Artykuły

Absolutna powaga, absolutna próżnia

"John Gabriel Borkman" w reż. Zbigniewa Zapasiewicza w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Życiu Warszawy.

"John Gabriel Borkman" Ibsena w Powszechnym to dotkliwa porażka Zbigniewa Zapasiewicza - reżysera i aktora.

Rozumiem powody, dla których warto mierzyć się z dramaturgią Henrika Ibsena i nie ma tu nic do rzeczy obchodzony właśnie rok norweskiego pisarza. Wyzwaniem jest mocne zaciśnięcie na scenie gorsetu nieubłaganej formy, aby na jeden moment go rozerwać, pozwolić dojść do głosu tłumionym uczuciom. Tak wadzili się z Ibsenem najwięksi - Luca Ronconi w genialnym, pokazywanym kiedyś w Krakowie, przedstawieniu "Ku Peer Gyntowi" oraz Robert Wilson w granej wciąż w Dramatycznym "Kobiecie z morza".

Zbigniewa Zapasiewicza zapewne zainteresował w "Johnie Gabrielu Borkmanie" sam tytułowy bohater - niegdyś dyrektor banku, dzierżący wielką władzę, który po oskarżeniu o defraudację pieniędzy trafił za kratki. Człowiek twardy i mocny jak ziemia, który - wybierając życie bez miłości - skazuje się na samotność i ból. Taki jest Borkman w sztuce Ibsena. Jednak w interpretacji wielkiego aktora zostały z tego jedynie przebłyski. To prawda, bywają rzadkie chwile, gdy Zapasiewicz zrzuca maskę, ale i one nie przełamują monotonii roli i spektaklu.

Szanować Ibsenowską tradycję nie znaczy z marsowymi minami wyrecytować tekst od początku do końca, zastygając w nieruchomych pozach, jak to się dzieje w Teatrze Powszechnym. Długie sceny, w założeniu pełnych dramatyzmu, rozmów sióstr Gunhildy (Joanna Żółkowska) i Elli (Olga Sawicka) nużą niemiłosiernie, bo są całkowicie pozbawione kulminacji.

Fanny (Anna Moskal), czyli femme fatale, o trupio bladej twarzy, budzi tylko politowanie. O młodym Erhardtcie (Maksymilian Rogacki), o którego toczy się walka sióstr, można powiedzieć tyle, że jest. Jedynie Franciszek Pieczka jako stary przyjaciel Borkmana przypomina, czym jest aktorstwo prawdziwych emocji.

Nie kwestionuję szlachetnych intencji Zapasiewicza. Pułapka tkwi jednak w tym, że "Borkman" to dramat absolutnie na serio. Aktorzy więc majestatycznie recytują swe kwestie. Wszystko jest w skali jeden do jednego. I kiedy na tym kończy się pomysł na teatr, absolutna powaga przeradza się w absolutną próżnię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji