Artykuły

Michał Merczyński: PiS może próbować odizolować polską kulturę od świata. Ale artyści sobie poradzą

1 czerwca z inicjatywy Ministerstwa Kultury doszło do połączenia Narodowego Instytutu Audiowizualnego (NInA) i Filmoteki Narodowej w nową instytucję - Filmotekę Narodową - Instytut Audiowizualny. W ten sposób PiS usunął ze stanowiska kolejnego dyrektora ważnej państwowej instytucji - Michała Merczyńskiego. A ten - jako dyrektor Malta Festivalu w Poznaniu (początek 16 czerwca) - jest obecnie na wojennej ścieżce z ministrem Piotrem Glińskim. Rozmowa Romana Pawłowskiego z Gazety Wyborczej z Michałem Merczyńskim.

Roman Pawłowski: Politycy PiS często zaczynają wypowiedzi od formuły: "Przez ostatnich osiem lat Polki i Polacy...", po której następuje opis katastrof, do których doprowadziły rządy PO. A co Polki i Polacy zyskali w tym czasie?

Michał Merczyński: Ponad 200 nowych instytucji kultury zbudowanych dzięki pieniądzom unijnym: muzeów, teatrów, sal koncertowych. Ostatni teatr dramatyczny w Polsce zbudowano od podstaw w latach 60., kolejnym był dopiero Teatr Szekspirowski w Gdańsku otwarty w 2014 r. Dla infrastruktury w polskiej kulturze ten program był tym, czym był plan Marshalla dla powojennej odbudowy Europy.

A co się nie powiodło?

- PO po wygranych wyborach w 2011 r. miało doskonałą okazję, żeby zgodnie z rekomendacją Michała Boniego rozpocząć działania budujące w naszym kraju kapitał społeczny. Budowanie kapitału społecznego to długotrwały i praktycznie niekończący się proces; utrwalanie pewnych wartości i praw, jak prawo do wolności. Tego trzeba uczyć młode pokolenia, społeczeństwo - edukować, ale bez indoktrynacji. To zostało zaniechane.

Jak pan ocenia efekty półtorarocznej polityki kulturalnej PiS?

- Skala spustoszenia w niektórych dziedzinach jest ogromna. Sprawa Teatru Polskiego we Wrocławiu to hańba nie tylko dla władz samorządowych na Dolnym Śląsku, lecz także dla Ministerstwa Kultury, które wspiera złą zmianę w tym teatrze. Zaskakująca była decyzja, aby powierzyć dyrekcję Starego Teatru w Krakowie ludziom, którzy nigdy nie prowadzili dużego repertuarowego teatru. Podobnie jak połączenie Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku z istniejącym na papierze Muzeum Westerplatte - tylko po to, aby odwołać dyrektora Piotra Machcewicza.

Największa dewastacja ma miejsce w mediach publicznych. Przemilczmy już Opole. Kiedyś NInA koprodukowała z TVP kilka - w najlepszym okresie - osiem spektakli teatralnych rocznie, pokazywanych w Studiu Teatralnym Dwójki i w Jedynce.

Były zaawansowane plany, aby w ubiegłym roku na 400. rocznicę śmierci Szekspira zrobić "Makbeta" w reżyserii Krystyny Jandy. Gotowe już plany telewizja wyrzuciła do kosza.

PiS kładzie akcent na ochronę dziedzictwa i kultywowanie przeszłości. Poprzednia ekipa tę sferę zaniedbała?

- To nie jest prawda, że tylko PiS dba o dziedzictwo. Za PO obok nowych instytucji prowadzono remonty zabytków. Dzięki tej wstrętnej UE materialne dziedzictwo miało się dobrze.

A co my robiliśmy w NInA? Archiwa to przecież ochrona przeszłości. Sięganie do nich pozwala się rozwijać kulturze. Podam jeden przykład: Muzeum Literatury powierzyło nam kolekcję krótkich filmów 8,5 mm, które przed wojną nakręcił kamerką Pathe August Zamoyski, rzeźbiarz i globtroter. Na jednym z nich zarejestrował Witkacego, jak z żoną Jadwigą Unrug i przyjacielem Romanem Jasińskim odgrywa slapstickowe sceny pod mostem Poniatowskiego w Warszawie. To jest bezcenne znalezisko, które będzie inspiracją dla artystów i badaczy.

Różnica jest taka, że PiS traktuje kulturę jako narzędzie wspierające wartości tej partii. I tylko te.

Platforma tego nie robiła?

- Nie w takim stopniu.

1 czerwca NInA i Filmoteka Narodowa zostały połączone przez ministra Glińskiego w nowy twór: Filmotekę Narodową - Instytut Audiowizualny (FINA). Obie instytucje zajmują się podobną działalnością: zachowują i udostępniają dziedzictwo audiowizualne. Dlaczego pan krytykował to połączenie?

- Łączenie obu instytucji jest oparte na fałszywych przesłankach. Najważniejsze jest łączenie archiwów i ich udostępnianie, a nie łączenie instytucji.

Jak pan się dowiedział o planach łączenia?

- Najpierw minister Piotr Gliński powiedział na konferencji prasowej, że łączy Filmotekę z PISF-em - później zostało to zdementowane, chodziło o NInA. Potem zapadła cisza. Żyliśmy jak w matriksie, wiedzieliśmy, że coś będzie, ale nie wiadomo co. W lipcu 2016 r. wiceminister Jarosław Sellin zaprosił mnie na spotkanie i powiedział, że będzie łączenie. Powiedział, że chodzi o lepsze wykorzystanie potencjału technologicznego i wiedzy NInA w celu zabezpieczenia dziedzictwa Filmoteki Narodowej.

A można to osiągnąć bez łączenia?

- Oczywiście, myśmy to robili przez te wszystkie lata. Filmoteka była jednym z naszych kluczowych partnerów w programie digitalizacji. To prawda, że Filmoteka jest niedoinwestowana, a magazyny, w których przechowywane są filmy analogowe, są w złym stanie. I to jest główny problem, ale do jego rozwiązania nie potrzeba łączenia instytucji. Ministerstwo myślało, że przeniesie się zbiory Filmoteki do naszego archiwum analogowego. Tylko że to jest podręczny 300-metrowy magazynek! W Filmotekę trzeba po prostu wpompować dużo pieniędzy.

Jak przebiegał proces łączenia?

- Przez rok obie instytucje były w dryfie. Minister Gliński powołał pełnomocnika Dariusza Wieromiejczyka, który nie zrobił nic, aby przygotować program przyszłej instytucji. Powtarzał tylko w kółko te dwa zdania ministra Sellina. Kiedy dowiedzieliśmy się o planach połączenia z Filmoteką, napisaliśmy ekspertyzę, w której podaliśmy argumenty przeciwko łączeniu. Zawarliśmy tam także rekomendacje dla nowej instytucji, gdyby minister nie zmienił zdania. Czy ktokolwiek z ministerstwa odniósł się do tego dokumentu? Oczywiście, że nie. Potem napisaliśmy jeszcze jeden list z nowymi argumentami. Bez odpowiedzi.

Wiceminister kultury Paweł Lewandowski podczas debaty w Senacie sugerował, że za wolno pracujecie. Pracownia digitalizacji w NInA mogłaby działać na trzy zmiany, w ten sposób można by zrekonstruować 20 filmów rocznie zamiast 12.

- Mamy to szczęście, że wielu twórców tych filmów uczestniczy w rekonstrukcji. Prof. Witold Sobociński był z nami w kontakcie, gdy rekonstruowaliśmy "Sanatorium pod Klepsydrą", Andrzej Wajda nadzorował rekonstrukcję zapisu "Umarłej klasy", słynnego spektaklu Kantora. Chciałbym zapytać pana ministra Lewandowskiego, na którą zmianę miałbym zaprosić Witolda Sobocińskiego? Na trzecią - od 22 do szóstej rano? Poza tym - co to jest 20 filmów rocznie? W zasobach Filmoteki jest ponad 100 tys. filmów.

Co trzeba zrobić, aby ratować taśmy z filmami, których trwałość się kończy?

- Stworzyć program, który uruchomi pieniądze na digitalizację. Przez trzy lata pracowaliśmy nad takim programem w kilka instytucji: TVP, Polskie Radio, Zespoły Filmowe, Filmoteka, PISF i NInA, która miała stworzyć bramkę, przez którą użytkownicy korzystaliby z zasobów pozostających na serwerach poszczególnych instytucji. To było unikatowe rozwiązanie, Polska byłaby wzorem.

Dlaczego to nie wyszło?

- Ministerstwo Cyfryzacji już pod nowym kierownictwem odrzuciło wnioski PISF, Filmoteki i NInA, przyjęło tylko wnioski TVP i Polskiego Radia. Filmoteka i PISF wystąpiły teraz z nowymi wnioskami, ale już nie słyszymy o budowie sieci połączonych zasobów.

Ze statutu Filmoteki Narodowej - Instytutu Audiowizualnego wypadło zdanie o tym, że zadaniem instytucji jest poszukiwanie nowych rozwiązań dla kultury cyfrowej. Tracimy coś, co było istotą NInA - szukanie nowych możliwości, które wykraczają poza dzisiejsze myślenie.

A jakie nowe możliwości dla kultury cyfrowej znaleźliście?

- Jako pierwsi na świecie wydaliśmy płytę 3D z muzyką klasyczną, kiedy nie było jeszcze powszechnie dostępnego sprzętu do domowego odtwarzania takich płyt. Pytano mnie wtedy, dlaczego. Dlatego, aby ta płyta stanęła kiedyś na półce obok "Avatara". I tak się stało, dzisiaj każdy, kto ma telewizor z funkcją 3D, może ją obejrzeć.

W siedzibie NInA, w sali audiowizualnej Ziemia obiecana mamy jedyny w Warszawie system trójwymiarowego dźwięku Dolby Atmos. W ubiegłym roku w tym systemie nagrano "Pasję" Pendereckiego i "Oratorium o św. Wojciechu" Góreckiego. Podobnym działaniem jest próba stworzenia filmu w technologii VR na podstawie sztuki Doroty Masłowskiej "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku". I to możemy stracić, jeśli nowa instytucja nie będzie inwestowała w przyszłość.

Nikt w Europie nie ma tylu atrakcyjnych, istotnych materiałów, które dzisiaj znajdują się w Ninatece - serwisie NInA. Są tam całe spektakle Lupy, Jarzyny, Warlikowskiego, ale też Piotra Cieplaka czy Kazimierza Brauna. Jedynym spektaklem, który jest w całości dostępny na portalu Google Cultural Institute, jest "(A)polonia" Krzysztofa Warlikowskiego - myśmy go tam umieścili.

Na dyrektora FINA szykował się Dariusz Wieromiejczyk, ale w ostatniej chwili dyrekcję zaproponowano pańskiej dotychczasowej zastępczyni Katarzynie Chałubińskiej-Jentkiewicz. To dobry ruch?

- Katarzyna Chałubińska-Jentkiewicz jest wybitnym ekspertem od spraw prawa audiowizualnego. Domyślam się, że ktoś w ministerstwie doszedł do wniosku, że jednak na tym stanowisku potrzebne są kompetencje i doświadczenie. Mam nadzieję, że nie będzie to tylko funkcja pełniącej obowiązki.

Kiedy artyści zbojkotowali festiwal piosenki w Opolu, minister Gliński stwierdził, że polityka brutalnie weszła do kultury. Jednocześnie zapowiedział wycofanie dotacji dla Malta Festivalu, bo jego kuratorem jest Oliver Frljić, reżyser głośnej "Klątwy" w warszawskim Teatrze Powszechnym.

- To mi się w głowie nie mieści. Ministerstwo od dwóch lat wie, kto będzie realizował poszczególne edycje Malta Festivalu. W zeszłym roku komisja powołana przez ministra przyznała Malcie dotację na trzy lata, po 300 tys. zł na każdy rok. We wniosku jest wyraźnie napisane, że w 2017 r. program jest poświęcony Bałkanom, a kuratorami są Oliver Frljić i Goran Injac.

Czy urzędnik może cofnąć dotację, bo kurator został tymczasem oskarżony przez prawicę o obrazę uczuć religijnych?

- Absolutnie nie. Mamy podpisaną umowę, którą co roku aktualizujemy. Gdybym w lutym po premierze "Klątwy" chciał zrezygnować ze współpracy z Oliverem Frljiciem, byłby to dla ministerstwa powód do zerwania umowy.

Kiedy usłyszeliśmy informację o wycofaniu dotacji, wysłaliśmy pismo do ministerstwa z prośbą o podpisanie umowy. Dziś już wiemy, że minister podjął decyzję, że nie przekaże dotacji w tym roku.

Co zamierzacie?

- Będziemy dochodzić swoich racji na drodze prawnej.

Zrobiliście zbiórkę publiczną na festiwal na portalu Wspieramkulture.pl pod hasłem: "Zostań ministrem kultury".

- To jest w tym wszystkim najwspanialsze. Na nasz apel odpowiedziało już ponad 1,3 tys. osób, które wpłaciły w sumie blisko 100 tys. zł.

W czwartek zaczęła się też internetowa aukcja dzieł artystów, którą zainicjował Mariusz Wilczyński, wybitny twórca filmów animowanych. Rozesłał do przyjaciół artystów własnoręcznie wykaligrafowany list z prośbą o udział i przekazanie dzieł. Wszyscy odpowiedzieli pozytywnie. Mamy kilkadziesiąt prac, które niebawem znajdą się na portalu Charytatywni.allegro.pl. Będzie tam można licytować m.in. kasetę VHS z zapisem legendarnego spektaklu Grzegorza Jarzyny "Bzik tropikalny" i program do tego spektaklu z dedykacją oraz suknię Mai Ostaszewskiej ze spektaklu "Francuzi" Krzysztofa Warlikowskiego. Paweł Łysak i zespół Teatru Powszechnego przekazali racę z manifestacji przed spektaklem "Klątwa", Jan Lauwers z Needcompany przekazuje swoje rysunki. Najbardziej spektakularny jest "Habitat", czyli 5,5-metrowa rzeźba Jarosława Kozakiewicza prezentowana obecnie na wystawie w Zachęcie. Agnieszka Holland i Paweł Pawlikowski dają dzień na swoim planie filmowym, Jacek Bromski oferuje epizod w swoim nowym filmie. Hitem jest wspólna kolacja z Mateuszem Kościkiewiczem, Andrzejem Chyrą i Jerzym Skolimowskim.

W drugim dniu festiwalu na pl. Wolności w Poznaniu będziemy od godz. 15 licytować bezpośrednio kilka dzieł.

Trzy lata temu po protestach prawicy odwołał pan spektakl Rodrigo Garcii "Golgota Picnic", który miał być prezentowany na Malta Festivalu. Dzisiaj mimo podobnego nacisku nie odwołuje pan współpracy z Oliverem Frljiciem.

- Wtedy byliśmy w innej sytuacji. W urzędzie miasta zgłoszone były dwie manifestacje łącznie na 50 tys. osób. Ani prezydent miasta, ani policja nie wspierali nas w kwestii ochrony. Była obawa o zaatakowanie pl. Wolności, gdzie jest centrum festiwalowe.

Dzisiaj sytuacja w Poznaniu zmieniła się: nie ma zapowiedzi masowych manifestacji. Prezydent Jacek Jaśkowiak, kiedy okazało się, że minister nie chce nam dać środków, spotkał się ze mną i zadeklarował wsparcie.

W podobnych okolicznościach Paweł Łysak, dyrektor warszawskiego Teatru Powszechnego, nie zdecydował się odwołać "Klątwy" mimo zapowiedzi oblężenia teatru przez narodowców i grupy ultrakatolickie.

- Obecnie policja broni Powszechnego przed bojówkami, zapewnia bezpieczeństwo obu stronom. Może sytuacja przy "Golgocie" nas uodporniła. Strachu jest mniej.

TVP nie informowała szeroko o sukcesie filmu Agnieszki Holland "Pokot" na Berlinale, przemilczała projekcję zrekonstruowanego filmu Andrzeja Wajdy "Człowiek z żelaza" w Cannes z udziałem Lecha Wałęsy. Jakie mogą być konsekwencje polityki izolacji, którą PiS prowadzi pod hasłem "wstawania z kolan"? Czy w ogóle można odizolować polską kulturę od światowego życia kulturalnego?

- Można próbować, ale nie sądzę, aby ktoś zablokował w Polsce internet. Najbardziej zagrożony jest dzisiaj teatr. Ale artyści sobie poradzą. Ważne jest, żeby ich wspierać. I to będziemy robić dalej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji