śmiercią. Odtwórca głównej roli to zarazem reżyser sztuki. Trudne te zadania łączy po mistrzowsku Zbigniew Zapasiewicz. Jego inscenizacja to przedstawienie ponadczasowych problemów życia i śmierci, sensu istnienia, sprowadzonego do podkreślenia roli miłości w życiu ludzkim. Życie spędzone na pogoni za władzą i pieniędzmi kończy się upokorzeniem i osobistą tragedią, jak właśnie życie Johana G. Borkmana i jego żony Gunhildy. Ma on jasne ideały, ale nie kieruje się uczuciami, dlatego kończy życie w pohańbieniu, pragnieniu by na jego grobie zamiast nazwiska, napisano NIKT. Jego żona, pionek w grze męża, próbuje podporządkować sobie syna, który, podobnie jak i jego ojciec, wymyka się jej, jest nieuchwytny. Chyba dlatego, że powoduje nią chęć władzy nad drugim człowiekiem, a nie po prostu miłość do własnego dziecka, przyzwolenie na jego indywidualny, niezależny rozwój i posiadanie własnego zdania. Brak miłości to śmiertelna choroba, jak u siostry żony głównego bohatera, Elli Rentheim, którą Borkman porzuca za młodu, na rzecz jej siostry i stanowiska w banku. Przez całe życie Ella cierpi z powodu nieutulonego żalu i nieuleczonego zawodu. Jedyne co jej zostaje, to majątek, z którego nie może się cieszyć, i własne, inne nazwisko, które chce ofiarować siostrzeńcowi, by żył bez piętna swojego pochodzenia, jako syn malwersanta. Życie w poszukiwaniu piękna i miłości, to życie spełnione, takie, które jest godne człowieka. Ludzie żyjący sztuką, kochający, życzliwi, zostają nagrodzeni. Trzeba żyć chwilą, być dobrym dla innych, iść za głosem uczuć i serca, jak syn głównego bohatera, Erhardt Borkman, jego wybranka Fanny Wilton, Wilhelm i Frida Foldal. Nie odnajdują się w chłodnym świecie północy, niezrozumiani, jak Wilhelm Foldal, lub pragnący ciepła i namiętności, jakie jest udziałem żyjących na południu. Kobiety w inscenizacji Zapasiewicza, to powodujące się uczuciami rozjuszone lwice - walcząca o wyłączność syna Gunhilda, nieutulona w żalu Ella, czy tygrysica w przebraniu róży, Fanny. Mężczyźni to albo nieudani zdobywcy wszechświata jak Borkman, czy niezrozumiany i niedoceniony Wilhelm Foldal. On, zarówno jak i Erhardt Borkman, próbuje żyć bliżej sztuki, uczuć, co jest powodem niezrozumienia i konfliktów z najbliższym otoczeniem. Kreacje artystyczne występujących aktorów, podkreślone doskonale dobranymi kostiumami i oszczędna, a wyrazista scenografia, składają się na wspaniałe przedstawienie, godne prawobrzeżnej Warszawy. Autentyczne, odarte z upiększeń, dotykające kwintesencji życia. Sztuka a pieniądze, uczucia a bezduszność, życie a śmierć.

Wspaniała interpretacja tekstu, oszczędna i wymowna scenografia, współgrające z tekstem kostiumy, świetnie dobrana obsada i fantastyczna gra aktorów złożyły się na niezwykle udane i niezapomniane widowisko, godne uczczenie stulecia śmierci Ibsena. Północne światło na warszawskiej Pradze, dzielnicy kultowej, która ma status off, czyli nie poddającej się komercyjnym trendom - tak podsumowałabym inscenizację Johna Gabriela Borkmana na malej scenie Teatru Powszechnego, sztuki napisanej przez Henryka Ibsena i granej w 100 rocznice śmierci tego wielkiego norweskiego dramatopisarza. Kraina zimy to kult pieniądza, błękitne światło wpadające przez ogromne okna na malej scenie Powszechnego. Młode pokolenie, jak w sztuce Ibsena, jest zmęczone pogonią za pieniądzem, szuka wartości ponadczasowych, jak piękno, uczucia i sztuka. Daje temu wyraz w manifeście młodego pokolenia na scenie Garaż Poffszechny, szuka nowoczesnego wyrazu odwiecznych wartości jakimi jest wiara, nadzieja, miłość. Pomagają im w tym tacy wirtuozi jak Zbigniew Zapasiewicz. Jego inscenizacja dramatu Ibsena jest fantastycznym obrazem, na długo zapadającym w pamięć widza.

Joanna Hvalen, Oslo, Norwegia

Polski przekład recenzji napisanej dla norweskiej Dagbladet po spektaklu "John Gabriel Borkman" obejrzanym w warszawskim Teatrze Powszechnym 5 kwietnia

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji